Blisko ludziJacek jest samotnym ojcem piątki dzieci. Żona zmarła tuż po narodzinach małej Zosi

Jacek jest samotnym ojcem piątki dzieci. Żona zmarła tuż po narodzinach małej Zosi

Małgorzata, żona Jacka, zmarła w marcu 2017 roku, trzy miesiące po urodzeniu najmłodszej córki. Miała wtedy 40 lat. – Dopadł ją najgorszy rodzaj nowotworu. Taki, który nie ma objawów i człowiek dowiaduje się o nim, gdy już trudno o ratunek – mówi Jacek Józefczyk w rozmowie z WP Kobieta.

Jacek jest samotnym ojcem piątki dzieci. Żona zmarła tuż po narodzinach małej Zosi
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Klaudia Stabach

Kobieta zachorowała na nowotwór wielonarządowy układu pokarmowego. Problemy zdrowotne pojawiły się już w trakcie ciąży, ale diagnoza postawiona tuż po narodzinach córki zwaliła z nóg całą rodzinę. – Próbowaliśmy wszystkiego, co było w naszej mocy, konsultowaliśmy wyniki z różnymi lekarzami. Na niektóre badania trzeba było długo czekać, dlatego robiliśmy je prywatnie, za pieniądze, które były odłożone na remont domu – opowiada 46-letni mężczyzna.

Mimo leczenia Małgorzata zmarła. Wdowiec do dzisiaj pamięta przykre słowa jednego z lekarzy w szpitalu: "Te wszystkie pieniądze, które przeznaczyliście na badania, były pieniędzmi wywalonymi w błoto". – A ja przecież robiłem wszystko, żeby ratować żonę. Pieniądze nie miały znaczenia – tłumaczy.

Mężczyzna został sam z dziećmi: 16-letnim Piotrem, 11-letnią Martą, 6-letnim Mateuszem, 4-letnią Anią i 3-miesięczną Zosią. Dzieci bardzo przeżyły stratę mamy, jednak tragedia najbardziej odbiła się na Mateuszu. Chłopiec zamknął się w sobie, był wycofany i nieustannie smutny. Jacek nie wiedział, co ma robić. W poradni pedagogiczno-wychowawczej usłyszał od psychologa, który przyglądał się zachowaniu jego syna: "Z tym dzieckiem nie da się nic już zrobić".

Na szczęście znalazły się osoby, które zechciały pomóc. – Trafiliśmy pod opiekę pani psycholog w ośrodku w Rzeszowie. Małymi kroczkami syn zaczął się otwierać i teraz widzę postępy – dodaje z radością ojciec.

Feralny wypadek

Przez dwa lata Jacek godził pracę zawodową z wychowywaniem dzieci i zajmowaniem się domem. – Umiem gotować, sprzątać czy prasować, więc z tego typu obowiązkami nie miałem nigdy problemów. Jednak nie byłem w stanie jednocześnie pracować i opiekować się najmłodszymi dziećmi, które jeszcze wtedy nie chodziły do przedszkola – tłumaczy. – Gdyby nie pomoc moich rodziców i teściów, to nie wiem, czy dałbym sobie radę. Zawsze są wtedy, gdy ich najbardziej potrzebuję. Pomagają nie tylko przy wychowywaniu dzieci, ale również materialnie. Jestem im bardzo wdzięczny – podkreśla.

W 2018 roku mężczyzna miał wypadek i zerwał mięsień dwugłowy, ścięgna i wiązadła w lewej ręce. – Nie mam za bardzo czucia w tej ręce i nie mogę jej przeciążać. Wypadek zmusił mnie do przerwania pracy zawodowej, ponieważ już nie byłem w stanie wykonywać wszystkich obowiązków – tłumaczy.

Od tamtej pory 46-latek pracuje jedynie dorywczo. W znalezieniu pracy najczęściej pomagają mu najbliżsi znajomi. – Mieszkam w małej miejscowości między Krosnem a Sanokiem i trudno jest tutaj znaleźć mi nową, stałą pracę. To nie chodzi o to, że wybrzydzam, tylko z moją uszkodzoną ręką nie nadaję się do każdego zajęcia – tłumaczy. Chociaż z zawodu jest budowlańcem i ukończył kurs pracownika ochrony, imał się już różnych zajęć: pracował w piekarni, w magazynie, przy obróbce kurczaków.

Rodzina utrzymuje się głównie z funduszu 500 plus oraz zasiłku rodzinnego. Dzieci nie mają przyznanej renty po zmarłej matce. – W ZUS-ie stwierdzono, że zabrakło kilkunastu miesięcy do osiągnięcia wymaganego stażu pracy – przyznaje mąż zmarłej kobiety.

W połowie ubiegłego roku, za namową przyjaciół, Jacek założył zbiórkę pieniędzy zatytułowaną: "Żeby dzieci były uśmiechnięte". Celem było zebranie niecałych 10 tys. zł, które zostałyby przeznaczone na remont pokoi dla piątki jego pociech. Udało się już zebrać ponad 15 tys. zł. – Jestem ogromnie wdzięczny za każdą przelaną złotówkę. Został nam jeszcze jeden pokój do urządzenia i chcielibyśmy jeszcze wyremontować łazienkę – tłumaczy. Link do zbiórki TUTAJ.

Podczas naszej rozmowy Jacek nie kryje łez. Przywoływanie wspomnień sprzed trzech lat i opowiadanie o tym, jak bardzo później zmieniło się życie jego rodziny, nie jest łatwe. Gdy pytam go, czy udało mu się chociaż trochę poukładać w głowie myśli związane z żoną, zaakceptować sytuację, słyszę wymowną ciszę. Po chwili Jacek wspomina, że pomaga mu pisanie wierszy: "Podążam swą drogą przeznaczenia, jak wędrowiec w porannej mgle".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (60)