Jacek jest samotnym ojcem piątki dzieci. Żona zmarła tuż po narodzinach małej Zosi
23.01.2020 18:09, aktual.: 23.01.2020 21:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Małgorzata, żona Jacka, zmarła w marcu 2017 roku, trzy miesiące po urodzeniu najmłodszej córki. Miała wtedy 40 lat. – Dopadł ją najgorszy rodzaj nowotworu. Taki, który nie ma objawów i człowiek dowiaduje się o nim, gdy już trudno o ratunek – mówi Jacek Józefczyk w rozmowie z WP Kobieta.
Kobieta zachorowała na nowotwór wielonarządowy układu pokarmowego. Problemy zdrowotne pojawiły się już w trakcie ciąży, ale diagnoza postawiona tuż po narodzinach córki zwaliła z nóg całą rodzinę. – Próbowaliśmy wszystkiego, co było w naszej mocy, konsultowaliśmy wyniki z różnymi lekarzami. Na niektóre badania trzeba było długo czekać, dlatego robiliśmy je prywatnie, za pieniądze, które były odłożone na remont domu – opowiada 46-letni mężczyzna.
Mimo leczenia Małgorzata zmarła. Wdowiec do dzisiaj pamięta przykre słowa jednego z lekarzy w szpitalu: "Te wszystkie pieniądze, które przeznaczyliście na badania, były pieniędzmi wywalonymi w błoto". – A ja przecież robiłem wszystko, żeby ratować żonę. Pieniądze nie miały znaczenia – tłumaczy.
Mężczyzna został sam z dziećmi: 16-letnim Piotrem, 11-letnią Martą, 6-letnim Mateuszem, 4-letnią Anią i 3-miesięczną Zosią. Dzieci bardzo przeżyły stratę mamy, jednak tragedia najbardziej odbiła się na Mateuszu. Chłopiec zamknął się w sobie, był wycofany i nieustannie smutny. Jacek nie wiedział, co ma robić. W poradni pedagogiczno-wychowawczej usłyszał od psychologa, który przyglądał się zachowaniu jego syna: "Z tym dzieckiem nie da się nic już zrobić".
Na szczęście znalazły się osoby, które zechciały pomóc. – Trafiliśmy pod opiekę pani psycholog w ośrodku w Rzeszowie. Małymi kroczkami syn zaczął się otwierać i teraz widzę postępy – dodaje z radością ojciec.
Feralny wypadek
Przez dwa lata Jacek godził pracę zawodową z wychowywaniem dzieci i zajmowaniem się domem. – Umiem gotować, sprzątać czy prasować, więc z tego typu obowiązkami nie miałem nigdy problemów. Jednak nie byłem w stanie jednocześnie pracować i opiekować się najmłodszymi dziećmi, które jeszcze wtedy nie chodziły do przedszkola – tłumaczy. – Gdyby nie pomoc moich rodziców i teściów, to nie wiem, czy dałbym sobie radę. Zawsze są wtedy, gdy ich najbardziej potrzebuję. Pomagają nie tylko przy wychowywaniu dzieci, ale również materialnie. Jestem im bardzo wdzięczny – podkreśla.
W 2018 roku mężczyzna miał wypadek i zerwał mięsień dwugłowy, ścięgna i wiązadła w lewej ręce. – Nie mam za bardzo czucia w tej ręce i nie mogę jej przeciążać. Wypadek zmusił mnie do przerwania pracy zawodowej, ponieważ już nie byłem w stanie wykonywać wszystkich obowiązków – tłumaczy.
Od tamtej pory 46-latek pracuje jedynie dorywczo. W znalezieniu pracy najczęściej pomagają mu najbliżsi znajomi. – Mieszkam w małej miejscowości między Krosnem a Sanokiem i trudno jest tutaj znaleźć mi nową, stałą pracę. To nie chodzi o to, że wybrzydzam, tylko z moją uszkodzoną ręką nie nadaję się do każdego zajęcia – tłumaczy. Chociaż z zawodu jest budowlańcem i ukończył kurs pracownika ochrony, imał się już różnych zajęć: pracował w piekarni, w magazynie, przy obróbce kurczaków.
Rodzina utrzymuje się głównie z funduszu 500 plus oraz zasiłku rodzinnego. Dzieci nie mają przyznanej renty po zmarłej matce. – W ZUS-ie stwierdzono, że zabrakło kilkunastu miesięcy do osiągnięcia wymaganego stażu pracy – przyznaje mąż zmarłej kobiety.
W połowie ubiegłego roku, za namową przyjaciół, Jacek założył zbiórkę pieniędzy zatytułowaną: "Żeby dzieci były uśmiechnięte". Celem było zebranie niecałych 10 tys. zł, które zostałyby przeznaczone na remont pokoi dla piątki jego pociech. Udało się już zebrać ponad 15 tys. zł. – Jestem ogromnie wdzięczny za każdą przelaną złotówkę. Został nam jeszcze jeden pokój do urządzenia i chcielibyśmy jeszcze wyremontować łazienkę – tłumaczy. Link do zbiórki TUTAJ.
Podczas naszej rozmowy Jacek nie kryje łez. Przywoływanie wspomnień sprzed trzech lat i opowiadanie o tym, jak bardzo później zmieniło się życie jego rodziny, nie jest łatwe. Gdy pytam go, czy udało mu się chociaż trochę poukładać w głowie myśli związane z żoną, zaakceptować sytuację, słyszę wymowną ciszę. Po chwili Jacek wspomina, że pomaga mu pisanie wierszy: "Podążam swą drogą przeznaczenia, jak wędrowiec w porannej mgle".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl