Blisko ludziZrozpaczony ojciec walczy o prawo do dziecka. "Moja była kłamie i fałszuje dowody"

Zrozpaczony ojciec walczy o prawo do dziecka. "Moja była kłamie i fałszuje dowody"

Zrozpaczony ojciec walczy o prawo do dziecka. "Moja była kłamie i fałszuje dowody"
Źródło zdjęć: © 123RF
Klaudia Stabach

09.11.2018 15:32, aktual.: 10.11.2018 08:20

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Przyjechałem w odwiedziny do syna, moja ex wsadziła go do piaskownicy i powiedziała, że mogę się z nim pobawić. W międzyczasie wzięła telefon i zrobiła zdjęcia, żeby mieć fałszywy dowód". Mateusz zdradza, jak wygląda walka o dziecko z byłą żoną.

Ojciec 4-latka napisał do nas wiadomość na adres #dziejesie. Mężczyzna od dwóch lat walczy w sądzie o prawo do opieki nad dzieckiem. Z uwagi na dobro dziecka nie publikujemy nazwiska jego ojca.

W sierpniu 2016, po półtora roku małżeństwa, Mateusz rozstał się z żoną. Sprawa rozwodowa odbyła się bez orzekania o winie. Za pomocą mediatora sądowego zostały ustalone kwestie rozwodowe, w tym opieka nad dzieckiem. Rozwodzący się stwierdzili, że ustalą to między sobą. - Na początku umawialiśmy się telefonicznie na terminy spotkania. Przyjeżdżałem, a ona zamykała nas w pokoju, po godzinie przychodziła i wypraszała mnie pod pretekstem absurdalnych argumentów, typu: muszę jechać coś załatwić – opowiada 30-letni Mateusz w rozmowie z WP Kobieta.

Mężczyzna miał widywać się z synem przez dwie godziny, raz na dwa tygodnie. Sytuacja trwała ponad pół roku. W międzyczasie Mateusz bezskutecznie próbował dogadać się z kobietą. - Zagroziłem byłej, że ma czas do nowego roku nad zastanowieniem się, co robi, bo ja nie będę jeździł 100 km do dziecka w jedną stronę, by na chwilę pobawić się z małym w jego pokoju, bez możliwości zabierania go na spacer. A do tego musiałbym wysłuchiwać wiecznych pretensji, oskarżeń i awantur, wywoływanych bezpodstawnie przez nią i jej mamusię – opowiada.

Rozmowy nic nie dawały, dlatego 30-latek zaczął gromadzić dowody. - Już nie dzwoniłem tylko pisałem sms-y. Gdy przyjeżdżałem, to nagrywałem po cichu telefonem, co się dzieje – przyznaje.

W lutym 2017 roku mężczyzna zdecydował się złożyć sprawę do sądu. – Gdy powiedziałem, że składam papiery, usłyszałem: "Jeśli chcesz iść do sądu, to idź, ale doskonale wiesz, kto tam pracuje" – twierdzi mężczyzna, który jednocześnie informuje nas, że w Sądzie Rejonowym w Jaworznie zatrudnione są ciotka kobiety oraz jej kuzynka.

Nienaganna opinia kuratora

W czerwcu 2017 kurator przyjechał do domu Mateusza, aby sprawdzić jak mieszka i jak się zachowuje. – Wystawił mi nienaganną opinię. Mam dom z ogrodem i osobny pokój dla syna, a moim jedynym nałogiem jest palenie papierosów – opowiada.

Obraz
© Archiwum Prywatne/ Mateusz

Opinia biegłych o Mateuszu

Kilka dni później miało dojść do niepokojącej sytuacji w domu kobiety. – Przyjechałem w odwiedziny do syna, moja ex wsadziła go do piaskownicy i powiedziała, że mogę się z nim pobawić. W międzyczasie wzięła telefon i zrobiła zdjęcia, żeby mieć dowód, że nie utrudnia mi kontaktów z dzieckiem – twierdzi.

Pierwsza sprawa odbyła się w we wrześniu 2017 r. – Wezwano mnie na mównicę i przesłuchano. Opowiedziałem o wszystkim, ani jednego niedopowiedzenia, zero podejrzeń o kłamstwo. Weszła moja była i 10 minut starczyło, by się przyznała, że zdjęcia są zrobione celowo. Udowodniono jej kłamstwo i odesłano z mównicy – opowiada Mateusz.

Z relacji mężczyzny wynika, że sąd zbagatelizował to i podjął następującą decyzję: - Zabezpieczył kontakty raz w tygodniu przez 3 godziny (w niedziele od 10 do 13) z możliwością wyjścia do ogrodu. Bez możliwości opuszczania terenu poza bramę posiadłości - opowiada. Mężczyzna złożył apelację. W grudniu 2017 roku przeprowadzono rodzicom testy psychologiczne, z których według mężczyzny wynika, że syn czuje się szczęśliwy przy nim.

Obraz
© Archiwum prywatne / Mateusz

"Zostałem przedstawiony jako zły i nieprzewidywalny”

30-latek twierdzi, że matka chłopca nastawia go przeciwko ojcu. – Gdy zadaje się mu pytanie, czy chciałby pojechać do mnie, z podaniem nazwy miejscowości, to zaczyna płakać i mówić, że nie. Podszedłem do sprawy inaczej i zapytałem się, czy chciałby zostać u mnie w domu na noc bez mamy. Syn odpowiedział, że tak, tylko muszę mu kupić bajki i czytać na dobranoc – opowiada.

Pod koniec grudnia 2017 sąd apelacyjny przyznaje rację Mateuszowi i przychylił się do wniosku o możliwość wychodzenia z dzieckiem poza teren domu matki. - Mogę przez te 3 godziny, co dwa tygodnie, zabierać go na spacer – opowiada.

W styczniu 2018 powstaje opinia biegłych, którą Mateusz komentuje: - Wszystko to, co powiedziałem poza kamerą podczas badania indywidualnego, według biegłych nie istnieje. Są teorie spiskowe na mój temat. Zostałem przedstawiony jako zły, paskudny, nieprzewidywalny i że nie potrafię się dzieckiem zająć. Nie ma ani słowa, że matka nastawia dziecko przeciw mnie.

Trzy miesiące później sąd rodzinny I instancji przychylił się do opinii biegłych. Mężczyzna jednak nie poddał się. - Adwokat poprosił o uzasadnienie. Gdy je dostałem po dwóch miesiącach, sam rozpracowałem treść. Adwokat nie był mi potrzebny, on tylko ujął moje uwagi w piśmie prawnym - dodaje.

Jesienią 2018 roku apelacja została oddalona. – Stwierdzono, że jest bezzasadna – mówi Mateusz. Mężczyzna jest załamany, bo zgodnie z decyzją sądu teraz może widywać się z dzieckiem raz na dwa tygodnie, od stycznia 2019 roku będzie mógł spędzić z nim cały dzień, a dopiero od czerwca 2019 zabrać synka na weekend. - Sądy się skończyły, a nasze piekło zaczęło. Jest coraz bliżej stycznia, a ja mam coraz większe problemy z wyjściem choćby na głupi spacer. Widzę, że syn jest coraz bardziej nastawiany przeciwko mnie – dodaje.

Mężczyzna od sierpnia 2016 roku ma nałożony obowiązek alimentacyjny w wysokości 500 złotych miesięcznie. – Płaciłem już od września 2015, zaraz po rozstaniu z żoną – dopowiada. Niedługo Mateusz zamierza wnioskować o przyznanie mu prawa do pełnej opieki nad dzieckiem.

Bardzo zależało nam na poznaniu stanowiska matki dziecka. Dodzwoniliśmy się do niej, lecz zdecydowanie odmówiła komentarza.

"Sądy są sfeminizowane"

Zdaniem Ireneusza Dzierżęgi, prezesa stowarzyszenia Narodowe Centrum Ojcostwa, ojcowie są niesprawiedliwie traktowani w sądach. - Jest to powszechne zjawisko, które nadal będzie trwało. 18 lat zajmuję się prawami ojców i widziałem cuda na rozprawach - mówi.

Ekspert wylicza kilka powodów dyskryminacji.- Po pierwsze sądy rodzinne są sfeminizowane. W 90 procentach pracują tam kobiety. Mężczyźni wolą pracować w gospodarczych czy karnych. Po drugie, dużą rolę odgrywa ideologia feminizmu, która w kwestii wychowania dzieci ustawia mężczyzn na gorszej pozycji. Podejście to tak mocno ugruntowało się, że stoi u podstaw orzecznictwa rodzinnego, a nie dowody, nie świadkowie, nawet nie opinie specjalistów, tylko to, że mężczyzna jest gorszym rodzicem – twierdzi Dzierżęga.

Prezes stowarzyszenia uważa, że Polska jest zacofana w kwestii podejścia do sprawowania opieki przez rodziców. - Opieka naprzemienna, (przyp. red. sprawowana w równym wymiarze przez oboje rodziców) która w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej istnieje od wielu lat i dobrze się sprawdza, u nas wciąż nie istnieje – wskazuje działacz społeczny.

Jego zdaniem ten typ opieki sprawdza się, bo jest zgodny z naturą. - Żeby dziecko było szczęśliwe potrzebny jest ojciec i matka – podkreśla.

Według badań GUS z 2013 roku, 4 proc. ojców ma przyznane przez sąd prawo do wychowywania dzieci. Należy jednak zaznaczyć, że statystki odnoszą się wyłącznie do decyzji sądu. Nie jest uwzględnione w tym, ilu ojców wnioskowało o to, aby dziecko było wyłącznie pod ich opieką. Często mężczyźni dobrowolnie zgadzają się, żeby dziecko mieszkało z matką.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:dziejesie.wp.pl
sąd rodzinnyojciecopieka nad dziećmi
Komentarze (260)