Weronika Marczuk o utracie ciąży. Ma apel: trzeba to przeżyć z godnością
Weronika Marczuk przez wiele lat bezskutecznie starała się o dziecko. Zanim doświadczyła upragnionego macierzyństwa, musiała zmierzyć się ze stratą ciąży. Dziś apeluje do innych rodziców, by nie ukrywali tego, co przeżyli.
12.08.2020 10:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
48-latka wyjątkowo otwarcie opowiada o swojej drodze do rodzicielstwa. O tym, że zostanie matką, poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych, wzbudzając niemałą sensację. Jej córeczka Ania przyszła na świat dzięki metodzie in vitro. Marczuk długo przekładała decyzję o założeniu rodziny – wcześniej sparzyła się, będąc żoną Cezarego Pazury.
Jak twierdziła, jemu nie zależało na tym, by kolejny raz zostać ojcem. Gdy poznał Weronikę, samotnie wychowywał córkę Anastazję. Pochodząca z Ukrainy aktorka miała mu w tym pomóc. I jak podkreśla do dziś, uważała latorośl Pazury za swoją.
Weronika Marczuk o stracie dzieci
Kiedy na drodze Marczuk stanął tajemniczy mężczyzna, zdecydowała, że zawalczy o biologiczne dziecko. Kiedy zaszła w ciążę, nie posiadała się z radości. Niestety, doszło do tragedii.
– Urodziłam przedwcześnie, zabrakło tylko trzech, czterech tygodni, by nasze bliźniaki mogły przeżyć – opowiadała "Vivie". – Wszystko było dobrze, cudownie się rozwijały, miały swoje imiona. Nic nie wskazywało na problemy. Nagle jednego dnia wszystko się skończyło – dodała.
Utrata dzieci była dla Weroniki traumatycznym przeżyciem. Dziś doskonale rozumie kobiety, którym przytrafiło się to samo. – Nie można straty ukrywać. (...) Takie rzeczy trzeba przeżyć z godnością – radzi im. – One są trudne, ale nie można się chować. Wykluczenie i ukrywanie czegoś jest najgorszą traumą. Nie ma co się tego wstydzić. Żyjemy już w tych czasach, że jesteśmy w stanie obronić prawo, żeby mieć żałobę – podkreśla.
Sama skorzystała ze wsparcia psychologa. – Rzeczywiście jest tak, że wtedy się nie chce nic i to jest normalne. Nie ma takich "kozaczek" czy "kozaków", którzy by tego nie przeżywali. (…) Wiedziałam, że inaczej nie będę w stanie tego przejść, dlatego w Kijowie miałam taką trenerkę-coach, z którą przeszłam te ciężkie chwile – przyznała otwarcie.