"To nie jest skandal obyczajowy". Czego nie chcemy dostrzec w sprawie molestowania w PZKol
27.11.2017 13:44, aktual.: 27.11.2017 15:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Bardzo boli mnie, że w tej sprawie nie ma żadnych kobiet. To są mężczyźni kontra mężczyźni. Jedni o tym mówią, inni to robili, a jeszcze inni będą tę sprawę załatwiać – komentuje Marta Lempart. – W Polsce przemoc seksualna jest traktowana jak część kultury – dodaje Agnieszka Grzybek z Fundacji Ster. Feministki i działaczki społeczne nie kryją oburzenia - w sprawie molestowania w Polskim Związku Kolarstwa wszystko jest nie tak, jak powinno.
Skandal z przemocą seksualną, jaka miała być stosowana w Polskim Związku Kolarstwa, ujawnił w rozmowie z WP SportowymiFaktami były członek zarządu PZKol Piotr Kosmala. Zdaniem Kosmali, który zrezygnował ze stanowiska na początku listopada, audyt ujawnił przypadki wykorzystywania seksualnego podopiecznych związku. Wśród ofiar mają być również nieletnie.
Wiadomość wywołała dyskusję, jednak nie do końca taką, jaka powinna mieć miejsce po odkryciu tak skandalicznego procederu. W rozmowie ze Sportowymi Faktami WP sekretarz Polskiego Związku Kolarstwa, Tadeusz Jasionka nazwał sytuacje, jakie miały miejsce w związku "pikanterią", sprowadzając dyskusję do kwestii relacji damsko-męskich.
– Bardzo boli mnie, że w tej sprawie nie ma żadnych kobiet. To są mężczyźni kontra mężczyźni. Jedni o tym mówią, inni to robili, a jeszcze inni będą tę sprawę załatwiać. Gdzie są kobiety i ich relacja? Dlaczego nie mówi się wprost do nich? Dlaczego nikt nie pyta ich, co się stało? Gdzie jest mówienie: wierzę wam? Nie ma tego. To jest sprawa między mężczyznami dzielonymi na dobrych i złych, i bardzo mi się to nie podoba – komentuje Marta Lempart, działaczka społeczna i inicjatorka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.
Lempart zwraca uwagę również na to, w jaki sposób mówimy o procederze, który złamał nie tylko kariery, ale też życie wielu młodych dziewcząt i kobiet. – Stosowany język jest skandaliczny. Mówimy o seksaferze, seksskandalu, o tym, że dochodziło do seksu. A to nieprawda. Dochodziło do molestowania i gwałtów, do zmuszania do poddawania się czynnościom seksualnym. To nie jest seks ani seksafera. I nie jest to również skandal obyczajowy – podkreśla.
Lempart komentuje, że jest zrozpaczona tym, jak daleko nam do standardów teraz z wielkim trudem wdrażanym w Ameryce, która musi poradzić sobie nie tylko ze skandalem związanym z osobą Weinsteina, ale również z molestowaniem, do jakiego dochodziło w tamtejszym związku lekkoatletyki. – Tam pierwszą reakcją jest powiedzenie "wierzę wam", a drugą nazywanie rzeczy po imieniu. Tymczasem my wciąż jesteśmy fatalni, jeśli chodzi o wspieranie ofiar. Jest u nas koszmarny zwyczaj bronienia osób, które dopuszczają się molestowania i winienia ofiar – podkreśla Lempart.
Efekt Lucyfera? Krzywdzili ci, którzy mieli władzę
Młode kobiety i dziewczęta miały być zastraszane i zmuszane do seksu i innych czynności seksualnych. Proceder miał trwać od lat, a w przypadku, gdy się sprzeciwiały, miały zostać odsuwane od imprez i zawodów sportowych. Nie pierwszy raz słyszymy o wykorzystywaniu władzy przed przełożonych, również w środowisku sportowym.
– Do tego typu nadużyć dochodzi w środowiskach, gdzie istnieje bardzo silna relacja zależności podwładnego od przełożonego. Szczególnie, jeśli to od osób funkcyjnych zależy, czy ktoś odniesie osobisty sukces. Takie okoliczności faktycznie często występują w sporcie, gdzie ktoś może zostać powołany na jakieś zawody, bądź też nie, ale też na przykład w świecie showbiznesu. Przypomnijmy, że akcja #metoo rozpoczęła się od afery seksualnej w Hollywood, gdzie od producenta i jego współpracowników zależało, czy aktorka dostała rolę, czy była spalona w środowisku – dodaje Agnieszka Grzybek z Fundacji na Rzecz Równości i Emancypacji Ster. Działaczka społeczna i feministka przypomina też więcej podobnych przypadków. Choćby ujawniony kilka lat temu w poznańskim chórze chłopięcym, gdzie do molestowania dochodziło latami, przy wiedzy władz chóru, nauczycieli, a często również rodziców ofiar.
– Takie sytuacje będą powtarzać się tak długo, jak długo będziemy mieli do czynienia z kulturą gwałtu w Polsce – mówi. – Zauważmy, że w wielu środowiskach jest nacisk na to, by molestowanie traktować jak coś normalnego. Ofiary często są dyscyplinowane przez kolegów i szefów. Słyszą: "nie no, stara, nie bądź taka sztywna, nie psuj atmosfery, to był tylko żart". W efekcie to ofiara czuje się winna, stara się być niewidoczna, "nie prowokować" – tłumaczy Agnieszka Grzybek.
Dlatego tak ważne są akcje typu #metoo, dzięki którym ofiary dowiadują się, że to, co je spotkało, nie jest normalne i jednocześnie, że nie są z tym same. – Przez lata było milczenie, strach, poczucie wstydu i stygmatyzacji. Teraz zaczynamy o tym mówić głośno. Badanie przeprowadzone przez naszą Fundację Ster na temat przemocy seksualnej w Polsce pokazuje, że o swoich doświadczeniach wiązanych z przemocą seksualnym kobiety nie mówią. Nie zgłaszają tego na policję czy do prokuratury, ale też nie mówią o tym swoim bliskim. Ponad połowa kobiet, z którymi rozmawiałyśmy, nie powiedziała o tym rodzinie czy przyjaciółce. To ogromna trauma i poczucie wstydu. Kiedy zaczynamy o tym mówić, okazuje się, że zjawisko jest powszechne i to na poziomie społeczeństwa i kultury powinna nastąpić zmiana – podkreśla Grzybek.
Molestowanie. Co dalej?
Obie działaczki nie mają wątpliwości, że sprawa molestowania w PZKol to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Odpowiednie audyty powinny być przeprowadzone również w innych organizacjach sportowych, ale również placówkach wychowawczych, internatach czy ośrodkach, w których przebywa młodzież. – Możemy udawać, że nie wiemy, co się dzieje i udawać, że to są jednostkowe przypadki. Ale wiemy, że nie są – mówi Lempart.
Zobacz także
Na razie nie ma szczegółów na temat tego, do jakich konkretnie sytuacji dochodziło w PZKol. Piotr Kosmala poinformował jednak, że prawnikom zostały przedstawione dowody na łamanie prawa. – Z tych relacji jasno wynika, że dochodziło do czynności seksualnych z podopiecznymi, w tym z nieletnimi. (…) To dopiero wierzchołek góry lodowej. W informacjach, które osoby pokrzywdzone zdecydowały się przekazać, znalazły się również takie, które dotyczą gwałtu. Były również wątki dotyczące podawania bez wiedzy poszkodowanej w połączeniu z alkoholem środka farmaceutycznego, prawdopodobnie o nazwie Stilnox – mówił w rozmowie z WP.
Po ujawnieniu tej sprawy minister MSiT Witold Bańka nalegał, by zarząd Polskiego Związku Kolarskiego podał się do dymisji. PZKol wydał jednak oświadczenie, w którym zapewnia, że nie złamał prawa i w związku z czym członkowie zarządu pozostaną na stanowiskach.