Reding chce 40 proc. miejsc dla kobiet w radach nadzorczych
Komisarz UE ds. sprawiedliwości Viviane Reding chce w październiku
zaproponować nowe unijne prawo zmuszające spółki giełdowe w UE do zapewnienia kobietom 40 proc. miejsc w radach nadzorczych.
04.09.2012 | aktual.: 04.09.2012 22:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Komisarz UE ds. sprawiedliwości Viviane Reding (na zdjęciu) chce w październiku zaproponować nowe unijne prawo zmuszające spółki giełdowe w UE do zapewnienia kobietom 40 proc. miejsc w radach nadzorczych. Propozycja budzi kontrowersje; przeciw jest m.in. Catherine Ashton. Przepisy o kwotach miałyby wejść w życie w 2020 roku, a już w 2018 roku w firmach publicznych, "tak, by dały one dobry przykład" - powiedziały PAP źródła bliskie tej sprawie w Komisji Europejskiej.
Z obowiązkowych kwot 40 proc. kobiet w radach nadzorczych - zastrzegły źródła - wyłączone będą firmy zatrudniających poniż 250 osób i z dochodem mniejszym niż 50 mln euro rocznie.
Sankcje za nierespektowanie przepisów ustaliłyby same kraje członkowskie, mając do wyboru grzywny administracyjne, wykluczenie z przetargów publicznych, zakaz dotacji czy pomocy państwa.
Propozycja luksemburskiej komisarz Reding, ujawniona we wtorek w "International Herald Tribune" i "Financial Times", budzi jednak ogromne kontrowersje - nie tylko wśród państw członkowskich, ale także w samej Komisji Europejskiej.
"Przeciw jest m.in. Guenther Oettinger (niemiecki komisarz ds. energii); Johannes Hahn (austriacki komisarz ds. polityki regionalnej) Connie Hedegaard (Dunka odpowiedzialna za walkę ze zmianami klimatycznymi) i Catherine Ashton (Brytyjka, szefowa dyplomacji UE)" - powiedziały źródła PAP.
Wśród państw UE przeciw jest m.in. Wielka Brytania i Szwecja. Natomiast w kilku państwach UE - w tym we Francji, Włoszech, Hiszpanii i Holandii już obowiązują podobne, krajowe kwoty. Propozycja, by wejść w życie, będzie wymagać zgody kwalifikowana większością głosów.
Reding już w marcu zapowiedziała, że zaproponuje prawo zmuszające firmy do wprowadzenia kwot. Wówczas to okazało się, że jej apele do biznesu o dobrowolne zwiększenie liczby kobiet we władzach przedsiębiorstw nie dały efektu. Firmy miały podpisywać tzw. zobowiązanie dla Europy, w którym obiecywały zastępowanie mężczyzn odchodzących z zarządów i rad nadzorczych wykwalifikowanymi kobietami. Po roku okazało się, że tylko 24 firmy podpisały deklarację.
W Polsce kobiety stanowią 11,8 proc. członków zarządów spółek giełdowych. W UE tylko jeden na siedmiu członków zarządów jest kobietą - 13,7 proc. To bardzo mały wzrost w porównaniu z 2010 roku, kiedy kobiety stanowiły 11,8 proc. Marcowy raport KE oceniał, że w tym tempie zajęłoby aż 40 lat, by kobiety zajmowały przynajmniej 40 proc. miejsc w zarządach. KE rozpoczęła w marcu publiczne konsultacje w sprawie środków prawnych, jakie mają zaradzić tej sytuacji.
Aż 75 proc. obywateli państw UE, jak wynika z sondażu Eurobarometru, popiera wprowadzenie legislacji, by zapewnić równowagę płci w zarządach firm. A 49 proc. ankietowanych stwierdziło, że kary finansowe byłyby najlepszym sposobem, by wymusić odpowiednie mechanizmy.
(PAP/ma)