On o kotlecie, ona o miłości, czyli dlaczego pytanie o przepis na rosół w programie randkowym jest szkodliwe [OPINIA]
Tegoroczna edycja programu "Rolnik szuka żony" nie zapowiada się szczególnie ekscytująco. Emocje godne randkowego formatu wzbudził do tej pory jedynie 43-letni Tomasz – najpierw wybierając młodszą o 20 lat kobietę w ciąży, a następnie odsyłając jedną z kandydatek, ponieważ "zawiodła pytaniem o gotowanie". Dywagacje o omlecie i rosole pewnie dałoby się potraktować jako nieszkodliwy pomysł producentów, gdyby nie fakt, że temat podobnych oczekiwań rozgrzewa fora i grupy dla kobiet. –"Kobieta, która nie umie gotować, jest jak facet bez prawa jazdy" – usłyszałam ostatnio na randce – mówi w rozmowie z WP Kobieta Karolina.
14.10.2022 21:14
Program "Rolnik szuka żony" ogląda średnio 2,65 mln widzów. Misyjne show Telewizji Publicznej po raz pierwszy od lat znacznie traci widownię, jednak liczba zainteresowanych miłosnymi perypetiami mieszkańców wsi wciąż jest imponująca. Odkąd w TVP realizowany jest również format "Sanatorium miłości", widać wyraźną tendencję odmłodzenia szukających partnerki farmerów. W rezultacie wspomniany Tomasz jest najstarszym z kandydatów w tej edycji. I chociaż deklaracje przywiązania do tradycyjnych wartości i sztywnego podziału na zadania "męskie" oraz "kobiece" padają z ust niemal wszystkich rolników (najmniej jest ich – co znamienne – u jedynej rolniczki – Klaudii), to właśnie aktywność, którą zaproponował 43-latek, wzbudziła największe kontrowersje.
Podczas pozornie niewinnej zabawy w pytania i odpowiedzi doszło bowiem do sytuacji kuriozalnej – wyemitowano (bo nie wiemy, czy zadano) niemal wyłącznie wątki dotyczące gotowania. Wyjątkiem był moment, gdy jedna z kandydatek musiała powiedzieć coś miłego o drugiej osobie. Rzecz jasna wybrała rolnika, rezygnując z możliwości powiedzenia czegoś więcej o sobie lub wybranej konkurentce. Panie musiały odpowiedzieć na pytania o idealny przepis na rosół oraz omlet. Wymyślić mogła je rzecz jasna produkcja, ale znamienna była reakcja odpowiadających oraz samego rolnika.
Jedna z faworytek – 32-letnia Paulina – nie ukrywała, że gotowanie nie jest jej konikiem. 23-letnia Klaudia również nie kwapiła się do odpowiedzi, wymijająco stwierdzając, że omlet jest najlepszy, gdy przygotowuje się go razem. Rolnik nie krył rozczarowania i ostatecznie odrzucił Paulinę, stwierdzając: "Zawiodła mnie pytaniem o gotowanie. Powiedziała, że zupełnie nie umie gotować, czym straciła u mnie dużo".
Wypowiedź Tomasza spotkała się z ostrą reakcją fanów formatu. "Kolejny, który potrzebuje rosołków i omletów" czy "W restauracjach teraz drogo, zaczną się liczyć tradycyjne wartości" – mogliśmy przeczytać w komentarzach na oficjalnym facebookowym profilu programu. Sporo osób stanęło jednak w obronie 43-latka, podkreślając, że brak znajomości podstawowych przepisów świadczy o niezaradności, lenistwie czy ignorancji. I to niezależnie od płci.
Rzecz w tym, że reakcja pytanych o przepisy kobiet mogła wiązać się nie z tym, że nie potrafią zalać warzyw i mięsa wodą, a z samego charakteru pytań, które na starcie sprowadziły je do roli tzw. kury domowej, albo – jeszcze gorzej – człowieka bez zainteresowań, właściwości. Tomasza przedstawiły natomiast jako kogoś, kto szuka gosposi, nie zaś partnerki, z którą połączą go także zainteresowania. O pasjach, preferencjach czy pragnieniach kandydatek nie dowiedzieliśmy się bowiem niczego.
Tymczasem historie z poprzednich edycji "Rolnika (…)" pokazują, że uczestnicy trzymający się ściśle swoich wyobrażeń na temat przyszłej partnerki, często przegrywają. Tak było w przypadku 26-letniego Krzysztofa z piątej edycji, który wybrał dziewczynę głośno deklarującą potrzebę "gotowania i pieczenia dla ukochanego mężczyzny" i nie wiedział, o czym z nią rozmawiać. Kandydatkę, z którą od początku połączyła go nić porozumienia odrzucił, ponieważ wystraszył się związku z pracującą zawodowo kobietą.
Jak pisze Sylwia Michalska w artykule "Tradycyjne i nowe role kobiet wiejskich", na wsi kobieta w roli gospodyni domowej, matki, pielęgnująca tradycyjny podział obowiązków stanowiła swego rodzaju protest przed nowym porządkiem. Jej zdaniem wypełnianie nowych ról mogło mieć znaczenie symboliczne (w kontrze do sztucznie narzucanej w PRL-u równości płci – przyp. red.). Autorka, powołując się na liczne badania, podkreśla, że "wieś była zawsze miejscem, gdzie tradycyjnie rola kobiety była mocniej związana z domem i rodziną, funkcjami prokreacyjno-opiekuńczymi" i "niewiele było na wsi wzorców dla kobiet aktywnych na polu innym niż rodzina". Dodaje także, że choć rolniczki i żony rolników są lepiej wykształcone od mężczyzn, nadal podtrzymują tradycyjne role, dodatkowo, podejmując aktywność zawodową. Pracują zatem na co najmniej dwóch etatach, często prowadząc własną działalność czy dojeżdżając do pracy do miasta i jednocześnie zajmując się dziećmi, gotując, sprzątając itd.
- W pewnym sensie rozumiem oczekiwania Tomasza – mówi w rozmowie z WP Kobieta Dominika, która sama wychowała się na wsi. – Wiem, jak praca na roli jest ciężka i czasochłonna, szczególnie w okresach wiosenno-letnich. Wtedy powrót na obiad do domu jest czasem niemożliwy. Dlatego często kobiety wychodzące za mąż za rolników porzucają pracę, by zajmować się gospodarstwem – dodaje. Tłumaczy, że wybierając pracę zawodową, właściwie w ogóle nie będą widziały męża, on z kolei może nie podołać sam wszystkim obowiązkom. Sama szybko nauczyła się gotować, ponieważ jej mama podkreślała, że tylko w ten sposób nauczy się wykorzystywać wszystko, co ma w gospodarstwie. – Kto z nas nie lubi domowego rosołu, schabowego z młodymi ziemniakami czy placków ziemniaczanych? – pyta.
Problem nie leży jednak w samym gotowaniu lub jego braku, a robieniu założeń i tworzeniu oczekiwań w myśl archaicznego "baba do garów". Nikt nie ma prawa krytykować kobiety, która rezygnuje z pracy, by zajmować się domem (choć dobrze uczulić ją, by nie rezygnowała z - chociażby skromnego - własnego dochodu). Natomiast mężczyznę żądającego podania pod nos śniadania czy obiadu już tak.
- Mój były krył się z poglądami na temat podziału obowiązków domowych przez kilka miesięcy. Później zaczął otwarcie mówić, że to kobieta powinna gotować i sprzątać. Sam nie robił dosłownie nic. Po powrocie z pracy oczekiwał obiadu, a następnie kładł się na kanapie i odpoczywał przez resztę dnia. Jeśli nie spełniłam jego wytycznych, mówił: "Nic nie robisz, nie ma obiadu, co z ciebie za kobieta". Kłótnie o brak obiadu, a tym bardziej śniadania do pracy były na porządku dziennym – mówi Wirtualnej Polsce Aleksandra.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Młoda kobieta próbowała rozmawiać z partnerem, podzielić obowiązki. Bez skutku. – Wówczas porównywał mnie do innych kobiet, twierdził, że biorą wszystko na siebie i tylko ja się buntuję. Mówił, że tego samego zdania są jego starsi koledzy, a on słucha doświadczonych osób. Gdy umawialiśmy się, że zrobimy wspólnie obiad, nagle wychodził do kolegów i wracał na gotowe. Prosił jeszcze, żeby mu nałożyć i podsunąć talerz pod nos – opowiada. Aleksandra zagryzała zęby i zaspokajała wszystkie potrzeby partnera. Powodem rozstania była nie jego roszczeniowa postawa, a zdrada, której się dopuścił.
"Kobieta, która nie umie gotować, jest jak facet bez prawa jazdy". Takie słowa usłyszała ostatnio na randce Karolina. – Bez namysłu powiedziałam mu, że w takim razie musi poszukać kucharki. Przez specyfikę pracy zawodowej, z której absolutnie nie zamierzam rezygnować, nie mam zwyczajnie czasu na pichcenie. Poza tym bardzo tego nie lubię i nie uważam się z tego powodu za mniej wartościową kobietę – wyjaśnia WP Kobiecie.
Niestety, przekonanie, że mężczyzna co najwyżej "pomaga" w obowiązkach domowych (rolnik Tomasz sugerował, że gotować umie, nie chciałby się jednak tym zajmować na co dzień) ma się świetnie także w związkach, w których zawodowo pracuje dwoje partnerów. I to nie na roli, po 12 godzin, ale np. na etacie w korporacji.
"Nie wiem, co w niego wstąpiło, ale odkąd wróciłam do pracy po macierzyńskim, on myśli, że będzie jak wcześniej. Oczywiście, siedząc w domu gotowałam obiady, coś zawsze ogarnęłam, ale teraz nie widzę powodu, żebym to tylko ja miała to robić. A mąż jest wielce zdziwiony. Powiedziałam, że obowiązki domowe mamy dzielić. Zgodził się, ale wciąż nic nie robi. Nie był taki wcześniej" – pisze jedna z użytkowniczek popularnego forum. "Mój partner wymaga, żebym codziennie gotowała. Przy czym zaznaczam – obiadu ‘niemięsnego’ nie nazywa obiadem" – odpowiada jej inna. "Chłopak chce, żebym przyjeżdżała do niego codziennie i gotowała obiady" – zwierza się kolejna.
Uśmiechy do rosołku i blachy domowego ciasta w "Rolniku (…)" (bez równowagi w postaci chociażby interesującej rozmowy) czy treści zamieszczane w social mediach przez tzw. tradwife (ruch kobiet, najczęściej wyznających konserwatywne wartości, rezygnujących z pracy zawodowej, by zajmować się domem), są wodą na młyn takich właśnie mężczyzn. Nie tylko przywiązanych do archaicznego podziału ról, ale przede wszystkich w tych zapatrywaniach zatwardziałych, niegotowych nawet na wysłuchanie żony czy dziewczyny, nie mówiąc o wprowadzeniu zmian. W tym kontekście słowa, byłego już, prezesa TVP o "sile telewizji" brzmią wyjątkowo gorzko.
Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!