Blisko ludziPomimo ataku na Pawła Adamowicza nikt nie przerwał imprezy WOŚP. "W ogóle nie brałem tego pod uwagę"

Pomimo ataku na Pawła Adamowicza nikt nie przerwał imprezy WOŚP. "W ogóle nie brałem tego pod uwagę"

Po ataku na włodarza Gdańska Pawła Adamowicza w sieci pojawiły się komentarze oburzonej części Polaków, która poczuła niesmak z powodu kontynuowania radosnej ogólnopolskiej imprezy w obliczu tragedii: "Mężczyzna umiera, a oni nadal się bawią", "Owsiak skończ zabawę" - nawoływali.

Pomimo ataku na Pawła Adamowicza nikt nie przerwał imprezy WOŚP. "W ogóle nie brałem tego pod uwagę"
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach

14.01.2019 | aktual.: 14.01.2019 15:14

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gdy na gdańskiej scenie prezydent Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem, w całej Polsce imprezy zorganizowane w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy trwały w najlepsze. – Nie wyobrażam sobie, żeby wyjść przed publiczność i przerwać koncert – mówi w rozmowie z WP Kobieta Ireneusz Bieleninik, konferansjer, który prowadził główną imprezę w Warszawie przed Pałacem Kultury i Nauki.

Dziennikarz dowiedział się o tragedii z prywatnego telefonu. – Podczas krótkich przerw sięgałem co chwilę po komórkę, gdzie miałem przygotowane notatki dotyczące występów kolejnych artystów. Zerknąłem do serwisów informacyjnych i zobaczyłem nagłówek "prezydent Gdańska zaatakowany nożem”. Byłem w szoku – wspomina Bieleninik.

Kilka minut później podjęto decyzję o wzmocnieniu ochrony w Warszawie.– Dodatkowi ochroniarze ustawili się pod sceną. - Podszedł do mnie mężczyzna wyglądający na szefa ochrony i zapytał mnie, czy wiem, co się stało. Przytaknąłem, a on powiedział, że muszą wzmocnić zabezpieczenie – opowiada. Zdaniem Bieleninika w Warszawie i tak było bezpiecznie. - Nikt nieupoważniony nie dałby rady wejść na scenę, bo sprawdzali każdego - wyjaśnia.

Konferansjer nawet przez chwilę nie brał pod uwagę opcji, aby powiadomić publiczność bawiącą się pod Pałacem Kultury i Nauki, o tragicznych wydarzeniach z Gdańska. Również nikt z produkcji nie dał mu takiego polecenia. – To mogłoby wywołać negatywne emocje, agresję i jeszcze większy dramat – uważa.

Do końca imprezy z estrady nie padło ani jedno słowo nawiązujące do ataku na Pawła Adamowicza. Ostatni występ dawał Nocny Kochanek. W pewnym momencie lider zespołu podszedł do prowadzącego i poprosił go o mikrofon. "A teraz chciałbym przekazać wiadomość z ostatniej chwili" – powiedział muzyk. Konferansjer przeraził się, że muzyk powie o prezydencie Gdańska. - "Nie mów, nie mów tego!" - prosiłem. Na szczęście on chciał poinformować jedynie o tym, że zespół przekazuje swoją płytę na aukcję WOŚP. Ciężar spadł mi z serca – przyznaje Ireneusz Bieleninik.

Dziennikarz ma wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu masowych imprez i z pełną świadomością mówi nam, że poinformowanie tłumu lub zakończenie koncertów mogłoby doprowadzić do tragedii. – Wystarczyłoby jedno źle użyte słowo – przyznaje. – W Gdańsku owszem, trzeba było przerwać imprezę, bo trudno byłoby bawić się i skakać, gdy prezydent miasta na oczach ludzi został zaatakowany i trwa akcja reanimacyjna – zaznacza Bieleninik.

Nie każdy jest w stanie zrozumieć, że pomimo tragedii, która stała się w Gdańsku, Orkiestra grała dalej. Wśród głosów krytyki na pierwszy plan wybija się przekonanie, że nie wypada świętować, gdy ważna w kraju osoba walczy o życie.

Nie jesteśmy przygotowani

Całą sytuację wyjaśnia nam psycholog prof. dr hab Anna Szuster-Kowalewicz. – Ludzie w swojej masie zachowują się zupełnie inaczej niż indywidualne osoby. Specyfika działania tłumu polega na tym, że jest on zdolny do skrajnych reakcji. W tłumie pojawia się zjawisko rozłożenia odpowiedzialności, bo tam jednostka nie jest tą samą osobą, która działa w warunkach indywidualnych – wyjaśnia profesor Szuser -Kowalewicz. - Niezależnie od tego, czy zachowania w dużej grupie są agresywne czy pokojowe, ludzie mają skłonność do skrajnych reakcji – dopowiada.

Profesor uważa, że społeczeństwo nie jest przygotowane do właściwego reagowania na aż tak ekstremalne sytuacje. – Przekazanie wiadomości ze sceny musiałoby być zaplanowane. Nie można wyskoczyć i powiedzieć: "właśnie się dowiedziałem, że na naszej imprezie zaatakowano prezydenta Gdańska". To mogłoby doprowadzić do nieprzewidzianych reakcji ludzi – zaznacza psycholog.

Tuż po tragedii Jurek Owsiak zabrał głos i jak uważa profesor Anna Szuster-Kowalewicz udzielił właściwego i trafnego psychologicznie komentarza: "W tym kraju tak się zakręciliśmy od trzech lat, tak strasznie się zakręciliśmy, że nie możemy nawet uszanować takiego dnia, jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (…) To jest momentami dziki kraj. Nie róbcie tego, nie można walczyć przemocą. Weźcie to sobie do serca w dzisiejszym dniu, kiedy robimy tak nieprawdopodobne rzeczy, kiedy chcemy być ze sobą. Bądźmy Polakami, którzy się kochają, którzy mają do siebie przyjaźń, którzy nie mają w sobie agresji" – powiedział ze sceny.

Każdy widz miał prawo odczuwać dysonans oglądając zarówno dramatyczną relację z Gdańska, jak i nadal rozbawione rzesze ludzi. Nie możemy jednak zapominać, że wszystkie imprezy związane z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy były zorganizowane po to, aby zebrać pieniądze na sprzęt medyczny dla chorych dzieci. Nawet przy tak dramatycznej sytuacji, jaką jest atak na prezydenta dużego miasta, trudno byłoby zatrzymać ogólnopolską machinę, nad której organizacją od kilku miesięcy pracowały setki osób.

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został ugodzony nożem podczas 27. finału WOŚP. Adamowicz przeszedł w nocy ciężką 5-godzinną operację. Przetoczono mu ponad 20 litrów krwi. W poniedziałek, 14 stycznia, przed godziną 15 poinformowano, że prezydent Gdańska nie żyje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (196)