Przejechał pół tysiąca kilometrów dla córki. Cezary walczy o spotkania z dzieckiem
Odkąd była żona przeprowadziła się do Warszawy, Cezary cierpi z powodu ograniczonego kontaktu z córką. Nie jest w stanie pogodzić pracy zawodowej z pokonywaniem 500 km kilka razy w tygodniu, ale córka jest jego oczkiem w głowie.
21.10.2019 | aktual.: 25.10.2019 10:30
– To jest mój akt desperacji. Nie dosyć, że córka mieszka kilkaset kilometrów ode mnie, nie mogę odbierać jej ze szkoły, to na prośbę mojej byłej żony nie mam dostępu również do ocen córki – opowiada Cezary Brak, ojciec który w ostatni weekend pojechał do córki rowerem. Podróż z Grudziądza do Warszawy zajęła mu 15 godzin.
Od 2015 roku Cezary Brak ma utrudniony kontakt z córką. Mężczyzna nie chce zagłębiać się w szczegóły i powody rozwodu, ale przyznaje, że to on złożył papiery. – Ówczesna żona źle traktowała zarówno mnie, jak i córkę, ale nie chcę prać teraz brudów publicznie ze względu na dobro dziecka – opowiada.
Dopóki była partnerka mieszkała w tym samym mieście, mężczyzna mógł regularnie widywać się z dzieckiem. – Przed sądem wywalczyłem spotkania w każdy wtorek, czwartek i w co drugi weekend – wylicza, choć wnioskował o pełną opiekę nad córką. Maja chętnie widywała się z ojcem, który nie tylko otaczał ją troską, ale też starał się zapewniać różnego rodzaju atrakcje.
Wszystko dla Mai
W tegoroczne wakacje zabrał córkę na południe Polski, żeby pierwszy raz pokazać jej góry. Pojechali w czwórkę wraz z nową żoną i jej 8-letnią córką. Gdy ich wspólny czas dobiegał końca, zamiast do Grudziądza, na żądanie byłej żony musieli córkę odwieźć pierwszy raz do Warszawy, gdzie mama zamieszkała razem ze swoim nowym partnerem – wspomina.
Podczas rozwodu sąd, widząc skonfliktowane strony, odebrał Cezaremu prawo wyłącznie do współdecydowania o wyborze szkoły i sposobu leczenia dziecka. W związku z tym matka 7-letniej Mai mogła zmienić miejsca zamieszkania ich córki bez zgody ojca. – Zrobiła to zgodnie z prawem, ale przekazała mi nowy adres dopiero na dwa tygodnie przed przeprowadzką. Dziecko również o niej nie wiedziało – przyznaje.
Ze względu na dużą odległość Cezary nie jest w stanie spotykać się z córką w środku tygodnia. – Zostają nam dwa weekendy w miesiącu i tylko jeden z nich uwzględnia możliwość nocowania córki u mnie – opowiada. – Chciałem, żebym zamiast wtorków i czwartków mógł przyjeżdżać do Mai w piątek wieczorem, ale eksżona skwitowała to krótko: "Nie. Jeśli chcesz, to idź do sądu" – dodaje.
Sprawa trafiła już na wokandę, ale trzeba będzie trochę na nią poczekać. Tymczasem dla mężczyzny każda minuta z córką jest na wagę złota. – Wyjeżdżam w sobotę o 6 rano, żeby punktualnie o 10 móc ją zabrać. Po ośmiu godzinach odwożę ją do matki i, albo wracam na noc do Grudziądza, albo wykupuję nocleg w hotelu. Gdybym spóźnił się kilkanaście minut, będzie czekała na nas już policja, bo o tym zawsze uprzedza była żona – opowiada.
Cezary Brak przyznaje, że przy obecnych okolicznościach pieniądze szybko topnieją. – Paliwo, hotel, tysiąc złotych alimentów to bardzo dużo, a należy pamiętać, że kupuję Mai również wszystkie niezbędne rzeczy do szkoły i do ubrania. Mimo że to była żona otrzymuje pomoc od państwa, to ja kupiłem niezbędne przybory do szkoły i plecak – mówi. Jednak kwestia pieniędzy dla niego schodzi na drugi plan. – Dla córki zawsze znajdę pieniądze, aby niczego jej nie brakowało. Choćbym miał wykopać je spod ziemi – zapewnia.
Ojcowie mają pod górkę
Cezary załamuje ręce widząc, w jak trudnej sytuacji są w Polsce samotni ojcowie. – Byłe żony utrudniają kontakty z dziećmi, a sądy są zazwyczaj bardziej przychylne matkom dzieci – twierdzi.
To prawda. Według badań GUS z 2013 roku, 4 proc. ojców ma przyznane przez sąd prawo do wychowywania dzieci. Należy jednak zaznaczyć, że statystki odnoszą się wyłącznie do decyzji sądu. Nie jest uwzględnione w tym, ilu ojców wnioskowało o to, aby dziecko było pod ich opieką. Często mężczyźni dobrowolnie zgadzają się, żeby dziecko mieszkało z matką.
W tym przypadku ojciec dziecka robi wszystko, co w jego mocy, żeby móc spotykać się z córką i aktywnie uczestniczyć w jej wychowaniu. 16 października wpadł na pomysł, aby pojechać do Mai rowerem. – Napisałem o tym na Facebooku i momentalnie dostałem setki wiadomości – wspomina. Mieszkańcy Grudziądza zatroszczyli się o każdy detal podróży – Ktoś kupił nową dętkę, ktoś przyniósł mi dobrą lampkę – opowiada.
Cezary dostał również na kilka dni małego busa: "Masz, zrób z nim co chcesz, może ci się przydać". Następnie odezwała się drukarnia, która w ekspresowym tempie okleiła samochód napisami oraz firma cateringowa z ciepłym jedzeniem na podróż. Pomoc nadchodziła z każdej strony.
Gdy wszystko było gotowe, mężczyzna zadzwonił do Mai z nowiną. "Supeeer!" – usłyszał w słuchawce rozradowany głosik 7-letniej córeczki.
Cezary wyruszył równo w sobotę o północy. Przez pierwsze kilkanaście kilometrów towarzyszyło mu wielu mieszkańców Grudziądza. Później tata Mai był już zdany na siebie oraz kolegę, który jechał za nim busem. – Byłem bardzo zmotywowany i nieustannie myślałem o córeczce, o tym jak bardzo była radosna, że będzie mogła mnie zobaczyć – wspomina.
Mężczyzna pierwszy postój zrobił dopiero po czterech godzinach. – Była szósta rano, było już dość zimno i zatrzymałem się na stacji benzynowej w Sierpcu, aby ogrzać organizm – mówi. Ku zdziwieniu Cezarego sprzedawca go rozpoznał. – O, to pan! Kojarzę pana z Facebooka! Jedzie pan rowerem do córki – powiedział podekscytowany i podziwiając zdesperowanego tatę, ufundował mu ciepły napój.
Nie tylko w Sierpcu rozpoznano Cezarego. Na trasie ludzie machali mu z samochodów i pokazywali uniesione w górę kciuki. Co więcej, kilku kolarzy dołączało się na chwilę do zdeterminowanego ojca. – Jeden z nich powiedział, że jest w podobnej sytuacji i kibicuje mi z całego serca. To było bardzo budujące – wspomina.
Cezary dojechał do Warszawy po piętnastu godzinach. Niestety nie udało mu się spotkać z ukochaną córką. Matka dziewczynki zabrała ją z mieszkania.
Mężczyzna nie może mieć pretensji, bo w miniony weekend nie miał prawa do spotkania. – Zaryzykowałem licząc tylko na to, że uda mi się zobaczyć córkę, chociażby w oknie. Ona i tak zazwyczaj spędza sobotnie popołudnie albo w domu, albo w pobliskiej galerii handlowej. Nie chciałem wyjeżdżać w tzw. mój weekend, bo nie wiedziałem, czy uda mi się dojechać na czas, czy coś nie wydarzy się po drodze – podkreśla. – A dla mnie każda sekunda z Mają jest cenna – dopowiada.
Cezary zdaje sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji się znalazł, ale wierzy, że jeszcze kiedyś córka będzie z nim mieszkać. – Gdy skończy 13 lat, nabierze zdolności do czynności prawnych i sama będzie mogła przed sądem zdecydować pod dachem, którego rodziców chce żyć – tłumaczy. – Do tego czasu będę stawał na rzęsach, żeby pokazywać jej, jak bardzo ją kocham – zapewnia.
Skontaktowaliśmy się z byłą żoną Cezarego, aby poprosić ją o komentarz. Niestety kobieta nie zgodziła się na rozmowę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl