"Przyjęło się, że dziecko zawsze będzie miało lepiej z matką". Ireneusz Dzierżęga od 20 lat pomaga ojcom
- Stereotyp "matki Polki" jest tak głęboko zakorzeniony w naszym społeczeństwie, że nawet sędziowie nie chcą poszukiwać prawdy czy zauważać, że się mocno zdewaluował - mówi nam Ireneusz Dzierżęga, do którego zwracają się mężczyźni z całego kraju.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Od dwudziestu lat pomaga pan polskim ojcom. Kto najczęściej się zgłasza?
Ireneusz Dzierżęga, założyciel Stowarzyszenia Narodowe Centrum Ojcostwa: Odzywają się do mnie ojcowie z całego kraju. Dosłownie. Myślę, że nie ma miasta w Polsce, z którego nie miałbym kontaktu. Przedział wiekowy też jest szeroki, są to zarówno ojcowie dzieci, które mają się urodzić, jak i dorosłych już osób.
O co pana proszą?
O wsparcie, radę, potwierdzenie, że ich problem zasługuje na uwagę. Większość z nich jest naprawdę zdesperowana, bo sądy wolą dać wiarę matce niż sprawdzić, co ojciec ma do powiedzenia. Często ich dowody są bagatelizowane, a wnioski nierozpatrywane.
Dowody na co?
Na przykład na przemoc wobec dziecka ze strony matki. Widziałem już niejedno pobite dziecko, niejedno nagranie, na którym kobieta bije i to mocno, szarpie z wszystkich sił, uderza dziecko w twarz, po głowie tak, że uderzało nią o stół. Co z tego, że ojciec to nagrał i zaniósł do prokuratury, potem do sądu, skoro później stwierdzono, że "widocznie dziecko zasłużyło na karę". Co kilka tygodni ten tato robi zdjęcia nowych siniaków u syna, a nawet i córki. Wszystko nadaremnie. Trudno mi pojąć, że ktoś jest prokuratorem, sędzią i nie widzi tego. Udaje, nie chce widzieć, sam jest zdemoralizowany?
Z czego może wynikać takie podejście?
Stereotyp "matki Polki" jest tak głęboko zakorzeniony w naszym społeczeństwie, że nawet sędziowie nie chcą poszukiwać prawdy czy zauważać, że się mocno zdewaluował. Przyjęło się, że dziecko zawsze będzie miało lepiej z matką, że to kobieta lepiej wie, jak je wychowywać, ponieważ ma naturalne predyspozycje.
Być może kilkadziesiąt lat temu zasadne było twierdzenie, że ojcowie nie mają czasu na wychowywanie, bo chodzą do pracy i nie spędzają wystarczająco dużo czasu z dzieckiem, ale dzisiaj jest inaczej. Po pierwsze widać to ze statystyk naukowych, a po drugie wystarczy zobaczyć, kto przychodzi na place zabaw, szczególnie w weekendy. Czasy się zmieniły, a nasze prawo rodzinne nadal bazuje na zapisach Sądu Najwyższego z 1952 roku czy lat 70. ubiegłego wieku.
Ponadto w mediach rzadko promuje się wizerunek dobrego, kochającego ojca. Jeśli już podejmuje się temat, to zazwyczaj w kontekście przemocy domowej. Męska pięść, a w tle zapłakane dziecko i pobita matka. Nie mam wątpliwości, że trzeba uświadamiać, czym jest przemoc, ale nie można uogólniać. Tacy ojcowie to naprawdę margines.
Obecna władza chętnie pokazuje rodziny w swoich spotach i podkreśla, jak duża jest ich rola w społeczeństwie.
Rodziny, ewentualnie samotne matki, ale nie samotnych ojców. Samotny ojciec jest pomijany, spychany na margines, bo przyjęło się z góry, że się nie nadaje. Jest nas garstka, ale radzimy sobie za to doskonale. Nie znam samotnego ojca, który żyłby z alimentów swoich dzieci.
Ciekawi mnie, czy pandemia miała wpływ na sytuację ojców walczących o prawa do opieki nad dziećmi?
Sprawiła, że jest jeszcze gorzej. Rozprawy sądowe przeciągają się jeszcze bardziej, a dodatkowo matki utrudniały spotkania z dzieckiem, zasłaniając się pandemią. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy usłyszałem od ojców ten sam argument z ust byłych partnerek: "Nie, bo możesz zarażać".
Z czymś takim można iść do sądu.
Często wystarczy, że po zagrożeniu karą (mizerna zazwyczaj i po ponad rocznym procesie) później taka matka w ciągu 6 miesięcy pozwoli na spotkanie z dzieckiem i już jest usprawiedliwiona, już zagrożenie mija. Co z tego, że dziecko traci więź z tatą, bo nie ma możliwości spędzania z nim czasu. Odbierając ojcu możliwość uczestniczenia w wychowywaniu dziecka, jednocześnie blokuje się dziecku jego naturalną potrzebę kontaktu z drugim rodzicem.
Nie chcę mówić, że wszystkie samotne matki są złe, a każdy ojciec pokrzywdzony, ale przez ponad 20 lat zapoznałem się z ogromną liczbą spraw sądowych i widzę nadal jaskrawą niesprawiedliwość. Sprawy rodzinne są zawiłe, ale to nie oznacza, że możemy przyzwalać na bagatelizowanie zjawiska dyskryminacji ojców.
Wiele samotnych matek skarży się, że jest problem z egzekwowaniem alimentów. To też jest niesprawiedliwe.
Myślę, że nie byłoby z tym aż tak dużego problemu, gdyby system alimentacyjny stał się bardziej przewidywalny jak np. w Niemczech, gdzie ustalono konkretne kwoty w zależności od przedziału wiekowego dziecka. U nas nie ma czegoś takiego, dlatego matki, które występują o alimenty dla syna czy córki, przedstawiają wiele nieuzasadnionych potrzeb, kłamią po prostu. Dodatkowo kwota ustalana jest w zależności od możliwości zarobkowych, czyli od tego, ile ktoś mógłby zarobić, gdyby się maksymalnie postarał. I nieważne, czy ma, czy nie ma takich możliwości.
Znam przypadki ojców, którzy musieli sprzedać samochód czy działkę, żeby mieć na alimenty. Znam również ojców, którzy od lat płacą na nie swoje dziecko i nie mogą się z tego wycofać.
Jak to jest możliwe?
Np. pan Tadeusz z Warszawy od razu wiedział, że to nie jego dziecko, co doprowadziło w końcu do rozwodu. Wykonał test DNA, a gdy potwierdziło się, że nie jest ojcem biologicznym, zwrócił się poprzez prokuraturę o zaprzeczenie ojcostwa, wskazując winowajców. Ojca biologicznego nie potrafiono skutecznie ściągnąć nawet na przesłuchanie. Uciekł, potem wrócił i dano mu spokój. Z kolei pan Tadeusz płaci już prawie 20 lat, a sądy uważają, że sprawa jest dla nich zamknięta. Mamy tu błędne koło feralnego systemu.
Miał chociaż kontakt z dzieckiem?
Nie, bo matka izolowała dziecko od niego zadowolona, że ktoś je utrzymuje. Nie wszczęła też sprawy przeciw ojcu biologicznemu. Dziś dorosły chłopak żyje z wpojoną nienawiścią i pogardą do niego.
Co należałoby zrobić, żeby zmienić sytuację ojców w Polsce?
Odwrócenie fałszywego stereotypu i wpojenie społeczeństwu nowego wizerunku ojca to żmudny proces. Na pewno pomogłyby w tym rzetelne procesy w sądach rodzinnych. Sędziowie powinni być odpowiednio przygotowani, mądrzy życiowo, wyzbyci stereotypowego myślenia i chętni do zaangażowania się w sprawy, a nie tylko odhaczania wokandy.
Najłatwiej jest przyznać większe prawa matce i zasądzić tradycyjnie alimenty, a ojcu sztampowe kontakty, można wtedy wyłączyć rzetelność, uczciwość, a nawet myślenie. Władza obecnie wprowadza reformy sądownictwa, ściga poważnych przestępców, tworzy nowe przepisy, buduje, zmienia, ale to wszystko dzieje się gdzieś tam na górze, na poziomie trybunału, sądu najwyższego, więc nas to w ogóle nie cieszy, nie interesuje nawet, gdyż tu na dole w sądach rejonowych, okręgowych, mamy wciąż to samo: jesteśmy rodzicem drugiej kategorii, bez wpływu, albo tylko z minimalnym, na życie własnego dziecka.
Chciałbym, żeby częściej zapadały decyzje o opiece naprzemiennej. Argument, że dziecko traci poczucie stabilizacji, ma dwa domy, nie jest prawdziwy. Każdy poważny człowiek wie, że dla dziecka nie ma znaczenia, czy u matki ma pokój zielony, a u ojca niebieski. Liczą się uczucia, emocje, czas, bycie z rodzicem, życie jego życiem. W końcu każde dziecko ma połowę genów od każdego z nich.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!