Poszli do spowiedzi przed chrztem dziecka. Ksiądz: "Nie chciałbym mieć takiej żony"
Jak nakazuje religia katolicka, rodzice malucha przed chrztem powinni się wyspowiadać. Zgodnie z tą zasadą małżeństwo poszło do konfesjonału, by wyznać swoje grzechy. I trochę się zdziwili. Mąż i żona wyznali to samo przewinienie, ale tylko kobiecie się oberwało.
20.11.2017 | aktual.: 20.11.2017 15:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dla wierzących katolików sakrament spowiedzi jest czymś naturalnym. Jeśli nawet nie wyznają swoich grzechów regularnie, czyli przynajmniej raz w roku, to przy ważnych życiowych i religijnych wydarzeniach (chrzest, komunia, ślub) wiedzą, że powinno się pójść do konfesjonału i oczyścić z grzechu.
Jednak ci, którzy wierzący nie są lub opuścili szeregi kościoła, uważają, że nie ma on większego sensu. Nie dość, że człowiek poddaje się pod osąd księdza-jednostki, który w końcu subiektywnie ocenia sytuacje i życie człowieka nie wiele o nim wiedząc, to poza tym skoro Bóg słyszy wszędzie głos swoich owieczek, po co zwierzać się księdzu? Niemniej kościół ma swoje zasady i wierzący starają się ich przestrzegać. Kobieta, feministka, żona i mama poszła do spowiedzi i to samo zrobił jej mąż.
"Taka sytuacja... spowiedź przed chrztem syna. Ja, po mnie mój mąż. Ja: złoszczę się na męża, dzieci. Ksiądz: nie chciałbym mieć takiej żony i matki (powtórzone 2 razy). Po mnie do konfesjonału podchodzi mąż [który mówi]: kłócę się z żoną. Ksiądz: stary, nie dawaj się. Po raz pierwszy spotkałam się z tak jawną dyskryminacją. Jestem ostro wkur…, ale też mi przykro, bo jestem osobą wierzącą (ale i feministką). A oni, przez takie obrzydliwe zachowanie, odsuwają mnie od mojego kościoła" - napisała na Dziewuchy Dziewuchom rozgoryczona kobieta.
Zdziwieni? Większość internautów nie jest: "Religie monoteistyczne wspierają patriarchat, a polski kościół katolicki jawnie i skutecznie ogranicza prawa kobiet, więc ten ksiądz postąpił tylko zgodnie z doktryną instytucji, którą reprezentuje. A wspomaganie tej instytucji w jakiejkolwiek formie (na przykład przez ochrzczenie dzieci) to aktywne popieranie dalszego tych praw ograniczania" – czytamy w komentarzach, które w większości objaśniają, że autorka nie powinna być zdziwiona i oni też nie widzą tutaj nic szokującego, bo takie podejście w kościele to, według nich, norma." Nie rozumiem problemu, przecież nie ma przymusu spowiadania się ani chrzczenia dzieci w religii, która promuje przemoc." Inna osoba krytykuje samą autorkę posta: "Sorry, ale dla mnie katolicka feministka to oksymoron".
Finał tej spowiedzi stał się okazją do krytyki całej instytucji kościoła. Ale jeden z nielicznych głosów w dyskusji staje w obronie autorki i kościoła: "Spotkałam masę super księży i fajnych nauczycieli. Spotkałam też masę jełopów i buraków w kościele i szkole. Czy to znaczy, że ogólnie zła jest wiara czy edukacja?" – pyta retorycznie czytelniczka, zwracając uwagę innym, że wrzucanie wszystkiego i wszystkich do jednego worka na podstawie jednostkowych przypadków jest krzywdzące.
Wiele wierzących feministek z kościoła odeszło, bo według nich, kościół do nich mówił, ale w ogóle nie słuchał. W tym wypadku ksiądz nie tylko pokazał, kto w domu rządzić powinien, ale jeszcze próbował wzmocnić poczucie winy kobiety, jako złej żony i matki. Chyba nie taka z założenia ma być jego rola? Są jednak kobiety, które nie zgadzają się z jawnymi nierównościami w kościele, ale od wiary odejść nie zamierzają. Tzw. Katofeministki podejmują się próby zmieniania go od wewnątrz. Wciąż np. nie wiadomo dlaczego kobiety mają tak ograniczone możliwości uczestnictwa w ważnych wydarzeniach kościoła, jak i piastowania w nim wysokich stanowisk. I chociaż wiele lat temu Jan Paweł II np. poparł bycie ministrantkami, wciąż na mszach dziewczynek przy ołtarzu nie widać.
Kościół zmianom się opiera. W praktyce większą siłę mają przyjęte od pokoleń stereotypy, umacniane przez kapłanów wypowiadających się w podobnym tonie do wspomnianego wyżej spowiednika. A wielu twierdzi, że tendencja jest wręcz odwrotna. Pomimo licznych apeli obecnego papieża o większą tolerancję, najczęściej duchowni zbywają je milczeniem.