Pracują na kolei. "To był męski świat"
- To był męski świat, ale zmieniamy tę rzeczywistość - opowiada Ula Calik, jedyna maszynistka Intercity w Małopolsce. - Zawsze dużo podróżowałam pociągami - dodaje Aga, która pracuje jako konduktorka. Obie odsłaniają kulisy pracy na kolei.
Urszula Calik jest jedyną maszynistką w Zakładzie Południowym PKP Intercity w Krakowie. Podkreśla, że trzeba mieć do tej pracy twardy charakter. - To był męski świat, ale zmieniamy tę rzeczywistość. Jednym się to nie podoba, inni są zachwyceni – kwituje.
- Jest przepis, który mówi, że kobietom nie wolno łączyć sprzęgu śrubowego - czyli tego, co łączy lokomotywę z wagonem. Przez to pojawia się zarzut, że nie będziemy pełnoprawnymi maszynistami. Ale nie miałam sytuacji, żebym musiała sama sprzęgać, chociaż jeżdżę od trzech lat. Jeśli są takie pociągi, w których planowo wykonuje to maszynista, nie jeździmy na nich - tłumaczy.
Ula zdobyła uprawnienia na prowadzenie EZT i lokomotyw. - Lubię jeździć jednymi i drugimi. Lokomotywy mają swój klimat, cały czas jest coś do obsługi. Przede wszystkim mam w niej nastawnik w formie koła, którym się kręci. Wiele osób pyta, po co mi kierownica. Nie mam jej – śmieje się. - W ten sposób zwiększam siłę pociągową, czyli rozpędzam pociąg, tak jak w samochodzie, w którym robi się to pedałem gazu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kierowcy często nie zwracają uwagi na przejazd kolejowy"
Ula spędza w pracy maksymalnie 12 godzin. Najczęściej robi około 300 kilometrów w jedną stronę, potem przerwa i powrót. Musi wrócić tego samego dnia.
Najbardziej lubi w pracy wyzwania. - Nie cierpię rutyny, tu każdy dzień jest inny. Ostatnio, gdy jechałam do Lublina, rozerwał się pociąg towarowy. Staliśmy, czekając na sygnał do odjazdu. Zawsze próbuję odrobić opóźnienie - to dla mnie wyzwanie. Uwielbiam to! I na koniec poczucie satysfakcji, gdy mimo przeszkód udało się dojechać do celu planowo.
Nieprzewidziane trudności oznaczają jednak stres. - Często pojawiającym się pytaniem jest to, czy miałam już jakiś wypadek. Na szczęście nie miałam żadnej krytycznej sytuacji, chociaż kierowcy często nie zwracają uwagi na przejazd kolejowy, a moja droga hamowania jest długa. Oczywiście takie sytuacje są wpisane w ryzyko zawodowe i jestem świadoma, że pewnego dnia może się to mi przydarzyć. Przewoźnik zapewnia pełne wsparcie dla pracownika w takich sytuacjach, dni wolne od pracy i pomoc psychologiczną. Do tej pory największy problem miałam ze zwierzyną leśną, która wbiega na tory. Ryzyko jest takie, że gdy wjadę w duże zwierzę, może dojść do uszkodzeń taboru.
"Jeśli pani jedzie, to ja nie wsiądę"
- Wiele razy słyszałam pytanie, dlaczego nie zostałam konduktorką. Ale to zupełnie inna praca! Ja lubię siedzieć sama, bycie non stop z ludźmi mi nie odpowiada – podkreśla Ula.
Zdarzają się jednak interakcje z pasażerami. - Dużo osób zagaduje, pyta, dokąd jadę. Bywa niedowierzanie i pytania w stylu: "to pani prowadzi?". Ostatnio też ktoś zaglądał do kabiny i sprawdzał, czy tylko ja tam jestem - śmieje się. - Czasem zdarzają się głupie żarty w rodzaju: "jeśli pani jedzie, to ja nie wsiądę"! Ale jest też dużo pozytywnych reakcji - dodaje.
Chyba że jest awaria. Najmocniej obrywa przy tym drużyna konduktorska, ale Ula czasem też wysłucha swoje. - Kiedy rozerwał się pociąg towarowy, staliśmy przy peronie. Ludzie z nudów wychodzili na zewnątrz, a ponieważ miałam otwarte okno, pytali mnie, kiedy pojedziemy, co się stało, pojawiały się pretensje.
Pracuje jako konduktorka. "Nie odnajdą się tu nieśmiali"
- Zawsze dużo podróżowałam pociągami. Pochodzę z kolejarskiej rodziny – dziadek był manewrowym, dwóch wujków też pracowało na nastawni. Ja też to czułam - mówi Aga (imię zmienione – przyp. red.), która od roku pracuje jako konduktorka.
