Polka mieszka w Wenezueli. Wprost mówi o "piekle kobiet"

Polka mieszka w Wenezueli. Wprost mówi o "piekle kobiet"

Dr Izabela Stachowicz z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego prowadzi badania naukowe w Wenezueli
Dr Izabela Stachowicz z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego prowadzi badania naukowe w Wenezueli
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marta Kosakowska
17.11.2022 06:55, aktualizacja: 17.11.2022 07:11

- Na prowincji przeraziła mnie skala prostytucji dziecięcej. Dziewczynki 12-13-letnie mają cenniki usług seksualnych. Na ich podstawie obliczają, ile muszą w danym tygodniu takich usług zrealizować, żeby np. kupić sobie dżinsy, tusz do rzęs lub uzbierać na wymarzony telefon - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską dr Izabela Stachowicz, biolożka z Uniwersytetu Łódzkiego, która prowadzi badania naukowe w Wenezueli, a także wspiera miejscowe kobiety.

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Jak to się stało, że Polka wspiera kobiety w Wenezueli?

Dr Izabela Stachowicz: Z Wenezuelą jestem związana ponad dekadę. Przez osiem lat mieszkałam w tym kraju, a obecnie dzielę życie między Wenezuelę a Polskę. Przez te lata poznałam ten kraj dość dobrze, nie tylko ze strony przyrodniczej, ale też społecznej. Pierwszy raz trafiłam do Wenezueli w 2009 roku w ramach kursu ekologii tropikalnej organizowany przez UJ. W 2013 roku rozpoczęłam w Wenezueli studia doktoranckie. Pracowałam z Indianami na południu Wenezueli, instalując fotopułapki na terenie parku narodowego Canaima. Dzięki temu mogłam zaobserwować życie na prowincji. Jest to kraj, który ma najwyższy współczynnik migracji na świecie. Co może szokować, wyższy nawet niż owładnięta wojną Ukraina.

Ukraińcy uciekają przed wojną, Wenezuelczycy przed biedą

Dokładnie tak jest. Bieda tu aż razi. Sytuacja ekonomiczno-gospodarcza jest fatalna, choć teraz ciut lepsza niż na początku załamania gospodarczego, kiedy brakowało dosłownie wszystkiego: wody, prądu, jedzenia, leków. Chleb i jajka były wtedy produktami luksusowymi. Przeżyłam to na własnej skórze. Byłam świadkiem wielu porażających historii, które dla ucha Europejczyka są nie do pomyślenia. Oczywiście najgorzej było i nadal jest na prowincji Wenezueli. Ale mnie wcale nie było lżej, bo jako postdoktorantka zarabiałam 10 dolarów na miesiąc. W związku z tym musiałam wtedy wrócić do Polski, bo nie byłam w stanie się z tego utrzymać.

Trafiła pani tam w gorącym momencie historii tego kraju. Gospodarka się załamała, zaczęły się recesja, hiperinflacja, bieda, więc ludzie wyszli na ulicę. Jeszcze niedawno ta inflacja była na poziomie 1200 proc., a w 2019 r. - 35000 proc.

Tak, dokładnie 10 dni po moim przyjeździe, ogłoszono śmierć prezydenta Hugo Chaveza. Po nim pojawił się kolejny "namaszczony", czy Nicolás Maduro, który rządzi krajem do dziś. Wtedy nastąpiła fala protestów, ludzie regularnie wychodzili na ulicę. Dokładnie pamiętam, jak wtedy wyglądały zakupy spożywcze. Pocztą pantoflową dowiadywałam się, gdzie można akurat kupić jajka. Szłam w to miejsce, stałam w długiej kolejce, żeby je kupić. Większość dnia spędzałam na tym, żeby zdobyć jedzenie. Wiele podstawowych produktów stało się dobrami luksusowymi. Wśród nich prym wiodły majonez i papier toaletowy. Trochę jak u nas za komuny.

A jak jest teraz? Inflacja obecnie sięga 156 proc., choć w porównaniu miesiąc do miesiąca jej dynamika wzrostu zwolniła. Ta wartość wciąż jest jednak zatrważająca.

Obecnie pensja za podstawowe prace np. ochroniarza na parkingu wynosi 50 dolarów (225,97 zł - przypis red.) Tymczasem za masło płaci się 3 dolary (13,56 zł - przypis red.), a wspominany majonez 2,5 dolara (11,30 zł - przypis red.). Obecnie można kupić sporo produktów lokalnych, bo biznesmeni, związani z rządem ze względu na sankcje międzynarodowe, nie mają innej możliwości, tylko inwestowanie w kraju. To może być zaskakujące, ale przed kryzysem Wenezuela była tak bogatym krajem, że importowała większość podstawowych produktów np. makarony z Włoch.

