W szufladzie mają stos spranych "markowych" majtek, ale bielizny na bazarze nie kupią za nic
Widzisz przecenę w ulubionym sklepie z bielizną i zacierasz ręce. No a potem wracasz do domu, zerkasz na rachunek i zdajesz sobie sprawę, że nawet jeśli 40 zł to połowa ceny, żadną miarą nie można nazwać tego interesem życia. A może by tak zacząć kupować majtki z bazaru?
02.08.2018 | aktual.: 02.08.2018 15:19
Z badań przeprowadzonych kilka lat temu przez brytyjską sieć sklepów Debenhams (podobnych badań nie znalazłam w odniesieniu do Polski) wynika, że kobiety mają w szafie średnio około 40 par majtek, z czego 31 to bielizna wybitnie "niewyjściowa".
Ta proporcja nie zaskakuje. Lwia część kobiet ma w końcu majtki zakładane tylko podczas okresu albo kupione w najbliższym centrum handlowym po decyzji, że zostajemy na noc u znajomych.
Legendy krążące na temat straszliwego stanu statystycznych męskich slipów, z powodzeniem można by odnieść i do pań. Różnica jest taka, że kobiety ów opłakany stan dostrzegają i się go wstydzą. Choć zdarza się też, że korzystają z jego dobrodziejstw. Sprana bielizna to stary sprzymierzeniec wstrzemięźliwości seksualnej na pierwszych randkach.
Zanoszone na śmierć
Większość par majtek, których wolałybyśmy nie pokazywać, to jednak wcale nie chińskie majtki z bazaru. Najczęściej to markowa bielizna, która najlepsze lata ma już dawno za sobą. Skręcające się stringi, zdefasonowane staniki i figi z odbarwionymi lamówkami.
"Markowość" bielizny to niezły paradoks. Niby nie ślinisz się do torebek z logo, gardzisz koszulami z haftowanymi znaczkami i kupujesz najtańsze tiszerty w sieciówce. Ale majtek z bazaru nie włożysz. A co dopiero biustonosza.
Z jakiegoś powodu sterty turkusowych stringów po 5 złotych sztuka i alfabetyczne wieże miseczek odstręczają porównywalnie, co bielizna z second handu. W obu miejscach zaopatrują się głównie kobiety zmuszone do tego sytuacją materialną.
Możesz jeździć po tanią benzynę na drugi koniec miasta i kupować waciki kosmetyczne hurtem, ale na majtki 40 złotych wydasz lekką ręką. W końcu dobra bielizna "po prostu tyle kosztuje". Odkąd pamiętasz.
Tymczasem gdyby przeliczyć cenę materiału stringów za kilkadziesiąt złotych na powierzchnię bluzki, mogłoby się okazać, że nie mamy w szafie nic bardziej luksusowego niż ulubione figi. Do tego większość z nas nie ubrałaby się w bluzkę, która miałaby w składzie to, co mają przeciętne koronkowe stringi.
Rozdwojenie jaźni
Część kobiet zakupy w sklepie z bielizną robi dwa razy do roku – podczas wyprzedaży, kiedy ceny są nieco mniej skandaliczne. Na posiadanie wyłącznie "ładnej bielizny" najzwyczajniej w świecie nas nie stać. Żyjemy więc w bieliźniarskim rozdwojeniu jaźni. W niepozornej szufladzie na bieliznę spotykają się pokazowe majty aniołka Victoria's Secret z zapuszczonym biustonoszem w serduszka, kupionym jeszcze na studiach.
Czy mimo wszystko kolekcja bielizny bazarowej, ale za to bez przebarwień i wystających nitek, nie byłaby elegantsza, niż mix markowych niedobitków, których żal wywalać (wszak nie pozbywasz się majtek za 70 złotych lekką ręką)?
Z estetycznego punktu widzenia z pewnością tak. W końcu chińska bielizna to nie tylko fluorescencyjne koronki i wzór w panterkę. Perełki są wszędzie. Tu chodzi o opór innego rodzaju. I przeważnie nie jest on spowodowany wyłącznie nieforemnym biustem, wymagającym wprawnego oka brafitterki.
Styl bielizny często zupełnie nie ma przełożenia na to, jak dana kobieta nosi się na co dzień i kim jest zawodowo i prywatnie. Dziewczyny z sąsiedztwa w brudnych trampkach chodzą w sznurowanych stringach, a harde bizneswoman w pastelowych bardotkach z kokardkami.
Wybór "wyjściowej" bielizny to kwestia wyobrażeń, jakie mamy na temat kobiecości, a nawet seksualności. Alternatywnie: co chciałybyśmy, żeby pomyślał o nas jakiś on (lub ona).
W kwestii wyobrażeń o sobie, które można przełożyć na produkt, najważniejszy jest obraz. Jeśli stanik ma, cytując jedno z haseł reklamowych, "okrywać twoją kobiecość", chcesz to mistyczne "okrycie kobiecości" zobaczyć na przechadzającej się po gaju oliwnym dziewczynie, a nie w prowizorycznej przymierzalni z podłogą z kartonu.
Przeczytaj także:
Zobacz także
Emanująca kobiecość
Nieomal mistyczne podejście do bielizny ma też gros magazynów dla kobiet. Niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która nie przeczytała nigdy, że to piękna bielizna jest podstawą dobrego samopoczucia. Albo, że jest jak "sekret" noszony pod ubraniem, a z tej słodkiej tajemnicy płynie pewność siebie i seksapil.
A pewnie, pewnie. Znów zaspałaś i nie umyłaś włosów (o prasowaniu bluzki nie wspominając), modlisz się tylko, żeby nie spotkać dziś nikogo znajomego, ale przecież wbijasz się w swoje ulubione fuksjowe koronki i EMANUJESZ KOBIECOŚCIĄ.
Pytaniem, na które wypadałoby odpowiedzieć, jeśli chodzi o bieliznę z bazaru, jest - na ile ona rzeczywiście zachowuje kształt i kolor. Cóż, to loteria znacznie większa niż w przypadku sieciówek. Tam wystarczy zrobić dwa razy zakupy i już wiemy, czy majtki z metką X są rzeczywiście warte swojej ceny.
Bawełniany cud
Na rynki i bazary trafiają rzeczy z różnych krajów i fabryk. Niektóre modele zaczną się pruć po trzech praniach, inne będą jak nowe przez kilka lat. Idzie nabrać wprawy. Niewątpliwie znacznie trudniej jest znaleźć biustonosz niż majtki, chociaż dziewczyny obdarzone bardzo obfitymi biustami zgodnie twierdzą, że bazary to jedyne miejsca, gdzie mogą znaleźć coś w swoim rozmiarze, nie wydając kilkuset złotych. Plusem bielizny tego typu jest też to, że majtek za 5 złotych nie żal wyrzucać, choćby i po dwóch miesiącach. Można więc po kosztach uniknąć kumulacji bielizny obleśnej.
Odkryciem, jeśli chodzi o bieliznę z bazarów, są dla wielu kobiet majtki bawełniane, których większość z nas nie widziała na oczy od dzieciństwa. Wygodne, higieniczne, nie do przecenienia podczas upałów. W markowych sklepach ze świecą szukać takich bez domieszek, które mają zapewniać elastyczność.
Być może zamiast głowić się, czy koronka z bazaru koronce z włoskiej sieciówki równa, powinnyśmy kupić sobie wszystkie po siedmiopaku majtek z nadrukowanymi nazwami dni tygodnia. Może w bawełnianej bieliźnie z napisem "Monday" noszonej w środę trudniej emanować wewnętrznym blaskiem kobiecości, ale za to jak łatwo wysiedzieć w autobusie bez klimatyzacji!