"Nie wiemy, czy ona jest spełniona". Księżna Kate kończy 40 lat
Studia na prestiżowej uczelni, chłopak "z dobrego domu", romantyczne zaręczyny, symboliczny pierścionek zaręczynowy, bajkowy ślub na oczach całego świata, narodziny dzieci. Plan na przyszłość? Królewska korona. Kate Middleton 9 stycznia kończy 40 lat. Czy za idealnym wizerunkiem kryje się szczęśliwa kobieta? Psycholożka Maria Rotkiel w rozmowie z WP Kobieta zdradza, czy kobiety, które – ze świadomego wyboru lub nie – idą ścieżką wyznaczoną im przez normy społeczne i kulturowe, zawsze przekraczają czterdziestkę z poczuciem spełnienia.
Marta Kosakowska-Surunowicz, WP Kobieta: Czy myśli pani, że księżna Kate jest spełniona?
Nie wiemy, czy ona jest spełniona. Te kryteria, które wymieniamy jako dowody spełnienia, to są dowody, które zgodnie z aktualną wiedzą psychologiczną nie mają większego znaczenia. Szczęśliwym człowieka nie czyni to, co osiągnął w rozumieniu statusu społecznego czy nawet materialnego.
Wiemy już, że szczęśliwym czyni nas jakość relacji. Tak naprawdę to, czy ona jest szczęśliwa, czy czuje się spełniona jest zależne od jakości jej relacji z mężem, z dziećmi i może jeszcze z kilkoma najbliższymi osobami. Niestety, nie wiemy, jakie są te relacje. Dlatego ona jest doskonałym przykładem na to, że zbyt łatwo potrafimy oceniać inne osoby.
A więc to relacje są kluczem do szczęścia?
Domeną kobiet w tym wieku jest dojrzałość, która przejawia się w hierarchii wartości. Kobiety wtedy uświadamiają sobie, że dla nich najważniejsze są wartościowe, bliskie relacje. Z tego powodu wiele tzw. kobiet sukcesu nie czuje się szczęśliwymi, jeśli nie mają dających im poczucia bezpieczeństwa relacji.
Z kolei wiele kobiet, które nie mogą się poszczycić obiektywnymi miernikami sukcesu, ale spełniły się relacjach, czują się spełnione. Oczywiście to jest bardzo indywidualna kwestia, bo nie możemy myśleć o kobietach jako o jednorodnej grupie. Szczególnie dotyczy to kobiet dojrzałych.
Mówi się, że "kobiety dojrzałe lubią to", "kobiety dojrzałe cenią tamto", natomiast jesteśmy bardzo różne. Jednak większość kobiet, które przekraczają próg 40 lat, za najistotniejsze w życiu uznaje właśnie relacje. To jest wspólny mianownik, który można uznać za charakterystyczny dla kobiet w tym wieku. Pozostałe czynniki są bardzo indywidualne.
A co z dziećmi? Czy to relacje z nimi są najważniejsze?
Księżna Kate ma dzieci w młodszym wieku, jednak większość 40-letnich kobiet ma dzieci starsze. To jest moment w życiu kobiety, który sprawia, że jeżeli one są – w rozumieniu emocjonalnym – nakarmione, to znaczy mają poczucie bezpieczeństwa i spełnienia, to zwykle zwracają się ku sobie.
Nie jest powiedziane, że każda kobieta jest spełniona, gdy ma dzieci. Spełnienie w relacjach można mieć przecież również z przyjaciółmi. Jednak jeśli relacje są dobre, to kobieta w tym okresie życia często szuka dobrej relacji z samą sobą.
Obecnie mówi się bardziej o przełomie życia niż o kryzysie wieku średniego.
Nie uważam, żeby to był moment szczególnie trudny w życiu kobiety. Wręcz wiele kobiet ma poczucie, że ta dojrzałość, którą osiągnęły, daje im bardzo wiele. Są bardziej asertywne, są pewniejsze siebie, silniejsze i czują się pewniej. Większość kobiet mówi, że jeśli chodzi o ich umiejętność radzenia sobie z wyzwaniami losu, to to jest dobry czas.
Pracuję z kobietami młodymi, ale też dojrzałymi - po czterdziestce, po pięćdziesiątce. Większość z nich mówi, że nie chciałyby cofnąć zegara. Nie chciałyby wrócić do czasów, kiedy czuły się mniej wartościowe, kiedy łatwiej było je zastraszyć, kiedy łatwiej było nimi manipulować, a przede wszystkim - kiedy były mniej pewne siebie.
Dojrzała kobieta dochodzi do "odkrycia", które wymaga czasu. Odkrywa, że jest osobą wartościową, że zasługuje na to, co dobre. Potrafi też tupnąć nogą, lecz nie robi tego już jak rozkapryszona dziewczynka, lecz jako świadomy swojej wartości człowiek. To jest raczej dobry czas. Jednak ta okrągła data może być momentem refleksji o tym, co się nie udało w życiu, gdzie popełniony został błąd.
Poddawać się takim refleksjom?
Nie należy doszukiwać się w sobie poczucia winy, raczej uznać, że błędna decyzja, podjęta w wieku 30 lat, była najlepszą decyzją, którą na na tamten moment w życiu mogłyśmy podjąć. Nie należy, patrząc przez pryzmat "tu i teraz", oceniać siebie sprzed wielu lat. Każda z nas, kiedy przypomni sobie siebie w wieku 20 lat, to uzna, że była wtedy osobą dużo bardziej zagubioną w rzeczywistości. Nie warto mieć do siebie pretensji o niezbyt mądre decyzje z tego okresu życia.
Czyli robić czy nie robić bilansu czterdziestolatki?
Zrobić, ale bardziej pod kątem tego, na co teraz postawić.
Czy zdarzają się w pani gabinecie kobiety, które za fasadą idealnego, spełnionego życia, skrywają wiele niespełnionych marzeń, pragnień, żali, o których nie wiedzą nawet najbliższe im osoby?
Jest bardzo wiele takich kobiet. Takie kobiety, które stawiają na sukces zawodowy, mają trudniej, bo wymaga się od nich więcej. One same również wymagają od siebie więcej. Mają w sobie imperatyw, który każe im udowadniać, że są naprawdę dobre. A prawda jest taka, że większość z nich nie musi tego udowadniać, bo zwyczajnie są dobre w swoich profesjach.
Natomiast jeśli straciły równowagę między rozwojem duchowym, który jest dla kobiet bardzo ważny, dobrym kontaktem ze sobą i swoimi bliskimi, to czterdziestka, która często jest momentem dużego sukcesu zawodowego, tzw. odcinania kuponów, może być etapem trudnym. To czas, kiedy warto zadbać o ten obszar życia.
Mogą tzw. kryzys przekuć w osobisty sukces?
Tak, bo są bardzo świadome siebie. Ostrożnie dobierają ludzi, którymi się otaczają, szukają spełnienia w nowych obszarach, np. zaczynają pisać książki, medytują. Następuje eksplozja rozwoju, ale pojawia się ona tylko wtedy, kiedy jest poprzedzona głębszą refleksją na temat życia. Musi być poprzedzona pytaniami, co udało mi się osiągnąć, ale też, co zaniedbałam. Nie można bać się przyznać do tego, że coś zaniedbałyśmy, bo nie ma osoby, która by czegoś w życiu nie zaniedbała. To jest dobry czas na takie pytania.
A co jeśli refleksje idą w negatywnym kierunku, zdajemy sobie sprawę, że zrealizowałyśmy plan, ale w środku nie czujemy się z tym szczęśliwe?
Należy to uznać za ważną refleksję, która będzie wytyczną, co dalej. Ta fasada musi być na czymś zbudowana, a to może być wiele wartościowych rzeczy: dobre stanowisko, majątek, pozycja społeczna. Nie ma sensu tego dewaluować. A jeśli najdzie refleksja, że za bardzo się na tym skupiłam, a to jednak nie daje mi spełnienia, to uznać to za wskazówkę.
Nawet jeśli dobitnie uznamy, że nie jesteśmy szczęśliwe, to nie należy się tego bać. Przecież jeśli odkrywamy chorobę, mamy postawioną diagnozę, to jest to punkt wyjścia w kierunku wyleczenia. Nie należy się tego bać, ale też nie wolno popadać w samobiczowanie, bo od tego już tylko krok, żeby uznać, że nasze życie nie ma wartości, a to nie jest prawda.
Dostrzegać pozytywy i doceniać to, co mamy.
Tak, bo przecież, jeśli mamy dobrą sytuację zawodową i finansową, to nie musimy się bardzo skupiać na pracy. To może nam pozwolić np. zrobić sobie rok przerwy i wyjechać medytować w jakimś przyjemnym miejscu. Możemy skorzystać z kapitału, który do tej pory zbudowałyśmy, by skupić się na tym, czego nam brakuje. To może być dobry czas, żeby na przykład zacząć tańczyć, uczuć się hiszpańskiego lub realizować inne pasje. Ważne jednak, by nie negować tego, co do tej pory zbudowałyśmy, nawet jeśli nie daje nam to pełnego poczucia szczęścia.
