Sylwia ma dość życia w Warszawie. "Nie chce mi się wychodzić z domu, do tych ludzi z wykrzywionymi gębami"
Sylwia do niedawna mieszkała w Krakowie. Z powodu pracy została zmuszona do przeprowadzki do stolicy. Dziewczyna twierdzi, że pojawia się u niej chandra, gdy tylko wychodzi na ulice. Wszystko przez mieszkańców Warszawy.
29.01.2020 | aktual.: 30.01.2020 12:27
Dziewczyna pochodzi z Krakowa. Tam się urodziła i wychowała. Przywykła już do masy turystów i wiecznych kolejek na starym mieście. Pomimo tłumów kocha to miasto i nie myślała, że kiedyś będzie musiała je opuścić. Niestety, jej firma przeniosła swoją siedzibę do stolicy. Sylwia była zmuszona zostawić swój ukochany Kazimierz i nauczyć się jeździć metrem.
Nie może przekonać się do Warszawy
Dziewczyna mieszka w stolicy od kilku miesięcy. Twierdzi, że bardzo stara się przywyknąć do klimatu panującego w największym mieście w Polsce. Chociaż dokłada wszelkich starań, żeby polubić Warszawę, skutecznie uniemożliwiają jej to mieszkańcy, którzy według Sylwii są do wszystkich wrogo nastawieni i wiecznie się śpieszą. "Nie chce mi się wychodzić z domu, do tych ludzi z wykrzywionymi gębami w sklepach, w autobusach, na ulicy. Mam wrażenie, że oni wszyscy pozabijaliby się nawzajem" – napisała na forum WP Kafeteria.
Internauci byli lekko oburzeni postem dziewczyny. Nie próbowali bronić miasta, jednak starali się jej pokazać, że nie jest obiektywna i nawet nie daje szansy, żeby dobrze poznać nowe miejsce zamieszkania. Znaleźli się też tacy, którzy mówili, że mają podobne odczucia.
"Po pierwsze od razu widać, że ci się zwyczajnie w Warszawie nie podoba i faworyzujesz Kraków. Ja nie zauważyłam tego, żeby w Krakowie ludzie byli milsi z wyglądu. Tak samo wyglądają w obu miejscach. Nie ma sensu z góry źle nastawiać się do ludzi, których się nie zna zupełnie. To do niczego dobrego nie prowadzi" – zauważyła forumowiczka.
"Doskonale rozumiem autorkę – w metrze w Warszawie w godzinach szczytu połowa pasażerów ma niesympatyczne miny, a druga połowa zachowuje się chamsko. Gdy musiałam jeździć do pracy metrem, to często ostentacyjnie podrygiwałam w rytm muzyki w słuchawkach i wiele osób chciało mnie zabić wzrokiem. Jestem bardzo wdzięczna losowi za mieszkanie w centrum, praktycznie nie korzystam z komunikacji miejskiej, chodzę do pracy 30 min na piechotę, a do sklepu jadę autem" – napisała inna internautka.
"Oj, przeprowadziłam się z centrum Warszawy do domu pod Warszawą. Tu jest jeszcze gorzej. Ci z nowych segmentów to hrabiostwo, a baba co zarysowała mi samochód na parkingu, prawie mnie pobiła, że wezwałam policję, zamiast przyjąć jej ofertę 100 złotych do kieszeni i życzyła mi wszystkiego najgorszego na święta" – wspominała kolejna obserwatorka wątku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl