Sprzedaje tulipany na ulicy. "Przy życiu trzymają mnie ludzie i praca"
74-letnia pani Irena każdego dnia wstaje o godzinie 2.00 w nocy, by pojechać na giełdę kwiatową. Kupuje kolorowe tulipany, a potem handluje nimi na ulicy w centrum Warszawy. Choć jest na emeryturze i trudno jej chodzić, bo ma amputowaną nogę, to nie może jeszcze odpocząć.
Na rogu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej w Warszawie, w bramie tuż obok Teatru Kwadrat, od wczesnych godzin porannych można spotkać 74-letnią panią Irenę, która sprzedaje kwiaty. Przed laty była pielęgniarką, przepracowała 32 lata w zawodzie. Później musiała przejść na rentę z powodu chorej nogi, która została amputowana. Obecnie kobieta utrzymuje się ze skromnej emerytury w wysokości 1360 zł. Taka kwota nie starcza na godne życie, więc pani Irena od lat dorabia sobie, handlując na ulicach stolicy tulipanami.
– Budzę się po godzinie 2.00, bo muszę mieć trochę czasu rano, żeby się wyszykować. Po 4.00 wsiadam w Śródmieściu w autobus nocny i jadę na giełdę kwiatową na Bakalarską. Około 5.00 jestem na miejscu. Kupuję kolorowe tulipany, dzisiaj jeszcze wzięłam bukszpan i bazie, bo zbliża się Wielkanoc – mówi w rozmowie z WP Kobieta pani Irena.
– Pakuję kwiaty do toreb i plecaka. Zawsze ktoś pomaga mi przenieść towar do bramy targowiska, samej byłoby mi ciężko, bo chodzę o kulach. Ludzie są dla mnie naprawdę bardzo mili. Później zamawiam taksówkę, jeżdżę od dawna z takim panem, którego znam i on podwozi mnie tu, do Centrum. Po 6.00 już rozstawiam się z kwiatami i sprzedaję – mówi nam 74-latka.
Pani Irena jest bardzo skrytą i skromną osobą. Długo rozmawiałyśmy, stojąc przy jej wózku z kwiatami, zanim zgodziła się opowiedzieć mi swoją historię. Nie narzeka na swój los, jest dzielna, każdego dnia zakasuje rękawy i skoro świt wstaje do pracy. Ma problemy ze zdrowiem, po amputacji nogi nosi protezę, porusza się o kulach. Jednak nie prosi nikogo o pomoc, nie chce jałmużny. To, co można dla niej zrobić, to po prostu kupić bukiet tulipanów. Wyznała, że takich ludzi jak ona jest wielu. Codziennie spotyka ich na targu.
– Proszę pojechać na Bakalarską i zobaczyć, ilu starszych, biednych ludzi przyjeżdża tam każdego dnia. Ciężko pracują, żeby dorobić do emerytury – mówi kobieta.
Pracownicy Teatru Kwadrat, sprzedawcy z pobliskich budek z kebabem, a także mieszkańcy z bloków na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej doskonale znają seniorkę, która handluje kwiatami. Podczas naszej rozmowy co chwilę ktoś podchodził do pani Ireny i witał się z nią, życząc nie tylko dobrego dnia, ale przede wszystkim zdrowia.
– Ludzie z tej okolicy mówią do mnie babciu, ciociu. To bardzo miłe. Zawsze, gdy czegoś potrzebuję, to mi pomagają. Przynoszą wodę czy ciepłą herbatę, kiedy jest zimno na dworze – zachwala z uśmiechem na twarzy 74-latka.
Pani Irena stoi każdego dnia tak długo, aż sprzeda większość tulipanów. Od kilku dni zauważyła zmianę. – Ludzie przeczytali o mnie na Facebooku i ciągle ktoś do mnie podchodzi. Kupują kwiaty, zagadują, zawsze zamienię z każdym parę słów i tak leci mi czas. Wczoraj pierwszy raz od dawna do 14.30 udało mi się sprzedać wszystkie tulipany – podkreśla.
Przy wózku z kwiatami stoją dwie kule. Dzięki nim i protezie pani Irena może chodzić. Choć po amputacji nogi nie od razu uwierzyła, że znów będzie sprawna.
– Ja już swoje przepłakałam. Kiedyś jeździłam na rehabilitację i poznałam takiego chłopaka, miał około 20 lat. Stracił nogę w wypadku na motorze. On mi powiedział, że jeszcze wszystko będzie dobrze, że znów będę chodzić i mam się nie martwić. Pomyślałam, że skoro taki młody człowiek się nie załamuje i nie poddaje, to i ja nie mogę. Jest wielu ludzi, którzy przeszli ciężkie choroby, są po wypadkach i nie mogą się z tego podnieść psychicznie. Ja się zaparłam, że dam radę. Mnie przy życiu trzyma praca i ludzie. Gdybym siedziała w domu, dawno bym się załamała i przestała chodzić – dodaje seniorka.
74-latka, gdy wraca popołudniami po pracy do domu, chętnie słucha radia, ma swoich ulubionych dziennikarzy i ulubione audycje. Interesuje się polityką, śledzi bieżące sprawy w naszym kraju. Gdy kilka tygodni temu głównymi ulicami stolicy maszerował Strajk Kobiet, żałowała, że nie jest na tyle sprawna, by dołączyć do manifestujących warszawianek.
– Jakby mi nogi pozwoliły, to sama bym z nimi poszła. Innej rady nie ma. Jestem z nich dumna, dobrze, że kobiety mają tyle siły i mimo pracy, obowiązków domowych i dzieci, wychodzą na ulice i walczą o swoje prawa – mówi.
Po długiej rozmowie ze sprzedawczynią tulipanów strasznie przemarzłam i miałam ochotę skryć się w ciepłym miejscu. Za to pani Irena nawet przez chwilę nie zająknęła się, że jej zimno, mimo tego że przecież stała na dworze już od kilku godzin. – Jeszcze postoję. Mam kożuch, ciepłe buty. Nie jest źle, słońce wychodzi, zaraz zrobi się cieplej – powiedziała mi na odchodne kobieta, serdecznie się uśmiechając.