Nadkontrola w związku. Gdy jedna ze stron oczekuje, że cały świat zniknie
Psycholodzy i seksuolodzy nieustannie powtarzają, że o związek trzeba dbać. Inaczej partnerzy zaczną się od siebie oddalać, a miejsce czułych słówek zajmą milczenie i obojętność. Co zrobić jednak, gdy o chłodzie nie ma mowy, bo emocje rozgrzewa potrzeba patologicznej bliskości jednej ze stron? Na to pytanie odpowiada w rozmowie z WP Kobieta Agnieszka Szafrańska-Romanów – psycholog i psychoterapeutka z warszawskiego Centrum probalans.
11.02.2021 08:45
Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Dużo mówi się o małżonkach czy partnerach, którzy przestali rozmawiać, zaczęli żyć obok siebie. Ale przecież nadmiar bliskości też może zniszczyć relację…
Agnieszka Szafrańska–Romanów: Wszystko zależy od tego, jak będziemy rozumieć bliskość. Gdy jest elementem łączącym dwoje ludzi, który oznacza chęć przebywania ze sobą, umiejętność rozmowy, trudno wyobrazić sobie bez niej związek. Bliskość właściwie gwarantuje przetrwanie związku, jest jego kardynalnym elementem.
Zupełnie inaczej rzecz przedstawia się, gdy mówimy o patologicznej potrzebie kontrolowania drugiej osoby, która nie ma nic wspólnego ze zdrową bliskością. Jeżeli jeden z partnerów jest nadmiernie kontrolujący, drugi w którymś momencie zacznie się odsuwać. Będzie miał poczucie, że jego granice są przekraczane, a strefa komfortu i prywatność mocno zawłaszczane przez drugą osobę. To bardzo toksyczne i niszczące nie tylko dla relacji, ale dobrego samopoczucia każdej ze stron.
Jak wyglądają zachowania osoby nadkontrolującej, osaczającej?
To na przykład pozornie niewinne oczekiwanie, że druga osoba będzie nam wszystko mówiła, nie będzie miała tajemnic. Np. gdy kobieta żąda, by partner zrelacjonował jej wszystko, co wydarzyło się w pracy albo na spotkaniu ze znajomymi. Chce wiedzieć, co dokładnie powiedział Karol, a co Tomek; dopytuje nie tylko, gdzie był partner, ale też co jadł, co pił, o czym rozmawiał z kolegami. Chodzi o oczekiwanie szczegółowej relacji dotyczącej życia tej osoby, kiedy kontrolującego przy nim nie ma.
Często stosowanym przez nadkontrolujących środkiem jest szantaż emocjonalny. Gdy partner lub partnerka mówią: "jak mi nie powiesz, co robiłeś, to się obrażę" albo "jak nie będziesz w domu o 17.00, jak się umawialiśmy, to z nami koniec". Niestety, nieraz bywa i tak, że kartą przetargową jest seks. Seksem nagradza się i karze partnera. Albo oczekuje od niego przepraszania, błagania o powrót do normalności, gdy powodów do przeprosin tak naprawdę nie ma - np. ktoś nie odebrał telefonu, bo był zajęty. Nadkontrolujący często wyolbrzymia sytuacje, niepotrzebnie nadaje im znaczenie.
Są związki, w których te zachowania traktuje się jak chleb powszedni.
Co nie oznacza, że powinniśmy się na nie godzić. Stawianie granic na każdym etapie związku jest bardzo ważne. Tych zachowań, które są przejawami nadkontroli, jest dużo. Klasyczna, niemal filmowa rzecz, czyli sprawdzanie sms-ów, maili, telefonów, mediów społecznościowych, wchodzenie bez pytania na pocztę, wypytywanie o znajomych, do których napisaliśmy wiadomość. Każdy, nawet w bliskim związku, ma prawo mieć swoje sprawy. W związku opartym na pełnym emocjonalnym zaufaniu nie powinno być potrzeby sprawdzania prywatnej korespondencji.
Do takich zachowań należy też umniejszanie partnerowi, które częściej stosują mężczyźni. Mówienie: "beze mnie byś sobie nie poradziła, dalej mieszkała z rodzicami; nikogo byś sobie nie znalazła" lub "gdyby nie ja, nic byś nie osiągnął".
A mówienie 15 razy dziennie "kocham cię" i oczekiwanie tego samego od partnera?
Tak, bo w życiu ważny jest umiar. Mówienie "kocham cię", okazywanie czułości jest bardzo ważne, niezależnie od stażu związku. Ale jeśli partnerka oczekuje czułości, buziaków, przytulenia i wyznań miłości, gdy partner jest właśnie bardzo zajęty pracą, może osiągnąć odwrotny efekt.
Nadmierne oczekiwanie czułych słów, gestów, ale też ostentacja w okazywaniu uczuć w towarzystwie, to zachowania, które przekraczają granice i mogą wchodzić w zakres działań osoby nadkontrolującej. Bo nadkontrola to właśnie przekraczanie granic. Osoba nadkontrolująca ma duży problem z szanowaniem granic drugiej osoby, co może rozciągać się także na inne zachowania.
Osaczenie, nadmierne kontrolowanie często z automatu kojarzymy z zazdrością.
To może być klasyczna zazdrość, ale też np. separowanie partnera czy partnerki od innych ludzi: przyjaciół, znajomych, rodziny. Często towarzyszy temu narracja: "koncentrujmy się na naszym związku, bądźmy dla siebie we dwoje". Trzeba pamiętać, że związek powinien być dla partnerów najważniejszy. Natomiast wejście w niego nie oznacza, że inni ludzie przestają istnieć. A często nadmiernie kontrolujący partner oczekuje, że cały świat wokół zniknie, że będziemy "tylko my".
Mówiłam o sprawdzaniu telefonu czy korespondencji. Czasem kontrolujący partner idzie o krok dalej: instaluje programy szpiegujące, które pokazują, gdzie druga osoba przebywa w danym momencie, z kim się kontaktuje, nagrywa rozmowy… To jest bardzo patologiczny przykład, ale oczywiście takie rzeczy się zdarzają.
Czy są osoby bardziej podatne na zatracenie się w związku, które prowadzi później do osaczania czy kontrolowania partnera?
Tak – te, które borykają się z niskim poczuciem własnej wartości. Boją się, że partner czy partnerka je opuści i sobie nie poradzą. Taka osoba będzie stosować nadmierną kontrolę, żeby uśmierzyć lęk. Niestety, te związki często kończy ucieczka partnera. I wtedy ta przepowiednia pt. "strasznie się bałam, że zostanę sama" sprawdza się. Nadkontrolujący utwierdza się w przekonaniu, że warto było uruchamiać cały ten proces. Nie widzi swojego destrukcyjnego, negatywnego wkładu.
Przyczyn niskiego poczucia wartości można szukać np. w relacji z rodzicami. Zadać pytanie, czy dom był może dysfunkcyjny, alkoholowy, przemocowy? A może matka była nadopiekuńcza, wychowywała dziecko bez pomocy partnera, trzymała je pod kloszem? Ale nie tylko osoby lękowe z niskim poczuciem wartości stosują nadmierną kontrolę.
Kto jeszcze?
Osoby chcące dominować nad partnerem, w tym wypadku częściej mężczyźni niż kobiety. Wtedy nadmierna kontrola ma służyć przejęciu władzy w związku, ograniczaniu przestrzeni drugiej strony.
Pacjenci często zwracają się do pani z problemem nadkontroli w związku?
Tak, jest jednym z problemów, z jakimi ludzie zgłaszają się na terapię par. Najczęściej towarzyszy zazdrości, bo zazdrość i nadkontrola to dwie patologiczne formy zachowania, które się często przeplatają. Więc jak jeden z partnerów zgłasza, że drugi jest zazdrosny, przy okazji najczęściej mamy do czynienia z nadkontrolą.
Co najbardziej przeszkadza im w zachowaniu partnera lub partnerki w tym kontekście?
Jako bardzo destrukcyjny zgłaszają np. problem z uporczywym dzwonieniem. Gdy osoba dzwoni do partnera lub partnerki w czasie pracy i nie może połączyć się raz, dzwoni do skutku, choć wie, że druga strona może być bardzo zajęta, mieć właśnie spotkanie. Telefon dzwoni i dzwoni, działa rozpraszająco, w konsekwencji pojawia się gniew. Przy czym komunikat "nie mogę odebrać, bo jestem w pracy" nic nie daje – zazwyczaj poziom lęku osoby dzwoniącej jest tak ogromny, że zwykła rozmowa niczemu nie służy.
Przeczytaj również: Zemsta po zdradzie. Psycholożka: To daje ulgę, ale tylko na chwilę
Jeżeli na terapii par okazuje się, że przyczyną problemu związkowego jest nadmierna kontrola jednej ze stron, nadkontrolujący jest proszony, aby zmierzył się z tym problemem na terapii indywidualnej. Spróbował dojść, gdzie leży przyczyna jego destrukcyjnego zachowania. Bo jeśli nic się nie zmieni, partner najprawdopodobniej nie będzie chciał kontynuować relacji. Zdarza się, że ktoś jest tak zmęczony kontrolującym partnerem, że ucieka w alternatywną relację. Szuka kogoś, z kim będzie mógł być bez ciągłej inwigilacji.
Spotkała się z pani z przypadkiem, gdzie jedyną radą mogło być "uciekaj"?
Problem pojawia się, gdy na terapii jest osoba, która wykazuje rodzaj dysfunkcyjnego zachowania, ale kompletnie tego nie widzi. Zaprzecza słowom partnera, odwraca kota ogonem, kompletnie nie dociera do niej, że jakaś część winy za problem związku leży po jej stronie.
Natomiast rolą terapeuty nie jest mówienie: kończcie ten związek, bo do niczego nie zmierza. Raczej bezsilność w trakcie spotkań, atmosfera, która się wytwarza, może dać do myślenia stronie, która zgłasza problem. Szczególnie kiedy osoba osaczająca trwa przy swoim, nie można liczyć na zrozumienie z jej strony.
Co zrobić, jeśli zaczynamy czuć się osaczeni przez partnera lub partnerkę?
Zazwyczaj pierwsze symptomy, że ktoś ma skłonności do nadmiernej kontroli, pojawiają się na wczesnym etapie związku. Ale czerwone lampki, które wtedy się zapalają, są najczęściej ignorowane, a o sygnałach przypominamy sobie po czasie, gdy nadkontrolujący zaczyna się rozkręcać. To może być np. potrzeba partnera, by zawsze towarzyszyć partnerce – nawet gdy ona chce być sama. Taka osoba szuka pretekstów, np. chce koniecznie odprowadzić ją na spotkanie, mówi, że będzie umilała czas.
Często okazuje się, że pozornie niewinne gesty były zapowiedzią chęci ciągłego sprawdzania drugiej osoby, kontrolowania, co ona robi. Dlatego ważne, by już na pierwszych etapach związku analizować, czy taka sytuacja nas przypadkiem nie denerwuje i dawać sobie prawo do mówienia drugiej stronie o naszych odczuciach. Komunikować np. "to jest bardzo miłe, ale jednak wolałabym iść sama" albo "rozumiem, że chciałabyś spędzić ten wieczór ze mną, ale mówiłem ci już kilka dni temu, że spotykam się z kolegami".
Nadkontrola w związku może z czasem przybierać coraz gorsze formy?
Najczęściej na początku symptomy są lżejsze, a np. po ślubie lub gdy pojawiają się dzieci i partnerzy są związani coraz bardziej, także przez czynniki zewnętrzne, nadkontrola się nasila. Np. wcześniej partner czy partnerka mógł spotykać się ze znajomymi, a teraz już nie, bo kontrolujący osadził się w relacji, zaczął jeszcze bardziej zagarniać przestrzeń.
Jak możemy zahamować ten proces?
Od początku i potem na każdym etapie stawiać granice. Mówić wyraźnie: nie podoba mi się to, nie chcę takiego związku, muszę mieć czas dla siebie. Zdrowy związek nie polega na tym, żeby wszystko robić razem: każda osoba powinna mieć czas na swoje życie: znajomych, hobby. Czasami uświadomienie partnerowi, że jego zachowanie ogranicza moją wolność, pomaga. Jeśli nie, wówczas para potrzebuje ingerencji zewnętrznej, czyli terapii.
Sprawdź także: Marzymy o partnerstwie, żyjemy w patriarchacie
Agnieszka Szafrańska-Romanów jest psychologiem po Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie oraz pedagogiem i dyplomowaną psychoterapeutką po 4-letniej Szkole Psychoterapii INTRA w Warszawie, uprawniającej do wykonywania zawodu psychoterapeuty, terapeutką uzależnień po 2-letnim Studium Terapii Uzależnień i Współuzależnienia przy Instytucie Psychologii Zdrowia oraz absolwentką I-go stopnia Studium Pomocy Psychologicznej dla Par przy Instytucie Psychologii Zdrowia w Wa-wie kończącego się Certyfikatem Psychoterapeuty Par. Pracuje w Centrum probalans w Warszawie (https://centrum-probalans.pl/).