Rachunek za zakupy spożywcze w Wenezueli na 295,86 boliwarów, czyli 141,72 zł. Podstawowa pensja to 50 dolarów, czyli około 225,97 zł
Rachunek za zakupy spożywcze w Wenezueli na 295,86 boliwarów, czyli 141,72 zł. Podstawowa pensja to 50 dolarów, czyli około 225,97 zł© Archiwum prywatne

A ile kosztuje benzyna?

Wciąż jest problem z zakupem benzyny, która dziś kosztuje 0,5 dolara (2,26 zł - przyp. red.). Z perspektywy cen Polski czy Europy, to może wydawać się niewiele, ale pamiętajmy, że mówimy o kraju, w którym benzyna kiedyś kosztowała grosze. Przed kryzysem taniej było zatankować bak do pełna, niż kupić butelkę wody w sklepie. Obecnie uciążliwe jest to, że tankować można tylko w dniu, w którym przypada nam taka możliwość według numeru dowodu osobistego.

Dr Izabela Stachowicz w trakcie badań naukowych w Wenezueli
Dr Izabela Stachowicz w trakcie badań naukowych w Wenezueli© Archiwum prywatne

Wszystkie ceny są w dolarach?

Ceny są podawane w boliwarach, ale większość ludzi zarabia i płaci w dolarach. Natomiast państwo narzuciło specjalny podatek przy płaceniu dolarami, żeby zachęcić ludzi do płacenia lokalną walutą.

Kryzys zastał panią w trakcie badań naukowych nad zagrożonymi wyginięciem ssakami. Ale ktoś mógłby powiedzieć, że ciężko myśleć o ochronie zwierząt, kiedy człowiekowi w oczy zagląda głód.

Tak, wtedy dotarło do mnie, że aby chronić przyrodę, najpierw trzeba zadać o ludzi. Bo jeśli oni nie będą mieli zaspokojonych podstawowych potrzeb, to nie będą wspomagać inicjatyw tego typu. Nadal będą wycinać lasy, polować na zagrożone gatunki, szukając w tym źródła zarobku. Tak zaczęłam myśleć o tym, jak wspomóc lokalne kobiety, by tą - nieco okrężną drogą - wspomóc przyrodę.

Pomysłem była czekolada.

Tak, bo roślina, z której się ją produkuje, kakaowiec właśnie stąd pochodzi. Parę lat temu trafiłam na obszar prywatnego rezerwatu, gdzie lokalne kobiety mogły rozpocząć pracę z tym produktem.

Wenezuelskie kobiety przy produkcji czekolady
Wenezuelskie kobiety przy produkcji czekolady© Marek Arcimowicz | Picasa

Ktoś mógłby zapytać: dlaczego tylko kobiety? Przecież bieda w równym stopniu dotyka też mężczyzn.

Owszem, ale mężczyznom łatwo znaleźć pracę. Natomiast na prowincji kobiety często żyją samotnie i tak też wychowują dzieci. Mężczyźni przeważnie uciekają do miast, albo są mobilni, czyli przemieszczają się z miejscowości do miejscowości w poszukiwaniu pracy. Bywa, że w każdym z tych miejsc zakładają nową rodzinę, którą następnie porzucają na rzecz kolejnego miejsca pracy i życia. Tak skaczą z miejsca na miejsce, zostawiając kobiety z dziećmi na prowincji. Mężczyźni nie płacą alimentów, nie przejmują się kolejnymi dziećmi i ich matkami. To jest kwestia kulturowa Wenezueli, a szczególnie niskich warstw społecznych tego kraju. Nie można tego oceniać, dla nich to jest "normalne".

Co jeszcze jest w Wenezueli "normalne", co dla Europejczyka może wydawać się szokujące?

Na prowincji przeraziła mnie skala prostytucji dziecięcej. Dziewczynki 12-13-letnie mają cenniki usług seksualnych. Na ich podstawie obliczają, ile muszą w danym tygodniu takich usług zrealizować, żeby np. kupić sobie dżinsy, tusz do rzęs lub uzbierać na wymarzony telefon.

Faktycznie dla ucha Europejczyka brzmi to koszmarnie.

Niestety tak, a tam jest to na porządku dziennym. Podam inny przykład. Musiałam zrezygnować z badań na południu kraju, gdzie rząd ruszył z wydobyciem złota. Powstały tam kopalnie, w których górnicy pracują w systemie tygodniowym – siedem dni są w pracy, a potem mają siedem dni wolnego. Gdy wyjeżdżają z kopalni, lubią trwonić pieniądze, oddając się różnego rodzaju "rozrywkom". Jedną z nich są gry karciane, w których wygrany może wybrać sobie, czy spędzi noc z chłopcem, czy z dziewczynką.

Domyślam się, że te dzieci w ten sposób zarabiają na życie.

Tak. Często na ulicach widzi się też młode matki, często niepełnoletnie. Sytuacja dosłownie z wczoraj, kiedy kupowałam hot doga na ulicy i podeszły do mnie dwie młode dziewczyny z dziećmi, które poprosiły, by im też kupić hot doga. Dla nich często to taka pomoc to jedyny sensowny "posiłek" dnia. To są kobiety, które pochodzą z rodzin, które my, Europejczycy, nazwalibyśmy patologicznymi. To są drugie, trzecie pokolenia kobiet, które bardzo młodo zachodzą w niechciane ciąże i tak się toczy ten krąg biedy.

Nie zabezpieczają się?

Nie ma świadomości, edukacji w tym zakresie, ale też pieniędzy na to. Moi znajomi niedawno rozpoczęli akcję darmowego wszczepiania kobietom implantów antykoncepcyjnych, które chronią przed ciążą przez dwa lata. Okazało się, że zainteresowanie jest ogromne! W Wenezueli antykoncepcja jest po stronie kobiet, bo mężczyźni nie chcą stosować prezerwatyw. To jest kolejna kwestia kulturowa.

Bieda, brak antykoncepcji i kultura "macho" – brzmi jak przepis na piekło kobiet.

Niestety tak jest. Co więcej, te kobiety, które często bardzo młodo zachodzą w ciążę, nie mają możliwości i środków, by opuścić prowincję, wyjechać do dużego miasta za pracą. One zostają w tych wioskach, gdzie klepią biedę. Ich dzieci robią potem to samo i koło się zamyka. Stąd moja inicjatywa, która ma dać tym kobietom pracę i środki na utrzymanie się. Inicjatywa, która ma je zachęcić do lokalnej produkcji czekolady, która ma pomóc im nabyć nowe umiejętności, zachęcić do aktywności, a przez to - wspomóc przyszłość ich, ich dzieci i przyrody.

A panią też zaczepiali wenezuelscy "macho"?

Na szczęście na samym początku, kiedy przyjechałam do Wenezueli, nie mówiłam po hiszpańsku. Mówię na szczęście, bo nie rozumiałam, co mówią do mnie mężczyźni. Mimo tego, że funkcjonowałam w bezpiecznym miejscu, czyli w obrębie uniwersytetu, to stale dostawałam telefonu, SMS-y z zaczepkami, zaproszeniami na kawę.

Przypomina mi się sytuacja, kiedy jechaliśmy na badania naukowe i zatrzymała nas kontrola drogowa. Zabrano nam wszystkie dokumenty i nie chciano oddać. Zaczęłam się zastanawiać, co musimy zrobić, żeby je odzyskać. Nie jestem z tego dumna, ale byłam zmuszona flirtować z policjantem, aby je odzyskać. W Polsce to by nie było normalne, żeby naukowczyni jadąca na badania musiała w ten sposób załatwiać sprawę z policjantem. Natomiast tam jest to kwestia kulturowa, więc nierzadko do tej - jakże odmiennej od naszej kultury – trzeba się dostosować.

Dr Izabela Stachowicz z UŁ i ambasador Wenezueli Luis Gomez Urdaneta w łódzkim Orientarium promują akcję pomocy i ludziom i tapirom
Dr Izabela Stachowicz z UŁ i ambasador Wenezueli Luis Gomez Urdaneta w łódzkim Orientarium promują akcję pomocy i ludziom i tapirom© Materiały prasowe Uniwersytetu Łódzkiego

Izabela Stachowicz - doktor nauk biologicznych z Wenezuelskiego Instytutu Badań Naukowych w Wenezueli (Instituto Venezolano de Investigaciones Cientificas - IVIC). Obecnie adiunkt w Katedrze Geobotaniki i Ekologii Roślin Uniwersytetu Łódzkiego oraz postdoktorantka w IVIC. Do Wenezueli przyjechała po raz pierwszy w 2009 roku.

Obecnie pracuje nad wpływem działalności ludzi na rozmieszczenie i bogactwo ssaków. W swoich badaniach posługuje się metodologią fotopułapek. Założyła grupę Network of Conserved Areas (Red de Areas Conservadas en Venezuela) w Wenezueli, aby wspierać prywatne i społeczne inicjatywy w zakresie ochrony środowiska i ochrony gatunków wykorzystując zrównoważony rozwój i aktywnie angażując lokalną społeczność.

Jeśli chcesz wesprzeć inicjatywę "Czekolada z misją" dr Izabeli Stachowicz, możesz wspomóc zbiórkę na ten cel, którą znajdziesz TUTAJ.

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (335)
Zobacz także