Nie jadą na wakacje. "Nie stać mnie" to niejedyne wytłumaczenie
Kiedy mówią, że nigdzie nie jadą na urlop, zazwyczaj budzą zdziwienie. A jednak rezygnacja z wakacyjnego wypoczynku to codzienność czworga na dziesięcioro Polaków. Nie wszyscy powstrzymują się od wakacji tylko dlatego, że ich nie stać.
12.07.2019 | aktual.: 13.07.2019 17:38
Na wymarzone wakacje czekamy jak na zbawienie. Ciągnąca się miesiącami zima, która nie potrafi nigdy na dobre wyjść z Polski, a na jesieni wraca zdecydowanie zbyt wcześnie, przyzwyczaiła nas, że wakacje oznaczają głównie dwa letnie miesiące – lipiec i sierpień.
Dane zbierane przez Główny Urząd Statystyczny potwierdzają to aż nazbyt dobitnie. O ile krótkie wyjazdy, takie z jednym noclegiem lub dłuższe, rozkładają się mniej więcej równo na cały rok, o tyle ponad połowa długich wyjazdów w granicach Polski przypada na lipiec i sierpień. To właśnie wtedy powstają legendarne zdjęcia, takie jak przedstawienie konstrukcji z parawanów we Władysławowie – zdaniem satyryków jedynej budowli w Polsce widocznej z Księżyca. To właśnie wtedy spacerniaki kurortów obrastają hubą straganów z badziewiem, czerstwych przekąsek, potykaczy reklamujących smażalnię pizzy i pierogów, i automatów do wymieniania drobnych na brak nagrody.
Podobnie, choć tu krzywa mniej stromo szybuje w górę, ma się rzecz z wyjazdami zagranicznymi. Tablice odlotów zagęszczają się wzmiankami o turystycznych destynacjach, do których można pofrunąć – Turcja, Grecja, Egipt, dla zamożniejszych – egzotyczne wyspy.
Nigdzie nie jadą na wakacje
Jednak jak wynika z tych samych danych, choć na wakacje wyjeżdża z roku na rok coraz więcej osób, w dalszym ciągu jest to niecałe dwie trzecie Polaków w wieku powyżej 15 lat. Niemal czterdzieści procent z nas – dwie na pięć osób – nie jeździ na urlopy.
Jedną z takich osób jest Justyna. Trzydziestopięciolatka z Warszawy już w czasie studiów zaczęła pracować, skończyła w branży reklamowej. Dziewczyna nie była na wakacyjnym urlopie od przynajmniej pięciu lat. – Mam fajną pracę i nie muszę odpoczywać – wyjaśnia. – Mój zawód jest częściowo zorganizowany, a częściowo kreatywny, więc ciągle coś się dzieje.
Kiedy inni oszczędzają cały rok, żeby wyjechać w wakacje, Justyna właśnie w lipcu i sierpniu... oszczędza. – Nie podoba mi się pomysł, żeby wydawać wielkie pieniądze na jeden duży wyjazd. Lato to najlepsza pora roku w mieście. Jest znacznie mniej ludzi, wszystko jest leniwe, powolne, a dni są długie. Aż chce się być aktywnym. Ale miasto jest zawsze fajne, dlatego poza najgorętszym sezonem wyjazdowym sama staram się dużo wyjeżdżać. Ciepłą jesienią na weekendy jeżdżę popływać kajakiem. Kiedy robi się chłodno, dwa albo trzy razy w roku, wyjeżdżam na weekend do któregoś z zagranicznych miast – opowiada Justyna.
Dla swojego nietypowego wzoru spędzania urlopów ma uzasadnienie nie tylko ekonomiczne. – Kilka razy spotkałam się już ze stwierdzeniem, że ruch turystyczny w wakacje "zadeptuje" miasta i to widać. Barcelonę czy Rzym zwiedza się równie dobrze wczesną wiosną, co latem, a może nawet lepiej. Jest do tego taniej, łatwiej o tani lot – tłumaczy Justyna.
– Ludzie wyjeżdżają po to, żeby zobaczyć coś ciekawego, coś nowego. Dla mnie nowym widokiem są puste ulice Warszawy w połowie sierpnia. Siadam w ogródku kawiarni i podziwiam ten widok, na co dzień przecież mrowią się tu ludzie! – wyjaśnia.
Urlop, można poprasować
Jednak nie każdy ma tak rozbudowane uzasadnienie dla zostawania w domu. Hanna, sześćdziesięciolatka z Elbląga, nie pamięta, kiedy ostatnio była na wakacjach. I wyraźnie nie czuje takiej potrzeby, choć pieniądze nie byłyby przeszkodą.
Kiedy pytam dlaczego, nie potrafi nawet odpowiedzieć. Trzeba podpytać okrężną drogą. – W życiu ciągle coś się dzieje – mówi w końcu. – Ciągle jeszcze praca, obowiązki, zakupy. Mieszkanie zarasta, co bardzo mi przeszkadza. Biorę więc urlop, ale nigdzie nie wyjeżdżam. Posprzątam sobie, zrobię coś przyjemnego, posiedzę. Rozwiążę krzyżówkę, pooglądam telewizję. Na co dzień nie mam czasu nawet obejrzeć wieczornego filmu – trzeba powiesić pranie, poprasować, zrobić bieżące porządki – wyjaśnia.
Hanna mieszka w pięknych okolicach, więc w zasięgu godziny drogi ma gdzie posiedzieć nad wodą. To jej wystarczy. – Kiedy mam ochotę, pobyczę się nad brzegiem jeziora albo nawet wyrwę nad wodę. Wnuków jeszcze nie mam, więc jeśli chodzi o urlop, nic nie muszę – opowiada. – To, co cenię sobie w urlopie, to spokój. Sam fakt, że mogę przez całe dnie robić co chcę, nadaje sens tym dniom.
Luksus jest w doświadczeniu
Takich osób jak Hanna czy Justyna – świadomie rezygnujących z wakacji – jest więcej, ale nie tak z kolei dużo. Dane GUS dotyczące tego, ilu Polaków wyjeżdża na wakacje, a ilu z nich rezygnuje, wskazują jednak, że przeważnie decyzja podyktowana jest ekonomią. Nie tak jak Justyna - "nie wyjadę na wakacje, żeby odbić sobie we wrześniu" - ale dosłownym brakiem pieniędzy. Widać to w tabelkach, z których wynika, że najrzadziej wyjeżdżają osoby o najniższym wykształceniu. Są one w większym stopniu "więźniami" rynku pracy i niskich wynagrodzeń. Z drugiej strony wiele osób jest niewolnikami innego rodzaju ekonomii, zwłaszcza kredytu hipotecznego.
Nie znaczy to jednak, że za podróżami nie tęsknią. "Mija już pięć lat, odkąd nigdzie nie byliśmy, nie licząc działki u znajomych" – skarży się kobieta na forum WP Kafeteria. "Ja od ośmiu lat, bo mnie nie stać. W tym roku znowu nigdzie nie pojadę. Zostanę w domu jak ofiara losu" – wtóruje jej inna. Podobnych wypowiedzi jest więcej: "Od czterech lat spłacamy kredyt. Jeden wyjazd to 2-3 raty".
"Jest nowy rodzaj luksusu związany z doświadczeniem, a nie rzeczami materialnymi. To doświadczenie powinno być wyjątkowe – nie wycieczka z katalogu" – zauważa socjolożka Marta Olcoń-Kubicka w rozmowie z "Polityką". Jak widać z postawy Hanny, z niejeżdżenia nigdzie można uczynić styl życia, ale potrzeba wyjeżdżania u większości Polaków wygrywa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl