Ta miłość nie miała prawa im się zdarzyć
Ta miłość nie miała prawa im się zdarzyć: dzieli ich język, kolor skóry, charakter. - To nie była miłość od pierwszego wejrzenia - przyznają Magda i Julius Maduaka, polsko-nigeryjskie małżeństwo, które tworzy muzyczny duet M’Ndavi.
13.06.2016 10:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aneta Wawrzyńczak: Jak się poznaliście? Wiem tylko tyle, że w Warszawie…
Magda Maduaka: To był 2007 rok.
Julis Maduaka: Trudno to opisać słowami. Mieszkałem w Polsce od roku, prowadziłem restaurację afrykańską. Któregoś razu wyszedłem na spacer w środku nocy, potrzebowałem z kimś porozmawiać, z kimkolwiek. Padło na Magdę.
Zupełnie przypadkowo? Zaczepiłeś pierwszą lepszą osobę?
Julius: Tak, dokładnie. Miałem różne myśli w głowie, którymi po prostu musiałem się z kimś podzielić.
Tak dla pewności: byłeś trzeźwy?
Julius: Oczywiście. Zaczęliśmy rozmawiać na ulicy, później poszliśmy do restauracji, spędziliśmy tam półtorej godziny, rozmawialiśmy o wszystkim, dużo o tym, co robimy w życiu, ale też na przykład o wierze, chrześcijaństwie.
Magda: To była bardzo głęboka, duchowa rozmowa.
Julius: Aż oboje stwierdziliśmy, że już czas na nas. I cześć.
Nie wymieniliście się numerami telefonów?
Julius: Nie, po prostu się pożegnaliśmy, zero kontaktu.
Magda: I tak bym mu nie dała numeru (śmiech).
Julius: Mieszkałem wtedy przy Ostrobramskiej. Dwa dni później wyszedłem z domu około godziny 9, w pracy powinienem był być około 12, więc poszedłem na spacer. I w drodze zatrzymałem się, żeby pójść na spacer do Łazienek. Była jesień, było pięknie. Na ławce siedziała dziewczyna, czytała książkę. Chciałem tylko koło niej przemknąć cichutko, nie przeszkadzać jej. Wtedy ta dziewczyna podniosła głowę, spojrzała na mnie i powiedziała: cześć. Nie poznałem jej w pierwszym momencie,
Magda: A ja właśnie pisałam piosenkę o tym, o czym dwa dni wcześniej rozmawialiśmy (śmiech).
Julius: Znów zaczęliśmy rozmawiać. I ta rozmowa doprowadziła nas do punktu, w którym właśnie jesteśmy.
Przeznaczenie?
Magda: Być może. Chociaż my jesteśmy kompletnie różni. A właściwie byliśmy. Fakt, rozmawialiśmy pierwszej nocy tak bardzo duchowo, ale ja byłam artystką, a on biznesmenem, prowadził afrykańską restaurację, ze sztuką nie miał nic wspólnego. Ale kiedy zaczęliśmy się komunikować, nasze światy zaczęły się przenikać, zaczęliśmy budować nasze wspólne życie, staliśmy się wzajemnie za siebie i swoje życia odpowiedzialni, uzupełniamy się. I teraz ja jestem artystką, ale też bizneswoman w pewnym sensie, a Julius jest biznesmenem i artystą jednocześnie.
Julius: Zbudowaliśmy coś całkiem nowego, od podstaw.
Magda: To na pewno nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Zauroczenie może i tak. Ale miłość trzeba było zbudować.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tej pierwszej nocy. Magda, w środku nocy zagaduje cię zupełnie obcy facet na ulicy, obcokrajowiec w dodatku. Chce rozmawiać, zaprasza do restauracji. I ty tak w ciemno poszłaś? Nie bałaś się?
Magda: Raczej byłam znudzona, w stylu: och, nie chce mi się znów z kimś obcym gadać na ulicy.
Julis: To chyba bardziej ja powinienem być przestraszony, bo w końcu Magda była w Warszawie, u siebie.
Magda: Fakt, ja nigdy w życiu, zwłaszcza w Warszawie, nie miałam uczucia lęku przed czymkolwiek.
I przy tym drugim spotkaniu, jak rozumiem, wymieniliście się numerami telefonów?
Julis: Nie. Powiedziałem jej: jeśli chcesz mnie poznać, zapraszam cię do siebie do restauracji. Możesz pojechać i zacząć mnie poznawać, zostać moją przyjaciółką. A jak nie, to trudno, spoko.
Magda: Dokładnie tak było.
Julius: Spojrzała na mnie i powiedziała: zgoda. A później już jakoś tak poszło, stała się moją przyjaciółką, partnerką, która mnie wspiera, uczy. Czasem patrzę na nią jak na swoją siostrę (śmiech). A gdy ludzie pytają mnie nieraz, czy jestem żonaty, odpowiadam: mam kogoś w moim życiu. Bo Magda jest moją żoną, formalnie, ale jest przede wszystkim moją przyjaciółką. I tak wolę ją określać, bo jako żona miałaby jakieś obowiązki względem mnie, tak samo jak ja jako mąż wobec niej. A jak jesteśmy przyjaciółmi, to nie ma żadnego przymusu.
Czyste partnerstwo? Nie ma u was ani krztyny takiego tradycyjnego podziału, że kobieta prowadzi dom, sprząta, gotuje, a mężczyzna zajmuje się zarabianiem pieniędzy?
Magda: I tak gotuję (śmiech).
Ale to ty, Julius, prowadziłeś przecież restaurację!
Julius: Magda gotuje tylko dlatego, że to uwielbia. Gdyby tego nie lubiła, gotowałbym, żaden problem.
Magda: To jest też kwestia bardziej naszych charakterów niż podziału ról społecznych. Ja jestem osobą, która woli być raczej aranżerką, lubię układać i ugładzać, Julius to przywódca, bierze mnie za rękę i prowadzi. Gdy wiemy, kto jest kim, jaką rolę pełni, w życiu jest po prostu łatwiej.
To co gotujecie? Dania polskie? Afrykańskie?
Magda: A to różnie, zależy głównie od tego, ile mamy czasu. Gdy wracamy późno do domu, wpadamy do kuchni na dziko i szybko przygotowujemy dwa różne dania, każde dla siebie. Czasem to ja gotuję dla nas obojga, ja jadam jego potrawy, on jada moje, żaden problem. Ale najczęściej gotujemy razem. Właściwie to wszystko robimy razem, pranie, sprzątanie, jesteśmy trochę jak bliźniaki.
Julius: W moim rodzinnym domu nigdy nie było podziału na czynności, które ma wykonywać kobieta, a których nie może czy nie powinien wykonywać mężczyzna. Rodzice mówili mi: najpierw musisz sam uporządkować swoje życie, dopiero gdy to zrobisz, możesz sobie szukać żony, która pomoże ci ten porządek utrzymać.
Dlatego nigdy nie myślałem o małżeństwie czy związku w kategorii: och, muszę sobie sprowadzić żonę, żeby zmywała po mnie gary, robiła zakupy, gotowała. To szaleństwo.
Czemu wybrałeś akurat Polskę?
Julius: Polska nie była pierwszym krajem, do którego trafiłem. Wcześniej byłem w Szwajcarii, gdzie poznałem Polkę, dużo mi opowiadała o Polsce, zachęcała, żebym tu przyjechał. A kiedy przyjechałem, zorientowałem się, że wszyscy obcokrajowcy pracują na Stadionie Dziesięciolecia. Stwierdziłem, że to nie dla mnie. Zjechałem kawałek Polski i doszedłem do wniosku, że brakuje tu kuchni afrykańskiej z prawdziwego zdarzenia. I osiedliłem się w Warszawie, otworzyłem restaurację.
Magda: To było fantastyczne, bo spotykali się tam bardzo różni ludzie, często rastafarianie i skinheadzi jedli przy jednym stole. I w naszej muzyce właściwie wróciliśmy do tego punktu, takiego eklektyzmu. Łączymy muzykę współczesną, soul, rytmy afrykańskie. Po to, żeby pokazać różne oblicza Afryki. Chociażby Nigerii - to nie tylko narkotyki i Boko Haram (fundamentalistyczna grupa zbrojna terroryzująca kraj - red.).
No cóż, może nie w Polsce, ale czytałam, że na przykład w Stanach Zjednoczonych gros ludzi myśli, że Afryka to jeden kraj…
Magda: Albo Afryka kojarzy się ludziom z żyrafami i lwami, że żyją wszędzie, na całym kontynencie, a to nieprawda. Tak samo, jak że wszędzie jest islam. Albo chrześcijaństwo. Tylko magia jest obecna w całej Afryce. Ale nawet w poszczególnych krajach jest cała masa różnych tradycji regionalnych. I my to chcemy pokazać, ten lokalny folklor, który w ogóle nie jest znany na świecie. Na przykład z Delty Igbo, skąd pochodzi Julius.
Nazwa waszego duetu, M’Ndavi, coś znaczy w języku igbo?
Julius: Nazwy się nie da dosłownie przetłumaczyć, ani wytłumaczyć, takiego słowa nie ma w żadnym języku. M’Ndavi to po prostu rodzaj proroctwa.
Magda: Bo w tej nazwie zawierają się inicjały naszych imion i naszych dzieci, których jeszcze nie mamy, ale będziemy mieć. A przynajmniej kota (śmiech).
Magda, Ty miałaś kiedykolwiek wcześniej do czynienia z afrykańską kulturą?
Magda: Mój tata śmieje się, że sobie wymyśliłam Juliusa.
Marzyłaś, żeby poznać faceta z Afryki?
Magda: Nie, to nie było żadne konkretne marzenie. Po prostu jako nastolatka uwielbiałam Karen Blixen, namiętnie zaczytywałam się w jej "Pożegnaniu z Afryką", swój pokój udekorowałam w afrykańskim stylu. Później mi to przeszło, dopóki nie poznałam Juliusa. Pozostało mi natomiast to, że byłam trochę bardziej otwarta na inne kultury. Kiedy natomiast w 2013 roku pojechałam pierwszy raz do Nigerii, po prostu zakochałam się w tym kraju i ludziach. Przez tą miłość do Nigerii powstało wiele piosenek na naszej EPce "Holy Love". Natomiast następna płyta będzie wykorzystywać tamtejsze instrumenty w jeszcze większym stopniu niż na ostatnim albumie i jeszcze bardziej mieszać soul z muzyką afrykańską.
A z Tobą Julius jak było?
Julius: Zanim poznałem Magdę, gdy ktoś mnie pytał, jaka będzie moja żona, opisywałem, jak ją widzę w swojej wyobraźni, a ludzie pukali się w głowy, że nigdy takiej nie znajdę. Ale znalazłem, choć jak zobaczyłem Magdę pierwszy raz, to się nie zorientowałem, że to ona.
A teraz z każdym dniem widzę coraz bardziej, że ona idealnie pasuje do obrazu kobiety, który widziałem dawno temu w moim sercu. I wciąż to odkrywam coraz bardziej.
Zobacz także: Tego się nie spodziewała. Karolina Porcari o powrocie do Polski