Pułapka bycia idealnym. Perfekcjoniści nie widzą odcieni szarości, a ich myślenie jest wyłącznie czarno-białe
Perfekcjonizm jest postawą, którą często traktuje się jako cechę pozytywną. Szefowie uwielbiają mieć w swoich zespołach perfekcjonistów, bo to często znakomici pracownicy. Tymczasem perfekcjonizm często jest źródłem cierpienia i destrukcji dla osoby, która nie może osiągnąć wyimaginowanych celów.
39-letnia Anka Kosicka przyznaje, że to charakter nie pozwolił jej, by wybrała inny zawód niż księgowa. Nie tylko z perfekcyjną precyzją oddaje się rachunkowości, ale też wszystkiemu, co w życiu robi. Majtki w szufladzie układa kolorami. Zawsze wcześniej je prasuje. Skarpetki tak samo. Odległości między wieszakami, na których wiszą jej służbowe koszule, są dokładnie takie same. W mieszkaniu trudno znaleźć pyłek gdziekolwiek. Dosłownie. – Taka sama pedanteria jak w moim domu panuje w moim życiu – opowiada kobieta. – Jednak poziom napięcia związany z utrzymaniem wszystkiego na wysokim C doprowadził mnie do załamania nerwowego, z którym nie poradziłabym sobie bez pomocy psychiatry i psychoterapeutki.
Poprawianie czwórki na piątkę
Anka przyznaje, że najgorszy jest stan permanentnego niezadowolenia. – Wszystko, co robię, robię na maksa – opowiada kobieta. – Gdy w szkole dostałam z jakiegokolwiek przedmiotu czwórkę, płakałam pół dnia. A potem szłam do nauczycielki i prosiłam, żeby pozwoliła mi tę ocenę poprawić. O ile w podstawówce to było łatwe, to w liceum już znacznie mniej, zwłaszcza że trudno być bardzo dobrym ze wszystkich przedmiotów. Siedziałam nad lekcjami tak długo, aż miałam z każdego przedmiotu piątkę. Maturę zdałam z wyróżnieniem, a każde świadectwo jest z czerwonym paskiem. Mimo to nigdy nie czułam się wystarczająco dobra. Zawsze wydawało mi się, że udało mi się coś zrobić psim swędem, przez przypadek. Nie umiałam cieszyć się żadnymi swoimi osiągnięciami i zawsze uważałam, że można coś było zrobić lepiej. A gdy popełniałam błąd, uważałam to za koniec świata i dowód na moją bezbrzeżną beznadzieję.
- Perfekcjonizm to bardzo wyczerpująca postawa, która ma często destrukcyjny charakter – mówi psycholożka Katarzyna Szymańska. – Dzieje się tak z powodu wyznaczania sobie lub innym, a często i sobie, i innym nierealistycznie wysokich standardów działania, bez dawania sobie prawa do popełniania i zaakceptowania błędów czy niedoskonałości. Jeśli nieustająco jest się własnym zagorzałym krytykiem, to trudno lubić siebie i ze sobą wytrzymać. Perfekcjoniści to często ludzie, którzy żyją w poczuciu permanentnego niespełnienia, niezadowolenia, mimo że wkładają w to, co robią wiele wysiłku i energii.
Anka w końcu uświadomiła sobie, że przez nieustające niezadowolenie z siebie i ze wszystkiego, co robi, nie udało jej się stworzyć relacji z mężczyzną, mimo że całe życie marzyła o rodzinie, domu i dzieciach. – Myślałam jednak, że nie jestem wystarczająco dobra, by ktoś chciał ze mną być – opowiada. – Poprzeczkę stawiałam sobie tak wysoko, że nawet jej nie widziałam. Tymczasem miałam tendencję do wchodzenia w relacje z osobami, które, choć na to nie zasługiwały, stawiałam na piedestale. Wszystko było postawione na głowie. Gdy kolejny raz nie udało mi się utrzymać związku, w którym pokładałam wielkie nadzieje, załamałam się. Wpadłam w czarną rozpacz. Wtedy wiedziałam, że muszę poprosić o pomoc, że sama sobie nie poradzę.
Pies perfekcjonistki też musi być idealny
Jak przekonuje Katarzyna Szymańska, perfekcjonistami często są osoby, które w dzieciństwie były często krytykowane przez rodziców, którzy nieustannie wyrażali swoje niezadowolenie z ocen dziecka, jego zachowania, wyborów. – Gdy dziecko słyszy, że nie jest wystarczająco dobre, może mieć poczucie, że rodzice go nie akceptują, choć tak naprawdę ich intencją jest motywowanie dziecka do większego wysiłku. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że je krzywdzą. W takiej sytuacji dziecko może uznać, że tylko jeśli będzie idealne we wszystkim, co robi, zasłuży na uznanie rodziców.
31-letnia Gabriela była pulchnym dzieckiem, które babcia nazywała pączusiem, ale też przestrzegała przed tym, że jeśli będzie gruba, to nikt jej nie zechce. To spowodowało, że gdy kobieta miała 12 lat, zaczęła obsesyjnie dbać o swój wygląd, otaczająca ją przestrzeń, ale też wygląd zeszytów, ubrań, a nawet psa.
– Nie dość, że zaczęłam stosować dietę, to jeszcze katowałam własne ciało ćwiczeniami, nie zważając na ból. Obiecałam sobie, że ani chwili dłużej nie będę pączusiem – opowiada Gabriela. – Doszłam do takiego etapu, że gdy lekcje zaczynały się o 8 rano, to ja wstawałam o 5, by ćwiczyć, masować się, uczesać, ubrać, umalować. Wszystkie moje ubrania były idealnie dopasowane, dobrane, wyprasowane. Nie było możliwości, żeby choć kawałeczek nitki wystawał mi z jakiegokolwiek szwu. A najgorsze w tym wszystkim było, że zamiast zyskać uznanie i grono wielbicieli, miałam poczucie coraz większego wyobcowania. Zwłaszcza w liceum. Nikt się ze mną nie chciał przyjaźnić, ludzie traktowali mnie jak dziwoląga. I mimo że podobałam się chłopakom, to każdy, gdy mnie poznał bliżej, uciekał.
Zbudować tożsamość od nowa
Gabriela przyznaje, że jej obsesyjne dbanie o wygląd, zabierało tyle czasu i energii, że nie miała czasu na odpoczynek, na realizowanie swoich pasji, że czuła się jak osoba uzależniona od wyglądu. – Nie chodziłam na basen, bo nie mogłam zrobić sobie makijażu, który w 100 procentach utrzymywał się na twarzy w wodzie – opowiada. – Nie mogłam się całować z chłopakiem, dopóki nie kupiłam sobie idealnej szminki, która się nie rozmaże. Przez długi czas nie mogłam kochać się przy świetle, bo uważałam, że jeśli facet zobaczy moje nieidealne ciało, ucieknie.
Katarzyna Szymańska zwraca uwagę, że perfekcjoniści nie widzą odcieni szarości, a ich myślenie jest wyłącznie czarno-białe. – Osoba z bardzo wysoko postawioną poprzeczką myśli, że jej ciało albo jest idealne, albo jest beznadziejne. Nie przyjdzie jej do głowy, że ma super zgrabną sylwetkę, ładne piersi i dłonie, a stopy są zbyt szerokie. Jest albo, albo. Niestety zdecydowanie częściej dochodzi do wniosku, że wszystko jest do niczego, a nie że wszystko jest ok – mówi psychoterapeutka.
Zobacz także: Fikcyjny sklep, który pomógł już 350 ofiarom przemocy. Założycielką jest nastoletnia Krysia Paszko
I dodaje, że bardzo często jedynym wyjściem z tej matni jest psychoterapia. – Taki pacjent musi zbudować swoją tożsamość na nowo, polubić siebie ze swoimi zaletami i wadami. I uświadomić sobie, że wszyscy popełniają błędy i to jest ok. Dać sobie prawo do tego, by niektóre rzeczy zrobić źle, albo wcale ich nie robić. Dzięki temu mają szansę pozbyć się destrukcyjnych nawyków, które każą im nieustająco dążyć do wyimaginowanego ideału, który jest nieosiągalny.