Blisko ludziPrzez koronawirusa rolnicy rozkładają ręce. "W tej chwili chce mi się tylko płakać"

Przez koronawirusa rolnicy rozkładają ręce. "W tej chwili chce mi się tylko płakać"

Przez koronawirusa rolnicy rozkładają ręce. "W tej chwili chce mi się tylko płakać"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
04.04.2020 09:10, aktualizacja: 04.04.2020 12:43

To kolejny trudny rok dla rolników. W tym roku plantatorów pokonała nie tylko pogoda, ale również pandemia koronawirusa. Niepewność i strach towarzyszą im każdego dnia, kiedy oglądają kolejne prognozy pogody i słuchają wieści o rozprzestrzenianiu się wirusa. "To już nawet nie jest złość, teraz to jest śmiech przez łzy" – mówi Damian, rolnik.

Damian Taraska mieszka na wsi od zawsze. 30-latek przejął gospodarstwo od rodziców i z przerażeniem patrzy w przyszłość. Zajmuje się uprawą truskawek. Jego plantacja liczy kilka hektarów. Dzisiaj rozkłada ręce i zastanawia się, co dalej. – Ciężko nawet mówić o jakichś perspektywach. Po przymrozkach, które nas zastały, to nawet nie wiem, co zrobić z tymi truskawkami. Zastanawiam się, czy inwestować w nie dalej. Nawozić i nawadniać, czy zostawić tylko część zasadzonych roślin – mówi.

Nie tylko pogoda pokrzyżowała rolnikowi plany. Boi się, że w tym roku nie będzie nikogo, kto mógłby pomóc mu przy zbiorach. – Potrzebuję do pracy około 20 osób, ale jak granice są zamknięte, to nie wiem, skąd je wezmę. Myślę, że gdyby była możliwość przebadania pracowników na granicy, to bym ich przyjął, ale nie wiem, czy będzie do czego – relacjonuje.

Mieszkaniec wsi pod Łowiczem mówi wprost, że w tym roku będzie pracować tylko na zwrot kosztów uprawy. – Zarobić się nie zarobi. Myślę, że będę musiał szukać innego źródła zarobku. Szukać jakiejś innej pracy. W końcu mam na utrzymaniu żonę i dziecko – mówi.

Nawet jeśli rolnikom uda się zebrać plony, pojawi się kolejny problem. Są pewni, że w tym roku sprzedaż produktów będzie mocno ograniczona przez szalejącą pandemię. Pozamykane granice i ograniczenia w sklepach czy na targach nie wróżą dobrej przyszłości. – Zostają nam różne przetwórstwa i skupy. Zastanawiamy się, jak będzie z cenami. Wiadomo, że duże przedsiębiorstwa nie ściągną sobie teraz towaru – rozmyśla.

Rolnicy nie ukrywają swojego strachu i bezsilności. – Teraz to już nawet nie jest złość, tylko raczej śmiech przez łzy i bezsilność. Jest duży niepokój. Martwię się już tylko o utrzymanie rodziny – kończy.

Obraz
© Archiwum prywatne
Obraz
© Archiwum prywatne

"Jedyne, co pojawia mi się w głowie to wielkie zdanie 'nie wiem'"

W podobnej sytuacji znalazła się Maria, która zajmuje się uprawą bobu. Chociaż do zbiorów zostało jeszcze trochę czasu, to już dziś wie, że nakład jej pracy się nie zwróci. – Pierwsze zawirowania pogody jeszcze jakoś przeżyliśmy, ale śnieg nas pokonał. Wiemy, że w tym roku pracujemy praktycznie za darmo. Nie mówimy już o naszym czasie czy włożonej w to energii, ale o tym, że nakłady nasion, oprysków czy nawozów ledwo się zwrócą – opisuje.

Maria ma około 5 hektarów bobu. Liczy, że w tym roku zbierze około 40 proc. swoich plonów. – W nasz zawód zawsze wpisane jest takie ryzyko. Nie mamy wpływu na pogodę. Chociaż staramy się chronić nasze plony, to jednak zawsze pojawia się to rozczarowanie. W tym roku dobił nas jeszcze wirus. Nawet nie chcę myśleć, co będzie, jeśli sytuacja utrzyma się do czerwca czy lipca. Zostaniemy z niczym – mówi.

Maria powoli przestaje myśleć o zatrudnianiu pracowników. – Będziemy musieli zebrać wszystko własnymi rękami. Nawet nie ma co marzyć, że gdy zatrudnimy pracowników, będziemy mieli z tego jakkolwiek zysk – tłumaczy.

46-latka do tej pory sprzedawała warzywa na jednym z największych targów w kraju. Dzisiaj nie wie, czy będzie miała szanse wystawić na sprzedaż chociaż kilogram bobu. – Wiadomo, że jeśli nie zwalczymy wirusa, nie ma nawet co mówić o otwarciu rynków. Naprawdę chciałabym powiedzieć, że mamy jakiś pomysł czy plan, ale w tej chwili chce mi się tylko płakać. Jedyne, co pojawia mi się w głowie, to wielkie zdanie "nie wiem" – tłumaczy rolniczka.

Dla Marii ten rok to jeden wielki znak zapytania, ale również czas strachu i bezsilności. – Wszystkie nasze plany poszły w zapomnienie. Teraz dziękuję tylko Bogu, że nie mam kredytów i współczuję bardzo tym, którzy są w dużo gorszej sytuacji. W tym roku dokładnie trzeba będzie oglądać każdą wydaną złotówkę i liczyć, że w następnych latach odbijemy się od dna – puentuje.

Obraz
© Archiwum prywatne
Obraz
© Archiwum prywatne

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1129)
Zobacz także