Wpływowy samiec i młode kobiety. Obmierzły obrazek stary jak świat
Robienie z atrakcyjnych kobiet atrybutów władzy jest ohydne. W Polsce mężczyźni na stanowiskach nie mają z tym problemu. Ich mercedes ma być największy, ich podwładna – najładniejsza.
09.01.2019 | aktual.: 09.01.2019 19:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na zdjęciach ilustrujących zamęt wokół wysokości pensji Martyny Wojciechowskiej i Kamili Sukiennik, bliskich współpracownic szefa NBP Adama Glapińskiego, zobaczyliśmy obrazek stary jak świat. Stary i obmierzły.
Starszawy, wysoko postawiony mężczyzna i dwie o wiele młodsze kobiety. We Włoszech powiedzieliby o nich "veline". Mają nie do końca sprecyzowany zakres obowiązków, ale są znacznie młodsze od satyra, który przewodzi orszakowi.
O tym, na czym polega praca i ile wynosi płaca szefowej Departamentu Komunikacji i Promocji banku (Wojciechowska) i szefowej gabinetu Glapińskiego (Sukiennik) obie zainteresowane konsekwentnie milczą. NBP zapewnia natomiast, że podawana w mediach kwota miesięcznego przychodu kobiet (wedle ustaleń "Gazety Wyborczej" około 65 tys. złotych) jest nieprawdziwa.
Dziś głos zabrał wreszcie Adam Glapiński. Zapewnił, że żaden z dyrektorów w NBP nie zarabia takich kwot. Dodał, że jeśli Sejm uchwali jawność zarobków w NBP, to on się do prawa zastosuje. Prezes znalazł też chwilę na rycerską obronę swoich protegowanych:
- Czepiono się dwóch pań dyrektor z nieznanych mi powodów. Z powodu może ich wyglądu czy czegoś innego. To brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich dziećmi, nad ich mężami. Wszyscy w Warszawie są tym zbulwersowani - zapewniał na konferencji.
Z "nieznanych powodów"? Naprawdę? Skoro o zarobkach, dokładnym zakresie obowiązków ani nawet kwalifikacjach obu pań wiadomo niewiele, uwaga skupia się na tym, co widać. Media nie znoszą próżni. Pomijam już argument o macierzyństwie Wojciechowskiej i Sukiennik. Czyżby tajemnicze premie szły właśnie na potomstwo? A może skoro matki, a do tego Polki, zadawać pytań w imię świętości rodziny po prostu nie wypada?
W prominentnym a niewyględnym mężczyźnie otaczającym się znacznie młodszymi kobietami jest coś ohydnego. Nie mam tu na myśli skojarzeń o podtekście seksualnym, które nasuwają takie scenki rodzajowe, ani też oceny wyglądu uczestników. Nie chodzi tu bowiem o konkretne osoby.
Ohydztwem jest robienie z kobiet atrybutów władzy. To prostacki wizerunek sukcesu budowany na zasadzie: mój mercedes jest największy, mój zegarek najdroższy, a nogi mojej podwładnej najzgrabniejsze.
Zdaje się zresztą, że ten wizualny komunikat jest bez problemu, ale i bez poczucia żenady odcyfrowywany przez panów-u-władzy. Nie dalej jak półtora miesiąca temu o Kamili Sukiennik zrobiło się głośno po raz pierwszy i być może to właśnie ten epizod naprowadził dziennikarzy na trop wysokich płac aniołków Glapińskiego. W listopadzie wypłynęły nagrania ze spotkania Leszka Czarneckiego z Markiem Chrzanowskim. Rozmowa stanowiąca dowód nadużyć byłego już przewodniczącego KNF-u z milionerem zawierała jeszcze jeden interesujący wątek.
Chrzanowski i Czarnecki w pewnym momencie zamiast o przejęciach, zaczęli gawędzić o przyjęciach. To z nich szefowa gabinetu prezesa NBP miała znać biznesmena. Czarnecki napomknął, że kiedyś robił dużo imprez z wynajętymi modelkami i hostessami. Sukiennik zaś dorabiała sobie właśnie jako modelka. Chrzanowski zdradził zapewne byłemu już koledze, że reklamowała nawet rajstopy. Dalej rozmowa potoczyła się dwuznacznie:
- Jak się pan domyśla, kobiety, które reklamują rajstopy... - zagaił Czarnecki.
- Muszą być ładne - dopowiedział Chrzanowski.
- Przynajmniej od pasa w dół – skwitował ten pierwszy.
Najwyraźniej Adam Glapiński wie jak dbać o wizerunek, przynajmniej w pewnych kręgach.
W mediach wizerunek trójcy Glapiński-Wojciechowska-Sukiennik budzi emocje nie mniejsze niż same pensje kobiet. Nie mniejsze i nie mniej negatywne. Zdjęcia prezesa NBP z współpracownicami przywodzą na myśl kadry z filmu Paolo Sorrentino "Oni", wyświetlanego właśnie w polskich kinach. Obraz inspirowany postacią byłego premiera Włoch Silvio Berlusconiego pokazuje jego relacje z kobietami, od których wianuszka jest uzależniony wcale nie mniej niż od władzy.
Berlusconi – zarówno ten prawdziwy, jak i filmowy – doskonale zdawał sobie sprawę, że atrakcyjne dziewczyny dobrze wypadają w mediach. W polityce ocieplają wizerunek i sugerują równościową postawę miłościwie mianującego. W showbiznesie i okolicach działają jak botoks. 60-latkowi w towarzystwie 30-latki od razu bliżej do 40-tki.
Jednak te same atrakcyjne kobiety medialny wizerunek mogą też zepsuć. Dzieje się tak, jeśli za długo występują jako niema dekoracja poczynań bohatera pierwszoplanowego. A już zwłaszcza, jeśli za role paprotek zgarniają horrendalne gaże.
Może Kamila Sukiennik i Martyna Wojciechowska są ozdobami, które Glapiński obnosi z braku broszek, a może wręcz przeciwnie – szarymi eminencjami skrywającymi kompetencję za platynowymi grzywkami. Póki panie nie zabiorą głosu, możemy co najwyżej domniemywać.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl