Usłyszała, że jest "górą tłuszczu" i coś w niej pękło. Modelka jest przykładem dla tysięcy kobiet
Julianna Mazzei ma krągłe kształty, ponad 100 tys. fanów na Instagramie i bardzo wiele miłości dla samej siebie. Nie zawsze tak było. Modelka plus size i aktywistka przez całe swoje życie słyszała wyzwiska z uwagi na swój wygląd.
13.01.2018 | aktual.: 13.01.2018 13:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziś Mazzei czuje się pewnie w swoim ciele i na kolejnych zdjęciach z chęcią prezentuje swoje krągłości. Minęło jednak sporo czasu, zanim nauczyła się akceptować siebie taką, jaka jest.
– Nim skończyłam 23 lata, nienawidziłam samej siebie – zdradza w rozmowie z "Independent". – Potem znalazłam w internecie inspirację, by zacząć poszukiwać tego, kim naprawdę jestem i czego naprawdę pragnę. Odkryłam, że muszę zacząć akceptować siebie – wspomina.
Kobieta była okrutnie dręczona przez całe swoje życie. Osoby znajome i obce nieustannie wytykały jej wygląd i wagę. Gwiazda Instagrama przyznaje, że słyszała już wszystkie obraźliwe epitety pod swoim adresem, łącznie z nazwaniem jej "górą tłuszczu". Co więcej, jej własny chłopak rzucił ją, ponieważ jego zdaniem wyglądała "niezdrowo".
Mimo tych wszystkich trudności, a może na przekór nim, Julianna nauczyła się akceptować swój rozmiar 26 (polskie 54) i przekonywać inne kobiety, by nie dały sobie zniszczyć życia za pomocą okrutnych komentarzy ze strony innych. Co więcej, zaczęła pracować jako modelka, by przypomnieć im, że większe dziewczyny również mogą czuć się piękne.
Mimo że ma wielu fanów, Julianna wciąż otrzymuje mnóstwo krytycznych komentarzy na Instagramie – głównie zarzucających jej, że promuje niezdrową sylwetkę. W odpowiedzi modelka przekonuje, że jej tryb życia wcale nie jest niezdrowy. – Żaden lekarz nie powiedział mi nigdy, że muszę zmienić swoją dietę albo schudnąć. Niektórzy mówili mi, że mam nadwagę, jednak nigdy nie słyszałam, że powinnam zrzucić parę kilo, ponieważ moje zdrowie jest zagrożone – mówi. Dodaje też, że od lat nie używa wagi. Podoba się wam takie podejście?