Pokolenie Lockdown. Tysiące młodych ma poważny problem
Młodzi to grupa, która najbardziej cierpi w czasach pandemii i najsilniej odczuje jej skutki – twierdzą eksperci. Najszybciej tracą pracę i są w ostatniej kolejności zatrudniani. Gdy zostają zwolnieni, nie szukają nowego zajęcia, popadają w zawodową bierność, znikają z rynku pracy.
06.03.2021 14:00
Ania spod Łowicza ma 23 lata. Szczupła, niewysoka blondynka po maturze przyjechała do Warszawy na studia. Rok temu obroniła licencjat z kulturoznawstwa. Pracowała przy organizacji międzynarodowego festiwalu teatralnego, dorabiała w knajpie z wegańskim jedzeniem, prowadzonym przez zaprzyjaźnione małżeństwo, planowała studia drugiego stopnia poświęcone zarządzaniu w kulturze.
– Mój starszy brat, który jest programistą, zawsze się ze mnie nabijał, że wybrałam sobie taki nieżyciowy kierunek – opowiada Ania. – Gdy chciał mi dopiec, głośno rzucał w powietrze pytanie: "Czym się różni humanista od balkonu?". I sam sobie odpowiadał, zanosząc się ze śmiechu, że balkon utrzyma rodzinę – dodaje.
25-letnia Magda z Radomia po maturze nie dostała się do warszawskiej PWST. Próbowała jeszcze dwa razy. Bez skutku. – Wybrałam prywatną szkołę, zresztą bardzo dobrą, w której mogłam się rozwijać w najbardziej interesujących mnie kierunkach – wyznaje wysoka szatynka ostrzyżona na jeża.
– Na dodatek udało mi się załapać do grupy teatralnej, która realizowała niezwykle ciekawy projekt teatru eksperymentalnego. W planach były występy na różnych festiwalach, przedstawienia w różnych miejscach w Polsce, kolejny ciekawy projekt – słyszymy.
Kamil, lat 28. Skończył psychologię na Uniwersytecie w Poznaniu, ale nie bardzo wiedział, czego w życiu zawodowym chce. – Na studiach pracowałem trochę jako tester gier, więc gdy kolega zaproponował mi pracę w spółce współpracującej z gigantem na rynku informatycznym, zgodziłem się – wspomina.
– Najpierw zajmowałem się różnego rodzaju moderacją, potem awansowałem do działu nowych projektów, zarabiałem coraz lepiej, nawet doszedłem do 8 tys. z premią, ale wtedy wymyśliłem, że jednak będę robił karierę w branży turystycznej i zajmę się organizacją dedykowanych wyjazdów narciarskich. Namówił mnie do tego najlepszy kumpel. Byłem zachwycony – kwituje.
Teraz cała trójka jest bez pracy.
Najbardziej na pandemii cierpią młodzi
Jak wynika z danych Eurostatu, w styczniu 2021 r. w Unii Europejskiej bezrobotnych było 2,929 mln młodych osób (poniżej 25 roku życia i niestudiujących), z czego 2,356 mln w strefie euro. W styczniu 2021 r. stopa bezrobocia młodzieży wyniosła 16,9 proc. w UE i 17,1 proc. To wyraźny wzrost w porównaniu z wynikami z marca 2020, gdy bezrobocie wśród młodych osób było na niskim poziomie i wynosiło 14,9 proc. Pod koniec ubiegłego roku Komisja Europejska przestrzegała przed niebezpiecznym trendem wykluczania młodych z rynku pracy.
– To jest tendencja globalna. Nieważne, czy analizujemy dane ze Szwecji, ze Stanów Zjednoczonych czy Izraela. W każdym z tych krajów najbardziej na pandemii cierpią młodzi – mówi Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
– Jest to splot kilku okoliczności w skali globalnej. Młodzi ludzie pracują właśnie w tych sektorach, które są objęte najsilniejszymi restrykcjami i które były zamykane na przestrzeni ostatniego roku. Mam tu na myśli gastronomię, hotelarstwo, w ogóle całą turystykę, kulturę, imprezy masowe. Te branże z racji ogromnych ograniczeń w największym stopniu redukowały zatrudnienie i nie generowały nowych miejsc pracy – ocenia.
Jak twierdzi Kubisiak, młode osoby są tymi, które w dobie kryzysu najłatwiej zwolnić, bo zazwyczaj nie są kluczowymi pracownikami dla modelu biznesowego przedsiębiorstwa – Właściciel firmy myśli tak: jeśli mam znakomitego managera, który jest odpowiedzialny za sprzedaż usług czy towarów, odpowiada za przychody firmy, to o niego muszę dbać. Nic zatem dziwnego, że jeśli będzie musiał kogoś zwolnić, to rozejrzy się po pracownikach działu handlowego, któremu szefuje ten manager – przekonuje.
Zdaniem eksperta, kolejny powód to kwestia naszej polskiej specyfiki i form zatrudnienia. Młodzi pracują na umowach cywilno-prawnych z krótkim okresem wypowiedzenia lub w ogóle bez takiego okresu. Dzięki temu łatwiej ich zwolnić. – Obserwowaliśmy to zjawisko w czasie pierwszego lockdownu – osoby na umowach cywilno-prawnych znacznie częściej traciły pracę niż ci, którzy mieli umowy o pracę – mówi Kubisiak. – Z kolei odpływ z rynku pracy tej drugiej grupy obserwowaliśmy po wakacjach ubiegłego roku – słyszymy.
Nie wierzę, że coś się zmieni
– Czuję się jak w liceum – Ania opowiada z goryczą. – Z wynajmowanego z przyjaciółką mieszkania przeniosłam się do swojego pokoju w bloku pod Ostrołęką. Nie mam nawet na gumę do żucia, a mama patrzy na mnie jak na połączenie nieudaczniczki życiowej z darmozjadem – uważa.
Ania na początku pandemii wierzyła, że wszystko wróci do normy. – Choć szybko stało się dla mnie jasne, gdy w marcu rząd ogłosił kwarantannę, że prace przy organizacji festiwalu wzięło w łeb. Dostałam jeszcze jedną wypłatę, ale niepełną. Po otwarciu knajp wróciłam na trochę do naszego vegebaru, ale gdy znowu je zamknięto, zostałam bez środków do życia. Przez chwile załapałam się przy sprzątaniu, przeprowadzkach, pomagałam w zastępstwie w sklepie z ciuchami – relacjonuje.
– Ale wszystkie te prace miały charakter dorywczy. W swoim zawodzie nie miałam szans na cokolwiek. Zrezygnowałam z pokoju we współdzielonym warszawskim mieszkaniu, wyprowadziłam się do rodziców pod Ostrołękę. Jestem w beznadziejnej sytuacji. Nie wierzę w zmianę. Przecież szans, że nas szybko zaszczepią, a gospodarka znowu ruszy, nie ma praktycznie żadnych… – kończy.
Wróżka-oszustka
Magda na skutek lockdownu została bez pracy z dnia na dzień. – Co jak co, ale eksperymentalny teatr to nie jest źródło dochodu w czasach pandemii – mówi z goryczą aktorka.
– Koleżanka miała mnie wciągnąć w dubbing, miałam dawać głos postaciom z gier komputerowych, ale nic z tego nie wyszło. W desperacji dałam się innej znajomej namówić na bycie… wróżką, która odpowiada na pytania przez sms-y. To jest coś strasznego. Czuję się koszmarnie. Jak oszustka – stwierdza. – Przecież jak ja mogę komuś mówić, co ma robić w życiu? Ale przynajmniej mam z czego żyć i opłacić rachunki. Trudno to jednak traktować jak normalną pracę, która ma jakąkolwiek przyszłość i daje choć odrobinę poczucia jakiegokolwiek sensu – załamuje się.
– Na skutek lockdownu pracę straciło 150 tys. osób do 24. roku życia, a w urzędach pracy zarejestrowało się tylko 35 tys. z nich – mówi socjolożka dr Agnieszka Kwiatkowska z Uniwersytetu SWPS w Warszawie. – Oznacza to, że mamy ok. 115 tys. młodych osób, które zniknęły z rynku pracy – podsumowuje.
Ekstremalny zjazd
Gdy Kamil trzy miesiące przed pandemią rzucił stabilną pracę na etacie i zaangażował się w organizowanie wyjazdów dla narciarzy, miał trochę oszczędności i fach w ręku. – Od dziecka z rodzicami jeździłem na nartach, zapisali mnie do klubu, w którym trenowałem zawodniczo – opowiada Kamil.
– Dzięki temu nie tylko zakochałem się w tym wspaniałym sporcie, nauczyłem świetnie jeździć, ale też zrobiłem kurs instruktorski. Tylko że udało nam się zorganizować dwa wyjazdy do Włoch na heliski, a potem wszystko pieprznęło. Zaliczyłem ekstremalny zjazd. Od roku nie pracuję, jestem na utrzymaniu rodziców. Miałam nadzieję, że może w zimie sobie dorobię jako instruktor, ale góry były "czynne" tylko w Szwajcarii. Za chwilę będę miał trzy dychy i niemal zerowe doświadczenie zawodowe. Kto mnie zatrudni? – pyta.
Pokolenie Lockdown
Zdaniem ekspertów z Deloitte, globalny kryzys spowodowany pandemią COVID-19 będzie miał długoterminowy wpływ na kariery zawodowe młodych osób przed 25. rokiem życia, co skłoniło Międzynarodową Organizację Pracy (ILO – International Labour Organization) do określenia tej grupy demograficznej, jako Pokolenie Lockdown.
- Tym, co może niepokoić, jest fakt, że konsekwencje wchodzenia na rynek pracy w czasie kryzysu są odczuwalne znacznie dłużej niż jego trwanie – tłumaczy Andrzej Kubisiak.
– Dysponujemy badaniami, przeprowadzonymi po kryzysie w 2008 roku, z których wynika, że wchodzenie na rynek pracy w trudnym momencie, jakim niewątpliwie jest kryzys, ciągnie się za młodymi pracownikami przez znaczną część ich życia zawodowego. To nie jest kwestia miesięcy czy lat, ale dekad. O takich osobach mówi się "unlucky entrance", czyli takie, które miały nieszczęście wchodzić na rynek pracy w czasach kryzysu. Te same roczniki, które rozpoczynały kariery zawodowe w czasach dobrej koniunktury, szybciej awansują, lepiej zarabiają, szybciej się rozwijają – uważa ekspert.