"Nie ma wolności bez solidarności", a ta wśród kobiet zanika. Wskazują na to wasze komentarze
Słowa słupskiego ginekologa o tym, że "ma dość wypisywania lewych zwolnień pacjentkom w ciąży" u niektórych kobiet wywołały oburzenie, u innych - poklask. Ta sytuacja pokazała, że mityczna kobieca solidarność jest wciąż w powijakach. I że kobieta kobiecie wilkiem.
11.04.2018 | aktual.: 11.04.2018 17:29
Nieznany z imienia i nazwiska ginekolog w liście do "Głosu Pomorza" wyraził swoje zniesmaczenie w stosunku do ciężarnych, które codziennie "wymuszają" na nim zwolnienia lekarskie. Jego zdaniem kobiety starają się o nie bezpodstawnie.
"A mnie szlag trafia, bo jeśli uprawiają seks do dziewiątego miesiąca ciąży, to i pracować mogą. Myślą, że są w błogosławionym stanie i w łóżku powinny leżeć do góry brzuchami, a to nieprawda, bo ruch w ciąży jest wskazany" – pisze lekarz.
Zobacz także
Kiedy o tym napisaliśmy, odezwało się do nas wiele czytelniczek. Zdania – jak zwykle – są podzielone.
"Sorry, ciąża to nie choroba"
Sformułowanie "ciąża to nie choroba" to już klasyk, który ze względu na swoją popularność powinien stać się polskim przysłowiem. "Z komentarzy wynika, że 99 proc. ciąż jest zagrożonych. Przestańcie robić z siebie ofiary losu, bo dlatego dla kobiet tak wygląda rynek pracy i się wcale nie dziwię, że nie chcą nas zatrudniać. Same sobie gotujemy taki los" – napisała jedna z czytelniczek WP Kobieta.
Skoro jedna kobieta nie zrozumie drugiej, to jakim cudem możemy wymagać tego od pracodawcy czy nawet lekarza? Owszem - ciąża nie jest chorobą, nie jest też jednak stanem normalnym. A czasy, w których ciężarna musiała doić krowy, dopóki nie odejdą jej wody, słusznie już minęły.
Z Kodeksu Pracy wynika, że osoba zatrudniająca nie ma prawa zapytać o plany rodzicielskie potencjalnego pracownika, a kobieta, która zachodzi w ciążę w trakcie trwania stosunku pracy, traktowana jest lepiej niż inny zatrudniony. To fakt niezaprzeczalny – dlatego niektórzy przedsiębiorcy mają obawy przed zatrudnieniem kobiety w wieku rozrodczym. Problem leży nie w wynagrodzeniu za niewykonaną pracę (bo to po miesiącu opłaca ZUS), lecz w tym, że może pojawić się kłopot ze znalezieniem osoby, która zgodzi się pracować "na zastępstwo". Rekrutacja może trwać długo, co oznacza, że istnieje ułamek ryzyka, że realnie w firmie będzie pracować mniej pracowników, niż wskazuje na to jej zapotrzebowanie.
Nie zawsze jednak pracodawca jest z odmiennego/błogosławionego stanu pracownicy niezadowolony. – Nierzadko się zdarza, że pracodawca prosi ciężarną, żeby wzięła zwolnienie, a potem mówi jej, żeby dalej pracowała – mówi ginekolog Mariusz Wójtowicz. W takiej sytuacji nie tylko praca jest wykonana, ale i płaca nie należy do obowiązku zatrudniającego. Kobiecie 100 proc. wynagrodzenia płaci ZUS. Zagorzali kapitaliści zacierają ręce.
Ciąża nie jest przyjemnością. Niektórym jest łatwiej, innym trudniej, ale oczywistym jest, że stan ten przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Często towarzyszy mu także lęk o zdrowie nie tylko własne, ale przede wszystkim dziecka. A ze względu na to, że wiek rodzących przez ostatnie lata wzrasta, coraz więcej ciąż przebiega z komplikacjami.
"Też uważałam, że ciąża to nie choroba. Do momentu, kiedy okazało się, że moja ciąża jest zagrożona i muszę leżeć. Niestety nie udało się i moje bliźniaki urodziły się dużo za wcześnie. Nie miały dużych szans na przeżycie. I nie przeżyły" – to jeden z głosów, który pojawił się pod naszym pierwszym artykułem na ten temat.
"Usłyszałam od ginekologa, że ciąża to nie choroba (pomimo, iż nie prosiłam o zwolnienie, tylko zapytałam, czy w moim przypadku nie ma zagrożenia). W 4. miesiącu straciłam dziecko. Lekarz był zdziwiony, jak to możliwe. Ale to nie on przechodził przez to piekło i tragedię, których doświadczyłam razem z bliskimi!" – napisała kolejna czytelniczka.
"Pokolenie leniwców"
"Widzę, jak u mnie w pracy młode dziewczyny kombinują - a praca lekka, przy biurku i do 15. Jak tylko zajdą w ciążę, to od razu biorą zwolnienie, a potem spotykam je biegające i trenujące na siłowni. Tam im ciąża nie doskwiera, ale jak musi taka 10 minut postać w autobusie, to tragedia. Pokolenie leniwców i tyle" – pisze czytelniczka WP Kobieta. I zgadzają się z nią inne, prześcigając się w podobnych anegdotach i twierdząc, że same przepracowały ciążę do ostatniego dnia, co nie stanowiło dla nich żadnego problemu.
Utopijny świat tak właśnie powinien wyglądać – ciąża powinna przebiegać bezproblemowo, mdłości nie powinny mieć miejsca, a praca każdej kobiety powinna być lekka. Rzeczywistość nie ma jednak z utopią nic wspólnego. "Myślę, że ty nie wiesz, co to prawdziwa praca. Siedzicie sobie w biurach, popijając kawkę, a większość kobiet po prostu haruje po 8-12 godzin dziennie. Daleko nie trzeba szukać, np. w supermarketach" – grzmi kolejna czytelniczka.
To prawda. Z danych GUS z 2016 roku (czyli najnowszych dostępnych) wynika, że aż 66 proc. pracowników usług i sprzedawców to kobiety. W samej tylko Biedronce zatrudnionych jest 65 tysięcy osób, z czego – statystycznie rzecz ujmując – prawie 43 tysiące jest płci pięknej. Oprócz Biedronki mnóstwo kobiet pracuje w sklepach wielkopowierzchniowych innych marek czy w różnego rodzaju halach i fabrykach. Nie wszędzie standardy są warszawskie, krakowskie czy wrocławskie.
Okazuje się jednak, że ze zwolnień na początku ciąży korzystają niemal wszystkie grupy zawodowe.
– Prawie nigdy nie korzystają z nich tylko prawniczki, lekarki i dentystki oraz kobiety pracujące naukowo. One unikają zwolnień, nawet jeśli mają do nich wskazania. To w dużej mierze kwestia motywacji. Trzeba mieć wyjątkowo wysokie morale lub być żywo zainteresowanym wykonywaną pracą, żeby nie skorzystać z przywileju zwolnienia refundowanego w 100 proc. – ocenia ginekolog Mariusz Wójtowicz.
I trudno wejść z nim w polemikę. Jeśli coś ci przysługuje, to korzystasz z przywileju. Podobnie jest zresztą z 500 plus – nie każdy musi być jego beneficjentem. Ale niemal każdy, komu ten dodatek przysługuje, z tego korzysta. Trzeba jednak pamiętać, że ciążowe zwolnienie nie jest tożsame z "płatnym urlopem na życzenie". Ciąża jest i - póki sztuczne macice nie staną się standardem – będzie stanem podwyższonego ryzyka i stanem, w którym można odczuwać spore dolegliwości. Nawet, jeśli nie jest ona zagrożona.
"Społeczeństwo frajerów jest zawsze szczęśliwsze niż społeczeństwo cwaniaków" – powiedział na jednym z wykładów socjolog Jarosław Flis. I kiedy przejdzie nam przez myśl, że ciężarne chcą żerować na pracodawcy albo państwie (traktując ich jak "frajerów"), to wystarczy sobie te słowa przypomnieć. Bo zdrowe matki i zdrowe dzieci leżą również w naszym interesie.