Polska branża plus size rośnie w siłę
Za oceanem modeling plus size rośnie w siłę. W lutym tego roku branża żyła pojawieniem się pierwszej modelki plus size Ashley Graham na łamach "Sports Illustrated Swimsuit". Jej zdjęcie stało się sukcesem na miarę tegorocznego Kalendarza Pirelli, w którym zagościła Candice Huffine. Czy coraz większa popularność gwiazd branży przełożyła się na rozwój modelingu plus size w Polsce?
20.04.2015 | aktual.: 21.04.2015 13:42
Za oceanem modeling kobiet o pełnych kształtach rośnie w siłę. W lutym tego roku branża żyła pojawieniem się pierwszej modelki plus size Ashley Graham na łamach "Sports Illustrated Swimsuit". Jej zdjęcie stało się sukcesem na miarę tegorocznego Kalendarza Pirelli, w którym zagościła Candice Huffine. Czy coraz większa popularność gwiazd tej branży przełożyła się na jej rozwój w Polsce?
Pierwsza polska agencja modelingu plus size – MaxiLook – świętuje w tym roku 10-lecie swojego istnienia. Przytoczenie statystyk, o które prosiłyśmy jej obecną szefową, okazało się trudne. Mimo upływu czasu agencja ma wciąż wiele do nadrobienia, a najbardziej intratne kontrakty przypadają modelkom współpracującym z centralą marek sieciowych. - Nasza branża plus size rośnie sobie powoli, niczym dzikie żonkile na trawniku, podlewana tylko raz na jakiś czas pojawiającymi się pojedynczymi projektami. Ale rośnie, bo popyt rynkowy jest nieubłagany, a zmiany w naszych głowach powodują, że przestajemy wstydzić się powiedzieć w sklepie „rozmiar 56 poproszę” - mówi Urszula Lola, szefowa agencji MaxiLook.
Metodą małych kroków
Do tej pory zmiany w polskim świecie plus size sprowadzają się przede wszystkim do kolekcji oferowanych przez sieciówki, które prezentują modelki spoza Polski. - Najlepszym wskaźnikiem „size’ów" na rynku odzieżowym zawsze będą sklepy sieciowe. A w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej cztery marki sieciowe wprowadziły ofertę dla dziewczyn 42+.
10 lat temu kupienie w Polsce modnego ubrania z bieżącej kolekcji, jakiejkolwiek światowej marki, było niewykonalne. W tej chwili jest to możliwe. Co za tym idzie, zmiana dotyczy również modelingu w rozmiarze size plus. Rośnie zapotrzebowanie, pojawiają się sesje modowe. - To ciągle proces bardzo powolny, w żaden sposób nieporównywalny do tego co dzieje się poza naszymi granicami – przyznaje Urszula Lola.
Dla przykładu podaje nie tylko realia branży w USA, ale i w krajach europejskich – w Niemczech i Francji. - Wystarczy spojrzeć na Niemcy, gdzie organizowany jest Plus Size Fashion Days w Hamburgu z udziałem znanych projektantów i sław modelingu plus size, czy Pulp Fashion Week w Paryżu. U nas do tego rodzaju imprez jest jeszcze bardzo daleko. Być może za rok uda nam się przemodelować organizowane przez nas po raz drugi Targi Size Plus w imprezę o wymiarze bliższym dniom fashion – mówi.
Wiosną ubiegłego roku agencja MaxiLook organizowała pierwsze polskie Targi Size+. - Już samo to, że wydłużamy targi do dwudniowej imprezy, pokazuje, że w tej branży drzemie ogromny potencjał. Przede wszystkim przybywa producentów, o większych rozmiarach zaczynają powoli myśleć projektanci, coraz częściej zgłaszają się do nas media z zapotrzebowaniem na sesje – podkreśla Urszula Lola.
To niestety wciąż zbyt mało, by twierdzić, że rozwój polskiego modelingu XL nabrał tempa. - Niestety nasz rynek nadal w tym temacie raczkuje. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że zgłoszenia po modelki size plus, owszem są, ale na ogół dotyczą dziewczyn w rozmiarze 38-40-42. Z naszej perspektywy to normal, a nie plus size, ale dobre i to – zaznacza szefowa agencji MaxiLook.
A może wolontariat?
Problemy dostrzega także Agnieszka Czerwińska, założycielka agencji Nobody's Perfect. - Zgłaszają się do nas coraz większe i coraz bardziej znane marki. Co mnie boli najbardziej to to, że dalej modelki plus size postrzegane są jako te „gorszej kategorii”. Stawki modelek plus size są o wiele niższe od stawek kanonowych modelek – twierdzi. To prowadzi niestety nawet do takich sytuacji, w których nie oferuje się im wynagrodzenia, a jedynie możliwość pokazania się.
- Ostatnio jedna z firm wpadła na „genialny” pomysł, aby całkowicie wyeliminować czynnik finansowy. Konkurs dla modelek plus size. „Wyślij nam nasze zgłoszenie, a my w nagrodę zrobimy ci sesję zdjęciową w naszych produktach. Zarobimy na twoim wizerunku duuużo, ale ty droga modelko będziesz miała jedynie fun i satysfakcję, że przyczyniasz się do poprawy finansowej marki” – opowiada Agnieszka Czerwińska. Rozwój modelingu plus size za granicą nie pozostał jednak bez wpływu na polskie agencje.
- Kiedy powstała agencja, temat większych rozmiarów stanowił niemal tabu. Wszelkie próby uświadamiania, że plus size nie oznacza wcale grubasa kończyły się jednym stwierdzeniem - promocja otyłości i kropka. Dzisiaj dzięki zagranicznym kampaniom, w których wcale nie widzimy otyłych, zaniedbanych kobiet, postrzeganie na tego typu modeling bardzo się zmienia – przyznaje Czerwińska. - Otrzymujemy zapytania od bardzo znanych marek, które mając w swoim asortymencie również odzież w większym rozmiarze, stroniły wcześniej od prezentowania ich na modelkach XL – dodaje.
Hobby: modeling plus size
Robyn Lawley, jedna z najbardziej znanych modelek na świecie, swoją popularność przekuła w biznes. Od kilku lat zarabia nie tylko na pozowaniu i prezentowaniu kolekcji sieciówek, np. linii Violeta by Mango, ale i na projektowaniu kostiumów kąpielowych. Niedawno jej kolekcja, stworzona wspólnie z marką Bond-Eye, trafiła do dużego sklepu internetowego Asos. Takie zlecenia i propozycje, to dla polskiej branży wciąż pobożne życzenia.
- Zawsze pytamy kandydatki na modelki, jak one wyobrażają sobie modeling. Czy jako formę zarobku, a może hobby i ciekawą pasję za którą wpadnie od czasu do czasu jakiś grosz. To ważne, aby od samego początku nie miały mylnego przeświadczenia. Na chwilę obecną jest to wyłącznie dodatkowe zajęcie, bonus do budżetu – podkreśla Agnieszka Czerwińska.
- U nas w kraju nie ma wciąż aż takiego zapotrzebowania, żeby dziewczyny mogły traktować to zajęcie jako pełen etat - przyznaje Urszula Lola. Jest oczywiście kilka osób, które koncentrują się głównie na modelingu plus, ewentualnie prowadzeniu modowego bloga i łącząc te dwa elementy budują swój zawodowy wizerunek, ale bez wątpienia nadużyciem byłoby stwierdzenie, że modeling plus size to dobrze płatna praca – przyznaje szefowa agencja MaxiLook.
