Blisko ludziNie chciała szczepić swojego dziecka, policja odebrała je siłą. Takich historii jest coraz więcej

Nie chciała szczepić swojego dziecka, policja odebrała je siłą. Takich historii jest coraz więcej

- Chcą zabić moje dziecko – mówi mama 4-letniego Chase’a. Chłopczyk cierpi na czterokończynowe porażenie mózgowe. Nie chodzi, nie mówi, porusza się tylko dzięki wózkowi inwalidzkiemu. Choć choroba Chase’a ma podłoże genetyczne, jego rodzice twierdzą, że wszystko to jest winą szczepionek.

Nie chciała szczepić swojego dziecka, policja odebrała je siłą. Takich historii jest coraz więcej
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Magdalena Drozdek

23.05.2017 | aktual.: 23.05.2017 11:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jacinda i Marc Walker z Australii uważali, że lekarze chcą zaszkodzić ich dziecku. Nie rozumieli, że choroba syna ma podłoże genetyczne. Ich zdaniem to przez szczepionki 4-letni Chase miał padaczkę i porażenie mózgowe. Jacinda o chorobie syna opowiadała na Facebooku.Twierdziła, że obok szczepionek, które jej syn dostał niedługo po porodzie, zaszkodziło mu podanie witaminy K (zapobiega skazie krwotocznej u noworodków)
.

Historią rodziny Chase’a zainteresowała się opieka społeczna. Pracownicy zabrali dziecko rodzicom i przewieźli do szpitala. Chłopczyk był w fatalnym stanie – był niedożywiony i osłabiony. Lekarze zrobili pierwsze badania, rozpoczęli leczenie, ale Jacinda i Marc postanowili porwać syna ze szpitala.

- Lekarze chcą zabić mojego syna – pisała kobieta.

Policja w Queensland przez kilka dni szukała chłopca i jego rodziców. Udało im się odnaleźć rodzinę. Pracownicy opieki społecznej musieli odebrać dziecko siłą. Dziś sąd zaznacza, że nie chce pozbawiać Walkerów praw do opieki nad chłopcem.

"Daily Telegraph" zauważa, że rodzice Chase'a stali się ofiarami jednego z działaczy ruchu antyszczepionkowców. Lekarz Andrew Katelaris znany jest ze swojej "leczniczej" działalności. W 2005 roku odebrano mu prawo do wykonywania zawodu, a w sądzie toczą się przeciwko niemu dwie sprawy o wyrządzenie szkody pacjentom. Katelaris, jako zagorzały przeciwnik standardowej medycyny i szpitali, leczy swoich klientów naturalnymi olejami. To właśnie u niego mieli przebywać rodzice Chase’a po ucieczce ze szpitala. Zdarzyło się to zresztą już nie pierwszy raz.

Jak podaje "Daily Telegraph", chłopczyk stracił drastycznie na wadze w ciągu zaledwie kilku miesięcy. W lutym tego roku rodzice po raz pierwszy uniknęli interwencji opieki społecznej. Zaczęli pisać bloga o chorobie syna, Jacinda dzieliła się swoją historią z użytkownikami Facebooka, a na plakatach przygotowanych przez grupę antyszczepionkowców przeczytać można było: "Mam na imię Chase i mam 4 lata. Zostałem skrzywdzony przez szczepionki".

Tymczasem w Polsce…

Historie jak ta, która wydarzyła się w Australii, wciąż oburzają opinię publiczną. I kiedy jedni apelują o zdrowy rozsądek, drudzy przyznają rację rodzicom, którzy swoich dzieci nie szczepią. Bo bardzo często kieruje nimi strach o maluchy. Tak jak w tym przypadku z Polski. "Gazeta Pomorska" opisuje historię Iwony z Gniewkowa. Jej pierwsza córka bardzo źle zniosła obowiązkowe szczepienia. Mdlała, miała skoki gorączki, bezdechy.

Iwona przestraszyła się do tego stopnia, że kiedy urodziła drugą córkę, nie zaszczepiła jej.

- Nie zgodziłam się na zaszczepienie Wandy po tym, co po szczepieniu przeszła moja pierwsza córka. Po prostu się bałam. Wolałam to przeciągnąć w czasie. Nim zaszczepię dziecko, muszę mieć stuprocentową pewność, że jeżeli coś się mu stanie, to ktoś pokryje koszty leczenia czy rehabilitacji – tłumaczyła gazecie.

Sprawa nie pozostała jednak bez echa. Dyrektor przychodni w Gniewkowie zawiadomił sąd, że kobieta mogła narazić swoje dziecko na utratę zdrowia lub życia. Rodzice otrzymali już wezwania do sądu.

Justyna Socha, wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP: "Historia pani Iwony boleśnie pokazuje, jak bardzo wszystko jest postawione na głowie.Tylko w dwóch krajach Europy obowiązkowo szczepi się noworodki".

Na stronie powstałego w 2011 roku STOP NOP czytamy: "My, rodzice dzieci, które doświadczyły powikłań poszczepiennych oraz wszystkie osoby, które mają na względzie ich dobro, w celu ich ochrony, apelujemy o podjęcie uchwały o potrzebie stworzenia indywidualnego programu szczepień oraz szerokiej debaty na temat obecnego i ciągle poszerzanego kalendarza szczepień. Stan zdrowia polskich dzieci jest coraz gorszy. Świadczą o tym alarmujące statystyki zachorowań i dramatycznie rosnąca liczba hospitalizacji, co jest bezpośrednio zbieżne czasowo z rozszerzaniem kalendarza szczepień, wzrostem realizacji nowych szczepień zalecanych i użycia nowych szczepionek wieloskładnikowych". Na Facebooku stowarzyszenie ma już ponad 80 tys. obserwatorów.

Walka ze szczepionką

To niejedyny przypadek w Polsce, gdy sprawie nieszczepienia dziecka przygląda się sąd. W ostatnich miesiącach do Sądu Rejonowego w Pile wpłynęły trzy takie zawiadomienia. W jednym przypadku sąd wszczął postępowanie.

Ocenia się, że w kraju ok. 95 proc. osób przeszło szczepienia. Taki odsetek zapobiega szerzeniu się zachorowań na choroby zakaźne, chroniąc nie tylko osoby, które się zaszczepiły, ale również te, które z powodu przeciwwskazań zdrowotnych nie mogły zostać zaszczepione. Ale jak pokazują dane, przybywa osób, które dzieci nie szczepią.

Według Państwowego Zakładu Higieny w 2009 roku zanotowano ok. 3 tys. odmów szczepień. W 2015 roku to już ponad 16 tys. odmów.

- Zmuszają rodziców, żeby kupowali trutki dla własnych dzieci i aplikowali je im pod groźbą kary – pisze jeden z internautów na facebookowym fanpage’u Stowarzyszenia STOP NOP.

Każdego roku Główny Inspektorat Sanitarny opracowuje szczegółową listę szczepień obowiązkowych, czyli refundowanych przez państwo, i zalecanych, za które trzeba zapłacić z własnego portfela. Pierwsze szczepionki podawane są dziecku już w ciągu doby po urodzeniu, niektórzy rodzice jednak świadomie z nich rezygnują.

O rzekomej szkodliwości szczepionek zrobiło się głośno w latach 90. ubiegłego wieku. Dr Andrew Wakefield na podstawie wykonanych badań stwierdził, że istnieje związek między częstością występowania autyzmu u dzieci a podawaniem im skojarzonej szczepionki MMR (przeciwko odrze, śwince i różyczce). Panika wywołana tym odkryciem doprowadziła do spadku liczby szczepień i wzrostu zachorowań na odrę. Jak się później okazało, obawy były bezpodstawne. Badania przeprowadzone zostały nieprawidłowo, w sposób nieetyczny, a ich autor kierował się chęcią zysku na drodze sprzedaży własnej szczepionki przeciw odrze.

- Uważam, że wszystkie dzieci w Polsce powinny być szczepione zgodnie z obowiązującym kalendarzem szczepień obowiązkowych. Szczepienia zalecane powinny być stosowane zgodnie z rekomendacjami. Obowiązek informowania rodziców o możliwości zabezpieczenia dziecka przed chorobami infekcyjnymi, o wskazaniach do szczepień oraz konsekwencjach zaniechania szczepień spoczywa zawsze na lekarzu sprawującym opiekę pediatryczną. Dotyczy to zwłaszcza szczepionek zalecanych, które nie są finansowane przez państwo – mówiła w rozmowie z WP Kobieta dr n. med. Magdalena Neuman-Łaniec, specjalista pediatrii, Ordynator Oddziału Niemowlęcego i Patologii Noworodka Szpitala Dziecięcego "Polanki" w Gdańsku.

Skąd niechęć rodziców do szczepionek? Dwa lata temu stowarzyszenie STOP NOP przeprowadziło ankietę wśród 2000 rodziców. Aż 70 proc. z nich zrezygnowało ze szczepień po zapoznaniu się z informacjami na temat ryzyka. 40 proc. rodziców nie szczepiło, bo spotkało się z niepożądanym odczynem poszczepiennym u siebie, u poprzedniego dziecka, w rodzinie lub u znajomych.

- Najczęstszą przyczyną jest bariera finansowa spowodowana ich wysokimi kosztami. Z praktyki wiem, że jeśli rodzicowi w sposób przystępny i obrazowy wytłumaczy się, czym grozi zakażenie meningokokowe czy pneumokokowe, z reguły po przemyśleniu zdecyduje się on na zaszczepienie swojego dziecka – zauważa Magdalena Neuman-Łaniec.

Komentarze (262)