Blisko ludziPragną pejczy, a seks uprawiają przy zgaszonym świetle. Polacy w sex shopie

Pragną pejczy, a seks uprawiają przy zgaszonym świetle. Polacy w sex shopie

Pragną pejczy, a seks uprawiają przy zgaszonym świetle. Polacy w sex shopie
Źródło zdjęć: © 123RF
Helena Łygas
29.08.2018 19:06, aktualizacja: 29.08.2018 20:51

Gdyby wyeksponować dostępne tu produkty na tle białej ściany, szybciej można by je wziąć za eksponaty z muzeum wzornictwa przemysłowego niż za wymyślne zabawki erotyczne. A gdyby Bóg stworzył penisa wyłącznie dla kobiecej przyjemności, bardziej przypominałby pewnie jedno z tych cacek.

W salonie z gadżetami erotycznymi w centrum Warszawy nie używa się słowa "sex shop". Szybki rzut oka na witryny sąsiednich sklepów o tej samej specjalizacji wystarczy, żeby zrozumieć, dlaczego. Wibrator ma być delikatny i elegancki, a nie przypominać odcięty wielkiemu manekinowi członek.

- Kobiety nie przepadają za realistycznymi wibratorami. To czy dildo przypomina członek, czy nie, nieszczególnie je obchodzi, ważniejsza jest faktura. Dotykają opuszkami palców i zaczyna działać wyobraźnia. Orientują się, jak coś będzie pracowało na łechtaczce – opowiada mi 23-letni Iza, podając kolejne wibratory.

Robi to z taką naturalnością, jak gdyby omawiała odmiany jabłek na różne typy szarlotek. Chociaż nie uważam wibratorów za żadną perwersję, nie do końca wyobrażam sobie, że potrafiłabym prezentować je tak profesjonalnie, jak Iza. Zwracam uwagę na jej otwartość.

- To nie do końca tak, że nauczyła mnie tego praca tutaj. Chyba zawsze uważałam seksualność za coś naturalnego. Swoją drogą pamiętam, jak pierwszy raz pokazywałam w pracy wibratory. Biorę – włączam – podaję i okazuje się, że pani wcale nie kwapi się, żeby dotknąć. Takie zachowanie jest całkiem częste, kobiety z jakichś tajemniczych powodów się brzydzą, jak gdyby bały się, że te rzeczy są używane. Dopiero gdy zaczynasz mówić o częstotliwości drgań, parametrach tworzywa jakoś się ośmielają – mówi Iza.

W salonie pracuje od roku, ale niebawem odchodzi. Z wykształcenia jest wizażystką, chciałaby wreszcie iść w tym kierunku. W końcu ile można wyjaśniać klientom, że wzorzyste jajka przypominające Kinder niespodzianki służą do stymulacji główki penisa.

Lubiła tu pracować, ale cieszy się, że odchodzi. Widzi, że przesunęły się jej kategorie tego, co jest seksowne. Całe dnie gapi się w końcu na manekiny w bieliźnie z samych pasków i ma w zasięgu wzroku ze sto tęczowych penisów. Śmieje się, że ostatnio na jednej z grup na Facebooku znajoma zapytała, gdzie inne dziewczyny kupują "korki dla kota". Chodziło o rodzaj wkładu do kuwety, ale pierwsze, o czym pomyślała Iza to: "Jezu, korki analne dla kota?".

List motywacyjny do sex shopu

Iza trafiła tu trochę z przypadku. Potrzebowała stałej pracy bez nocnych zmian, a w sex shopach płacą lepiej niż w innych sklepach. W dodatku jest tu znacznie spokojniej, nie ma też ciężkiej, fizycznej roboty. Rodzice nie mieli nic przeciwko, podobnie jej ówczesny chłopak, tylko babcia oburzała się trochę, że jej wnusia będzie sprzedawała "jakieś zboczeństwa".

Rozmowa kwalifikacyjna była bardzo profesjonalna, nikt nie zadawał jej pytań związanych z seksem, żeby sprawdzić jak reaguje, nie wypytywał, jakich zabawek erotycznych używała.

Właściciele sex shopów doskonale zdają sobie sprawę, że do pracy zgłaszają się przeważnie osoby otwarte. Jeśli ktoś wstydzi się gadać o seksie, raczej nie wyśle CV do takiego miejsca. A o seksie gada się tu non stop. Ludzie przynoszą swoje obawy, problemy i fantazje, o których opowiadają, jak gdyby to nie był sklep, ale raczej poradnia seksuologiczna.