Być ze sobą szczerą?
Tak, prawdziwie i rzetelnie odpowiedzieć sobie na pytanie, co udało nam się osiągnąć, ale też, czego nam brakuje. Następnie zaopiekować się tym drugim aspektem. Zaopiekować się to jest dobre słowo, bo to powinien być taki zwrot ku sobie, powrót do kobiecości i dobrej relacji z samą sobą.
A co jeśli przytłacza nas myśl, że czterdziestka to czas, kiedy wiele naszych marzeń nie zostanie już zrealizowanych. Boleśnie może uderzyć nas myśl, że nie zostaniemy już nigdy zawodową baletnicą, a właśnie o tym marzyłyśmy w dzieciństwie. Czy koniecznie zapisać się na lekcje baletu dla dorosłych, aby to nadrobić, a może potraktować te myśli jako mrzonki młodości i wyłącznie uśmiechnąć się do nich?
Zadać sobie pytanie, czy jeszcze nam na tym balecie zależy. Bo często jest tak, że te cele z dzieciństwa czy wczesnej młodości bledną z czasem. Mając 20 lat marzymy o sukcesie finansowym, wyobrażając sobie apartament z widokiem na miasto, ale mając 40 lat, chętniej pojechałybyśmy w góry z koleżankami. Zatem nie rzucać się kompulsywnie na lekcje baletu, ale przeformułować to w cel. Zapisać się na lekcje tańca, a jeśli będzie lokalny konkurs dla kobiet dojrzałych, to wystartować w nim.
Za młodu mamy tendencję do definiowania celów totalnych, np. osiągnąć sukces zawodowy, natomiast w wieku 40 lat podchodzimy do tego bardziej realistycznie. Warto też zadać sobie pytanie, czy gdybym była zawodową baletnicą, to miałabym to, co mam teraz. Wtedy możemy uświadomić sobie, że to, na co postawiłyśmy wcześniej, obecnie ma dla nas tak dużą wartość, że uznamy, że dobrze, że tak się stało.
A może za potrzebą bycia baletnicą stoi coś zupełnie innego?
Zgadza się. Upatrywałabym w tym potrzeby tańca, pracy z ciałem, ruchu, oderwania się od codzienności przez muzykę, sztukę. A przecież to jest jak najbardziej do osiągnięcia dla kobiety czterdziestoletniej. Warto to konsekwentnie realizować, zamiast kompulsywnie "rzucać się" na lekcje baletu.
Czy bywa, że taką niespełnioną potrzebą jest rodzina, macierzyństwo? Czy trafiają do pani kobiety sukcesu, które zaczynają odczuwać, że czterdziestka to czas, by zaspokoić tę potrzebę?
Zdarzają się kobiety, które osiągnęły sukces zawodowy, ale mówią, że czują się samotne. Zauważają, że większość koleżanek ma męża i dzieci, a one nie. Warto wtedy odczarować takie myślenie, że "koleżanki mają męża, a ja nie mam męża". Bo to, że ktoś ma męża, to przecież nie jest jednoznaczne z tym, że ten ktoś czuje się spełniony i szczęśliwy.
Podobnie sytuacja ma się z dziećmi. Z takimi kobietami rozmawiam na temat tego, co osiągnęły w życiu, żeby je w tym ugruntować, a następnie podejmujemy kwestię potrzeby, która się u nich pojawiła, dojrzała. Dyskutujemy o tym, co może zrobić, żeby tę potrzebę zaspokoić, czyli na przykład, jak zbudować dobrą relację z mężczyzną.
Nie da się ukryć, że dzisiejsze czterdziestolatki są zupełnie inne niż pokolenie ich mam. Mówi się nawet, że czterdziestka to nowa trzydziestka. To pewien trend, który przychodzi do nas z Zachodu. Niedawno spotkałam się z dobijającą do czterdziestki koleżanką z Berlina, która dopiero teraz zdecydowała się na założenie rodziny. Podobnie zresztą jak jej znajomi w podobnym wieku.