- Widzę więcej plusów niż minusów, chociaż bywa ciężko – przyznaje. - Niekiedy musimy wstać o pierwszej w nocy, bo pociąg wyprawiany jest o drugiej czy trzeciej. Pracujemy w niedzielę, święta, bez wyjątków. Nie odnajdą się tu nieśmiali i zamknięci, zdarzają się sytuacje stresowe, opóźnienia czy wypadki. Niektórym puszczają nerwy, a trzeba zachować profesjonalizm - wyjaśnia.
Pasażerowie mają pretensje o opóźnienia, ale i proste, regulaminowe sytuacje, jak sprawdzanie dokumentu przy biletach internetowych. Czasem dochodzi nawet do agresji fizycznej.
- Na jednej trasie jechał pasażer, głośny, przeszkadzał innym. Konduktor zwrócił mu uwagę, on uspokoił się, do końca podróży nie było problemu. Ale przy wysiadaniu uderzył konduktora w głowę - opowiada Aga. - Przypomina mi się też sytuacja z Kutna, gdzie kobieta, która miała dwa promile w wydychanym powietrzu, rzuciła się na drużynę konduktorską i jeden z konduktorów został pogryziony - dodaje.
Ekshibicjoniści w nocnych pociągach. "Spotkała go pani kierownik"
Aga nieraz kursuje też nocnymi pociągami. W tygodniu zazwyczaj jest spokój, ale to nie jest standard. Nagminne są trudne sytuacje w WARS-ie. Jak wspomina, ostatnio jeden z pasażerów był agresywny, wyzywał innych. Skończył podróż na najbliższej stacji. - Kiedy robi się groźnie, wzywamy policję i SOK. Na nocnych trasach na szczęście mamy ochronę, która towarzyszy nam przy kontroli.
Jej zdaniem najtrudniejszymi pasażerami są właśnie osoby pod wpływem alkoholu. - Jeśli siedzą grzecznie, nie ma problemu. Ale kiedy hałasują, włączają muzykę i przeszkadzają innym, szybko robi się nieprzyjemnie - mówi.
Problemem nocą są też ekshibicjoniści. - Na szczęście ja się na żadnego nie natknęłam. Ale w pociągu, którym jechałam, był taki mężczyzna, spotkała go pani kierownik. Innym razem ludzie z przedziału poskarżyli się, że pan siedział z opuszczonymi spodniami.
Na trasie zdarzają się też potrącenia zwierząt. - Pora nocna, kierownik wychodzi z pociągu, mamy potrącenie sarny. Tymczasem jeden z podróżnych zaczął panikować, że na pewno mamy człowieka pod kołami. Musieliśmy uspokajać pana, że nic się nie dzieje i żaden człowiek nie ucierpiał. Sytuację udało się opanować.
"Niektóre zachowania są po prostu przykre"
Trudne sytuacje Aga stara się wyrzucić z głowy. - Niektóre zachowania są po prostu przykre. Kontrolowałam na przykład panią z dzieckiem, które niestety zapomniało legitymacji. Standardowa sytuacja, trzeba zrobić dopłatę do biletu. Pani nie była zadowolona, ale zapłaciła. Kilka dni później przyszła na mnie skarga. Kompletnie się tego nie spodziewałam, większość rodziców uznaje, że to ich niedopatrzenie.
Podkreśla też, że ludzie często kłamią. - Przykładowo nie ma miejsc w pociągu z obowiązkową rezerwacją. Ktoś wchodzi i mówi: "Pani w kasie powiedziała, że państwo mnie wezmą". Od razu wiem, że to niemożliwe.
Mimo wszystko na co dzień ma o wiele więcej miłych sytuacji. - Uwielbiam moment, gdy jakiś podróżny wysiada, podchodzi i z uśmiechem dziękuje za wspólną podróż albo mówi, że chętnie jeszcze ze mną pojedzie. To naprawdę często się zdarza - mówi.
- Pewien pan spytał mnie ostatnio, ile mamy opóźnienia. Powiedziałam, że około 15 minut, na co on odpowiedział, że z taką uśmiechniętą panią konduktor może jechać nawet z opóźnieniami. Inne podejście, bez pretensji - uśmiecha się Aga. - Trzeba mieć w sobie empatię i być człowiekiem. Nie mam np. problemu z daniem komuś wody, jeśli akurat ta jest w przedziale, użyczeniem ładowarki czy telefonu na chwilę, aby zadzwonił. Jeśli podróżny zachowuję się normalnie i jest trzeźwy, nie widzę przeciwwskazań.
Wskazuje też na kwestię osób z niepełnosprawnością. Większość pociągów jest wyposażona w windy czy rampy dla osób na wózku. Aga pomaga też niewidomym lub niedowidzącym znaleźć ich miejsce.
- Fajnie, jeśli taka osoba zgłasza chęć przejazdu, wtedy możemy szybciej podejść i udzielić asysty przy wsiadaniu i wysiadaniu. Nie jest to obowiązkowe, ale na pewno to ułatwi podróż obydwu stronom - stwierdza.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!