Ryzykantki w rozmiarze 40+
Agnieszka Czerwińska jest nie tylko założycielką agencji Nobody's Perfect, ale i jedną z pierwszych polskich modelek plus size. Swoją przygodę z modelingiem rozpoczęła w czasach, kiedy ten temat był u nas jedynie ciekawostką. Początki, jak przyznaje, nie były łatwe.
- Kiedy ja zaczynałam, modelek XXL, nie wspominając nawet o plus size nie było. Byłam taką „ciekawostką przyrodniczą”. To ja obrywałam jako jedna z tych pierwszych. Niejedno wiadro pomyj wylądowało na mojej głowie. Kiedyś ktoś opluł mnie w metrze, widząc wcześniej w telewizji. Wydawców gazet interesowało moje nagie, grube ciało i takich właśnie zdjęć sobie życzyli, kiedy przeprowadzane były ze mną wywiady – wspomina.
Czy dzisiejszym modelkom plus size w Polsce jest łatwiej się wybić? Nie do końca. Jak zaznacza Agnieszka Czerwińska, mniejsza konkurencja przekładała się kiedyś na większą liczbą zleceń. Dziś ta konkurencja jest olbrzymia, a też nie wszystkie kobiety w rozmiarach od 40 do 44/46 nadają się na modelki.
- Co rusz widzę ogłoszenia od modelek, że przyjmą zlecenia. Idzie ku lepszemu, aczkolwiek jak w każdym zawodzie, również w tym trzeba mieć pewne predyspozycje. Nie każda kobieta w większym rozmiarze może zostać modelką plus size. Kryteria wyznaczane są przez zagraniczne kampanie, agencję i my w naszej agencji dorównujemy temu co widzimy poza granicami naszego kraju – opowiada.
O tym, że postrzeganie modelek plus size w Polsce jest zupełnie inne niż na zachodzie mówi także Urszula Lola. - Nadal otwarte mówienie o sobie w kategoriach plus size jest narażone na ostracyzm, a mówienie o sobie jako o modelce size plus jest, delikatnie mówiąc, ryzykowne. Poza tym dla rynku fashion i mediów duże jest wszystko powyżej rozmiaru 38, więc w tej materii musimy sporo jeszcze zmienić.
Bajka o żelaznym wilku
Zamieszanie wokół plus size jest zasługą nie tylko marek sieciowych i nielicznych producentów odzieży w większych rozmiarach, ale także oddolnych inicjatyw. - To nikt inny, jak samo środowisko wzięło sprawy w swoje ręce i zaczęło przygotowywać rozmaite projekty społeczne, marketingowe – zauważa Urszula Lola. Pomogły także ugrupowania feministyczne i ich sposób działania. Feministki, jak stwierdza szefowa agencji MaxiLook, to już nie „baby z wąsem”, ale dziewczyny, które pragną akceptacji dla swojego umysłu, seksualności, ciała.
- To pociąga za sobą określone działania. A że media kochają szum – wszystko to przełożyło się na popularność takich kampanii jak Bare, #ImNoAngel i wielu wielu innych. A u nas, cóż. Owszem, mówimy więcej, pokazujemy projekty ze świata, ale wciąż trochę jak bajkę o żelaznym wilku – ocenia Urszula Lola.
Agnieszka Czerwińska przyczyn takiego, a nie innego stosunku do polskich modelek plus size dopatruje się w działaniu tzw. samozwańczych modelek, bardzo często w rozmiarze XXL, który – podkreśla – z plus size nie ma nic wspólnego. - Małe firmy angażują je do sesji zdjęciowych. Produkcja tych sesji jest niskobudżetowa, nie wspominając często samych reklamowanych produktów. Takie zdjęcia obiegają później internet. Ktoś oglądając efekty takiej pracy, nabiera bardzo mylnego pojęcia na temat tego rodzaju modelingu – mówi.
- Perspektywa jest, zmianę powoli widać, ale jeszcze bardzo dużo zostało do zrobienia – podsumowuje Urszula Lola.
Małgorzata Mrozek/(gabi)/WP Kobieta