Rzeczywiście tak. Teraz wiele czterdziestoletnich kobiet ma małe dzieci. Ja jestem dobrym przykładem. Urodziłam syna mając 38 lat, więc w wieku 40 lat miałam malutkie dziecko, dwulatka, który wymagał mojej obecności. Dlatego dzisiejsze kobiety czterdziestoletnie nie mają już tych rozterek, co ich rówieśniczki 20, 30 lat temu. Nie myślą o tym, że ich życie już się kończy, a wielu marzeń nie uda im się już zrealizować. Dziś kobieta czterdziestoletnia może jeszcze wszystko: urodzić dziecko, wyjść za mąż, otworzyć firmę, pójść na studia, czyli zrealizować cel, który jest dla niej ważny. Jeszcze przecież w pokoleniu naszych mam studiująca czterdziestolatka była raczej rzadkością. Obecnie nikogo to nie dziwi.
Czterdziestka to też moment, kiedy odbicie w lustrze zaczyna się zmieniać. Pojawiają się pierwsze zmarszczki, siwe włosy, mamy mniej energii. Zapala się w głowie czerwona lampka, która sygnalizuje, że zmieniamy się.
Na pewno widzimy po sobie, że czas oddziałuje na nasze ciała. Widzimy, że nie są to już ciała 20-latek, ale mamy tyle możliwości zadbania o siebie, nawet jeśli nie jesteśmy bardzo majętne. Mamy możliwości, żeby ciało poczuło się bardziej witalne. Czasami wystarczy kilka rozmów, by zmienić rozumienie, jak na siebie patrzymy w lustrze.
Poczucie braku atrakcyjności często wynika z tego, że się starzejemy, lecz z tego, nie dbałyśmy o siebie, bo dbałyśmy o wszystkich dookoła, bo przeznaczałyśmy środki na inne cele. A czasem wystarczy dać sobie przyzwolenie, żeby kupić sobie kosmetyk czy poświęcić czas na bieganie, a już samo to daje spektakularne efekty. Nie sprawi to, że odmłodniejemy o 10 lat, lecz da nam poczucie atrakcyjności i lepszego samopoczucia.
Często się zdarza się, że w tym momencie życia przechodzimy w tryb body postive. Nie przejmujemy się już opiniami i krytyką innych na nasz temat. To pozytywny aspekt przekroczenia czterdziestki.
Tak! I to jest cudowne! To jest dojrzałość. Zdarza się, że objawia się to również w seksie. Kobiety nie przejmują się już mankamentami urody. Cielesność staje się przyjemniejsza. Oczywiście my nadal narzekamy na swoje ciała, ale nie jesteśmy w stosunku do swojego ciała bardziej dojrzałe. Aspekty, które hamują młode kobiety w seksie, dla kobiet dojrzałych nie mają już takiego znaczenia. Dlatego dojrzałość niesie ze sobą wiele profitów.
Ja osobiście w życiu bym nie chciała cofnąć się do wieku 20 lat, czy nawet koło trzydziestki, kiedy to wysłuchiwałam i przejmowałam się opiniami na swój temat zarówno w kwestii fizyczności, jak i w życiu zawodowym. Mówi mi o tym również większość kobiet w wieku 40 lat. Nie przejmują się opiniami osób, na których im nie zależy. Potrafią odróżnić konstruktywną krytykę od hejtu.
Skoro jesteśmy przy seksie… Stereotypowo i w dużym uproszczeniu mówi się, że mężczyzna w średnim wieku szuka sobie młodszej partnerki na potwierdzenie własnej atrakcyjności. A jak to jest z kobietami?
Moim zdaniem kobiety dojrzałe nie szukają sobie młodszych kochanków. To jest jedna z różnic między płciami. Dojrzała kobieta nie poszukuje płytkiego, powierzchownego potwierdzenia swojej atrakcyjności, ale jeśli jest "niedokochana", niedopieszczona w relacjach i jest w związku z mężczyzną, z którym nie tworzy głębokiej relacji, to może się rozglądać. Jednak ona potrzebuje bardziej bliskości, niekoniecznie z młodszym partnerem, bardziej z kimś, z kim poczuje się spełniona i doceniona. Szuka nie tylko seksu, ale przede wszystkim kogoś, z kim będzie dzielić obszar intelektualny i emocjonalny. Dla kobiet w tym wieku jest to bardzo ważne.
Podsumowując, jak łagodnie przekroczyć czterdziestkę, żeby w gorszej chwili nie podjąć drastycznych decyzji o rzuceniu pracy, męża, rodziny i samotnej wyprowadzce w Bieszczady?
Przede wszystkim rozmawiać z samą sobą. Zadawać sobie pytania i wykorzystanie odpowiedzi do refleksji, która będzie punktem wyjścia do rozwoju i spełnienia. Musimy pamiętać, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zadbać o te obszary, które do tej pory były zaniedbane. To, czy będziemy spełnione, zależy wyłącznie od nas samych.