Nie zdążyła dojechać do szpitala w święta. Urodziła dziecko przy drodze
Poród to zawsze wielkie przeżycie dla kobiety. Bywa, że w wyniku niezależnych od nas okoliczności, jest podwójnie stresujący. Mieszkanka Minnesoty Hannah Lindeman była zmuszona urodzić swoje maleństwo na drodze. Do zdarzenia doszło 25 grudnia.
Kiedy Hannah Lindeman zaczęła odczuwać bardzo bolesne skurcze, nie sądziła, że poród nastąpi tak szybko. Razem z mężem Taylorem błyskawicznie wskoczyli do auta razem z przygotowaną na tę okoliczność torbą i ruszyli do szpitala św. Pawła. Powinni dotrzeć tam w 45 minut, musieli więc się spieszyć.
Jechali bardzo szybko, ale to nie wystarczyło. Kobieta czuła coraz silniejsze skurcze. W końcu powiedziała mężowi, że musi się zatrzymać i wezwać karetkę. 2 minuty po odejściu wód płodowych, rozpoczął się poród.
Hannah i Taylor powiedzieli "Star Tribune", że zatrzymali się na poboczu autostrady nr 8 w kierunku Chicago. Przerażony mężczyzna patrzył, jak jego żona coraz bardziej cierpi. Był bardzo mroźny pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia – temperatura wynosiła -19 stopni Celsjusza.
Mimo to dziecko nie chciało czekać. Hannah Lindeman urodziła córeczkę Poppy na przednim siedzeniu pasażera. Jej mąż wiedział, co robić, ponieważ przez cały czas był w kontakcie telefonicznym z położną.
– Żaden z kierowców nie zatrzymał się, żeby pomóc – powiedział Taylor w rozmowie z "Fox News". Mężczyzna podejrzewa, że było za zimno i każdy spieszył się do rodziny na święta.
Wkrótce po porodzie przyjechała policja. Policjant zawiązał pępowinę dziecka za pomocą sznurówki z buta matki. Mimo ekstremalnych warunków, matka i dziecko czują się dobrze i są zdrowe. Spodziewają się opuścić szpital w środę.
Źródło: "Star Tribune"