Gimnazjaliści i inni zboczeńcy

Trudno powiedzieć jakich klientów jest najwięcej. Zdarzają się panowie, którzy pokazują na komórkach kadry z ulubionego pornosa i proszą o uwieczniony gadżet. Czasem nie da się nawet określić, jakiego typu ma to być zabawka, bo na zdjęciach większość jest wewnątrz aktorek.

Nie brakuje też małolatów, którzy przychodzą nieraz tuż po szkole, jeszcze z plecakami. Przeważnie są głośni. Dziewczyny mają do nich sporo cierpliwości, ale jeśli wizyty w salonie przedłużają się ponad miarę, a inni klienci wycofują się ze sklepu rakiem, podchodzą.

Najlepiej zapytać po prostu, czy śmieszy ich to, że ludzie mają życie seksualne albo czy szukają czegoś konkretnego. Uciekają. Często pojawiają się też pary z kilkuletnim stażem.

Różnica gustów i temperamentów

- Ludzie się w sobie zakochują i ich życie seksualne na tym zakochaniu jakiś czas się huśta. Endorfiny, magia nowości, no a potem okazuje się, że seksualnie są kompletnie niedopasowani – mówi 23-latka.

W takich związkach najczęściej jedna osoba jest wycofana, a druga otwarta na eksperymentowanie w łóżku. To ona zazwyczaj trafia do sex shopu. Facet-eksperymentator potrafi zacząć z grubej rury. Przychodzi taki klient, wspomina, że szuka nowości dla siebie i dziewczyny, bo ostatnio jakoś "gorzej im idzie".

Wybiera, nie bacząc na to, że dotychczas seks uprawiali w trzech pozycjach i przy zgaszonym świetle. Bierze bicz, zatrzaski na sutki, zatyczki analne, a dla ukochanej – urządzenie do masturbacji zasysające łechtaczkę. Nietrudno się domyślić, że dla nieśmiałej kobiety taki "zestaw startowy" do łóżka bywa raczej przerażający niż podniecający.

- Czasem staramy się studzić ich wizje. To trochę kwestia doświadczenia. Nieraz widziałyśmy facetów nie do końca łapiących, dlaczego ich partnerki obraziły się za takie rewolucyjne pomysły. Z nieśmiałą w kwestiach seksu kobietą najlepiej zacząć wprowadzanie nowości od romantycznych gadżetów – jakaś opaska na oczy, świeczka zapachowa, której woskiem można robić masaż. One się sprawdzają – opowiada Iza.

Niesamowicie jest obserwować, jak odpowiednie dobranie głupiego kawałka silikonu, jest w stanie pomóc ludziom. Iza pamięta chłopaka, który przyszedł i zapytał wprost, co ma kupić, żeby jego wstydliwa dziewczyna otworzyła się na nowości. Zaczynał od miotełki z piórek, a potem przychodził po coraz bardziej wyszukane gadżety. W końcu przyszli razem i przekomarzali się, co wziąć.

Przeczytaj także:

Dildo prawem i obowiązkiem

Jak w związku dzieje się niedobrze, czasem trudno pomóc. Kiedyś przyszedł facet, który dopiero co dowiedział się, że żona go zdradza. Nigdy wcześniej nie był w sex shopie. Chciał kupić feromony, żeby jak stwierdził – "wrócić do gry". Dziewczynom było go strasznie żal, widać było gołym okiem, że jest oszalały z żalu. Nie wrócił więcej i nie wiadomo czy przez "powrót do gry" rozumiał walkę o żonę z rywalem czy raczej sam chciał ją zdradzić w odwecie.

Fajnie dobiera się za to wibratory. Kobiety zazwyczaj zezują pożądliwie na te największe, ale zdaniem Izy to kwestia stereotypów mówiących, że im większy rozmiar penisa tym większa satysfakcja dla kobiety. Najbardziej zadowolone wracają klientki, które decydują się na umiarkowane rozmiary za to z konkretną stymulacją łechtaczki. Technologia jest coraz bardziej zaawansowana, można już dostać wibratory symulujące ruchy frykcyjne, wykonujące ruchy pionowe albo zamiast wibracji wytwarzające fale dźwiękowe o odpowiedniej częstotliwości.

Z niewinnie wyglądającymi zabawkami erotycznymi też można przegiąć. Trochę na podobnej zasadzie jak z pornografią.

- Dużo osób bawi się teraz w elektrostymulację, czyli po prostu – rażenie prądem, najczęściej genitaliów i sutków. To znacznie mocniejsze wrażenia niż np. stymulacja wibracyjna. Tylko potem może się okazać, że razisz partnera prądem, a on ma orgazm znacznie silniejszy niż w przypadku zwykłego stosunku i gdzieś w tym momencie kończy się miejsce na seks. Gadżety mają być dodatkiem, a nie zastępstwem – mówi Iza.

Od Sasa do Lasa

Kiedy rozmawiamy, do sklepu co chwilę wchodzą nowi klienci. Chłopak w rozciągniętej koszulce speszony błądzi wzrokiem po półkach. Widać, że chce o coś zapytać. W końcu wzdycha i podchodzi do Izy szukając czegoś w telefonie. Okazuje się, że tyle emocji wzbudziła w nim konieczność zapytania o poziomkowy lubrykant, który widział na stronie.

Okularnica z plecakiem turystycznym w typie, który częściej spotyka się w bibliotece niż w sex shopie, zostawia w sklepie kilkaset złotych. Kupuje mięciutki wibrator łechtaczkowy w kształcie muszli i koronkowy gorset.

Hindus, który przyjechał na rowerze, łamaną angielszczyzną pyta o "tabletkę na twardy penis ". Jedna kosztuje 45 złotych i podobno działa dwie godziny. Do końca nie wiadomo, bo to tylko suplement diety, a nie lek. Na Viagrę trzeba w końcu dostać receptę.

Na zmianę przychodzi Kamila, kilka lat starsza od Izy studentka psychologii. Pracuje tu od dwóch lat.

- Jest jedna rzecz, której klienci nienawidzą – komentuje zakupy Hindusa.

- Nie możesz im powiedzieć, że powinni iść do seksuologa, dla nich to jak policzek. Niekiedy przyjście do sex shopu to już wyczyn. Oczywiście czasem i tak sugeruję pomoc specjalisty. Ludzie wciąż nie do końca rozumieją, że seks to więcej niż ciało. Na przedwczesny wytrysk u dorosłego mężczyzny albo brak wzwodu nie pomogą żadne zabawki ani magiczne ziółka. Przychodziła do nas też pani, która miała w domu kilkanaście różnych wibratorów i wciąż szukała nowych. Nic nie czuła – doprecyzowuje dziewczyna.

Kamila nie spodziewała się, że tak bardzo spodoba się jej ta praca. Mówi, że odkryła tu swoje powołanie – chce zostać sex coachem. Póki co, pracuje pro publico bono jako edukatorka seksualna dzieci i młodzieży.

Jej mama, delikatnie mówiąc, nie jest zachwycona pracą córki. U nich w domu o "tych sprawach" się nie mówiło. Kiedy rozmawiają o pracy Kamili, zawsze pojawia się sformułowanie "firma". Jeśli już coś opowiada, to raczej o koleżankach niż o tym, że przyszedł nowy towar.

Po stalkerze na głowę

W sex shopach pracują głównie kobiety, im łatwiej się zwierzyć. I to nie tylko innym kobietom. Trudno wyobrazić sobie, żeby facet opowiedział obcemu facetowi, że w łóżku z żoną mu nie idzie, a do tego jeszcze prosił o poradę w doborze gadżetów.

Niestety, ekspedientki z sex shopów ściągają na siebie uwagę typów dziwnej maści. Iza miała już wielbiciela przynoszącego co dnia urocze bukieciki i stalkera w tureckim swetrze, który kręcił się po sklepie i zerkał na nią, gdy nie patrzyła. Nigdy nie odezwał się ani słowem, nie mówił nawet "dzień dobry". W końcu mu się znudziło.

Kamila, mimo że jest brunetką, podoba się Arabom. Proponowali jej sponsoring, zostawiali adresy pokoi hotelowych, raz jeden facet złapał ją za pośladki. Natychmiast wyprowadziła go ze sklepu. Nie ma problemu z asertywnością. Iza ma gorzej, nie umie być niemiła.

Kiedy czuje się nieswojo z tym, że jakiś facet kręci się za długo po niewielkim sklepie, pisze do zaprzyjaźnionych chłopaków z pobliskiego sex shopu dla gejów. Na stalkerów obecność innych facetów działa odstraszająco.

Iza lubi, kiedy przychodzą do nich pary po 60., to takie budujące, że nie tylko wciąż są razem, ale i mają życie seksualne, które chcą urozmaicić. Starsi panowie lubią pożartować z seksualności, ale raczej tak delikatnie z przymrużeniem oka. Mówią: "a widzi pani, przyszliśmy, bo ja żonie w pojedynkę nie wystarczam, cóż robić, trzeba się starać".

To chyba najważniejsza rzecz, której Iza nauczyła się w tej pracy. Na dobry seks po prostu się pracuje, nie można oczekiwać, że uczucie zapewni uniesienia w sypialni od ślubnego kobierca aż po grób.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (140)
Zobacz także