"Obcięliśmy wszystkie koszty". Życie z jednej pensji w czasie pandemii koronawirusa
Bezrobocie, niższe zarobki, to hasła, które stały się rzeczywistością. Wiele polskich rodzin już żyje z jednej wypłaty, a sytuacja ta może trwać latami – prognozuje ekonomista z Centrum im. Adama Smitha.
27.04.2020 | aktual.: 27.04.2020 20:44
Ewelina z Elbląga pracuje w branży nieruchomości. Jej miesięczny dochód z prowizjami wynosił około 6 tysięcy złotych miesięcznie. W czasie pandemii te zarobki spadły do zera i aktualnie może liczyć na 2 tysiące z tytułu wynajmu drugiego mieszkania w centrum Gdańska. Dodatkowo, jej mąż, który pracuje w branży spawalniczej, stracił pracę. Mógł jednak liczyć na odprawę, więc póki co rodzina prosperuje w miarę "normalnie" . – Pieniądze wydajemy tylko na żywność i rachunki. Na przyszłość wiem, że nie będę brała już żadnych rat, bo kupno nowej kanapy, kiedy stara jest jeszcze dobra, to zwykły konsumpcjonizm – mówi Ewelina w rozmowie z WP Kobieta.
"Firmy stoją, nie ma możliwości zatrudnienia"
Przed pandemią mąż Eweliny pracował na dwóch etatach. Tuż przed jej wybuchem wypowiedział umowę w jednej z firm. Kryzys sprawił, że w drugiej, w której chciał zostać, umowy mu nie przedłużono. Został bez pracy. Stałe koszty jakie ponosi rodzina to kredyt na mieszkanie w Elblągu (800 zł), czynsz (450 zł), żłobek dla córki (750 zł), prąd i gaz (150 zł) oraz żywność. Przed pandemią gospodarowali kwotą około 10 tysięcy, teraz to są 2 tysiące.
- Zrobiliśmy wakacje kredytowe, obcięliśmy wszystkie koszty, np. zrezygnowaliśmy z garażu, więc samochód stoi pod chmurką. Rozważamy rezygnację ze żłobka. Mimo, że córka tam nie chodzi musimy płacić 500 złotych miesięcznie – wylicza Ewelina. I dodaje, że jej mąż intensywnie szuka nowej pracy, ale branża spawalnicza póki co "stoi". Myślą, aby po pandemii wyjechać do Niemiec.
"Nie kupujemy mięsa"
2 tysiące złotych, którymi dysponują pozwalają im na razie pokryć wszystkie zobowiązania i jedzenie. – Nie kupujemy mięsa, bo jest drogie oraz niektórych warzyw. Zamiast ulubionej Nutelli, kupujemy dżem. Wybieramy produkty, które dłużej postoją w lodówce. Planujemy zakupy, robimy je raz w tygodniu lub raz na półtora tygodnia. Zrezygnowaliśmy z obiadów na wynos, z jedzenia z restauracji. To mamy wyeliminowane do zera – mówi w rozmowie z WP Kobieta mama 3-letniej Basi.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Po kryzysie, jak sytuacja na rynku pracy się unormuje, z nowych nawyków zostawią przemyślane zakupy. Wrócą natomiast do realizowania swoich wyjazdowych pasji i jedzenia na mieście. – Jak wszystko wróci do normy zacznę na nowo kupować wycieczki, chodzić po knajpach. Uważam natomiast, że zbędnym wydatkiem jaki planowałam był leasing samochodu. Długo się zastanowię również zanim kupię meble lub nowy sprzęt elektroniczny na raty. Zmieniło mi się myślenie w tej kwestii. Jeżeli stara kanapa jest nadal dobra, to nie będę jej wymieniać, a raczej zainwestuje w profesjonalne czyszczenie – tłumaczy mieszkanka Elbląga.
"Umowa o pracę będzie luksusem"
Jak podkreśla Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, dzisiaj rodziny przeprowadzają swój rachunek sumienia, jeżeli chodzi o dotychczasowe, wygodne życie, w oparciu o kredyt. – Wydatki już są prowadzone z kartką i ołówkiem. Brak jednoznaczności w decyzjach rządu utwierdza tylko, że sytuacja nie skończy się w maju lub czerwcu. Życie bez większych trosk i z kredytem na każdą okazję skończyło się - mówi ekspert w rozmowie z WP Kobieta.
- Obecna sytuacja składania do szukania pracy i to za każdą cenę. Jeżeli już jest, to nikt nie pyta się, czy otrzyma za nią gwarantowaną ustawowo stawkę godzinową, tylko ją bierze. Pandemia, a tym bardziej kryzys pokażą, co są w takim czasie warte urzędowe stawki i wynagrodzenia. Poza dużymi aglomeracjami praca jest na wagę przeżycia i nikt nie będzie zwracał uwagi na ustawy z Warszawy – dodaje.
Jak ocenia Sadowski, w wielu branżach, nie będzie możliwości, aby szukać zatrudnienia zagranicą, ponieważ w podobnej, trudnej sytuacji są kraje sąsiadujące. – Jesteśmy zdani na własne siły, na oszczędności swoich rodziców. Może okazać się, że jedynym pewnym świadczeniem będzie emerytura lub renta rodziców, a nie stałe wynagrodzenie – mówi ekspert z Centrum im. Adama Smitha.
Kontynuuje, że przy rosnących cenach żywności, trudno jest utrzymać się nie podejmując dodatkowych starań o zatrudnienie. – W sytuacji długotrwałego upośledzenia działalności niektórych branż odwlekanie decyzji o znalezieniu nowej pracy jest traceniem cennego czasu i możliwości – ocenia.
Andrzej Sadowski tłumaczy, że jeszcze przez długi czas nie wrócimy do stanu sprzed pandemii i podaje przykład Włoch. – Włochy dopiero w styczniu 2020 roku osiągnęły poziom spłacalności kredytów hipotecznych sprzed kryzysu z 2008 roku, czyli dopiero po 12 latach. Dzisiejsza sytuacja jest bardziej tragiczna. Oczekiwanie, że wrócimy w krótkim czasie do poprzedniej "normy" jest większym optymizmem niż urzędowy. Polska jest mniej zamożnym i zasobnym krajem i dłużej może wychodzić z kryzysu, niż bogatsze od nas, które nie podniosły się jeszcze po poprzednim kryzysie. Mozolnie wypracowywany dobrobyt oraz status społeczny, mogą być nie do utrzymania w tej sytuacji – mówi ekonomista.
Ekspert ocenia, że czas pandemii pokazał, że polskie rodziny utrzymają się z pracy, a nie z zasiłków. - To praca jest podstawą dobrobytu polskich rodzin, i to praca, którą Polacy mają w mikro, małych i średnich przedsiębiorstwach, a nie w korporacji – mówi prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Podsumowując podkreśla, że w obecnych czasach, albo będzie się pracowało, za stawki, które będą w szarej strefie, albo będzie się czekało na urzędową pracę ze świadczeniami, której nie będzie. - Praca na etat będzie przywilejem i luksusem - kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl