Wynajęła trzy billboardy, by zwrócić uwagę na swojego gwałciciela. Nie, to nie jest historia z filmu
- Prawda musi wyjść na jaw – pisze Kat Sullivan. 37-letnia Amerykanka wynajęła trzy billboardy w miejscach, gdzie bywał jej gwałciciel. Zebrała w sobie odwagę, by opowiedzieć, co zdarzyło się 20 lat temu.
25.03.2018 19:31
W "Trzech billboardach za Ebbing. Missouri" Mildred Hayes próbuje dowiedzieć się, kto zgwałcił jej córkę. Nastolatka została brutalnie zaatakowana przez grupę mężczyzn, gdy wracała nocą do domu. Zgwałcili ją, na koniec podpalili. Lokalna policja nie wpadła na trop sprawcy. Na początku filmu wszyscy mają więc słuszne wrażenie, że policja zapomniała o sprawie. Została bolącą raną, której nikt nie chce dotknąć. Mildred wynajmuje trzy billboardy. Na każdym maluje prowokacyjny przekaz skierowany do szefa policji – Williama Willoughby’ego.
"Raped while dying" ("Zgwałcona, gdy umierała") – hasło oglądają wszyscy mieszkańcy na kilkumetrowej powierzchni. O gwałcie czytają, gdy wracają do domu, gdy jadą na zakupy, gdy wyprowadzają psa na spacer.
Matka dziewczyny walczy o uwagę. To jednak historia, którą napisano w Hollywood. Ta wydarzyła się naprawdę.
Dyrekcja nie zgłosiła sprawy na policję
W lutym tego roku Kat Sullivan była jednym z milionów widzów oscarowej produkcji. I wiedziała, że musi zrobić identycznie. – Bohaterka tego filmu jest idealnym przykładem na to, że czasem trzeba zrobić cokolwiek, żeby nie oszaleć – opowiada w rozmowie z dziennikarką "New York Times".
Kat była molestowana seksualnie i zgwałcona w dzieciństwie. Oprawcą był nauczyciel ze szkoły imienia Emmy Willard w Troy, w stanie Nowy Jork. To było w 1998 roku. Kat miała wtedy 17 lat. W rozmowie przyznaje, że wcześniej spotykała się z nauczycielem. Mężczyzna wykorzystywał jej naiwność. W końcu pewnej nocy związał ją i zgwałcił. Nie ma wątpliwości, że to było przestępstwo.
- Manipulował mną, bym uznała go za przyjaciela. A ja potrzebowałam wtedy kogoś bliskiego. Wtedy dowiedziałam się, że moja mama ma raka. Guz mózgu – opisuje Kat na utworzonej niedawno stronie internetowej. Kobieta idzie dziś na wojnę z przestępcami seksualnymi. I żałuje, że 20 lat temu nie potrafiła zrobić więcej.
- Powiedziałam o gwałcie przedstawicielom szkoły. Zamiast zrobić coś, by ochronić resztę uczniów, kupili mi bilet w jedną stronę do Nowego Orleanu. Byłam zdezorientowana, miałam traumę – wspomina. Dyrekcja nie zgłosiła sprawy na policję, więc nastolatka nie wiedziała, co sama mogłaby zrobić, skoro nauczyciele nie chcą walczyć dla niej. O gwałcie wspominają szkolne dokumenty, do których dotarli po latach dziennikarze. Wynika z nich, że 20 lat temu zwolniono z placówki nauczyciela imieniem Scott Seargent. Powód – wykorzystywanie seksualnie nieletnich. Do więzienia nie trafił, za to szkoła wysłała kilka listów rekomendacyjnych, by mógł uczyć w innym miejscu.
Sprawę zamieciono pod dywan. Kat dopiero w 2016 roku zdecydowała się opowiedzieć o sprawie policji. – Tyle że okazało się, że już jest za późno. Według prawa obowiązującego w stanie Nowy Jork, nie można zrobić nic dla ofiary gwałtu czy pedofilii, która skończyła 23 lata. I tak oprawcy dalej są na wolności. Przez to kulawe prawo mężczyzna, który mnie zgwałcił, trenuje drużynę piłkarską i pracuje w miejskim ośrodku w Massachusetts. Został wyrzucony z pracy wielokrotnie za podobne przypadki. Uczył historii, trenował dziewczynki… - pisze Sullivan.
Trzy billboardy
Kat kilka tygodni temu wytoczyła proces swojej dawnej szkole. Sprawa zakończyła się ugodą i wypłaceniem kobiecie pieniędzy. Za 62 tys. dolarów wynajęła trzy billboardy. Jeden stanął w miasteczku Albany, niedaleko szkoły, do której uczęszczała. Drugi w Fairfield – tam później przeniósł się i nauczał jej gwałciciel. Ostatni, kilkunastometrowy stanął w Springfield – niedaleko dzisiejszego miejsca pobytu mężczyzny.
Billboardy różnią się od siebie. Na jednym Kat pokazuje swoją twarz, a obok umieszczone są hasła: "Mój gwałciciel chroniony jest przez nowojorskie prawo. Ja nie", "I ty też nie, ani twoje dzieci". Następny: na czarnym tle widnieje sylwetka mężczyzny. Napisane jest tylko "Prawda wyjdzie na jaw". Ostatni uderza wprost w prawo stanowe. Jest i zdjęcie Kat z wypisanym na wnętrzu dłoni hasłem "Stop wykorzystywaniu dzieci".
Kat zaczęła prawdziwą krucjatę. Na stronie internetowej sexualpredatorsouthhadley.com publikuje wyblurowane zdjęcie gwałciciela. Odlicza dni, aż billboardy zostaną usunięte. Licznik pokazuje 25 dni. Opublikowała też wzór petycji, którą można wysyłać do polityków, by zmienili w końcu szkodliwe dla ofiar prawo. Kat opisuje tam też krok po kroku, jak udało się jej namierzyć nauczyciela i gdzie pracował przez lata. Pisze, że chce uświadomić szkoły, z kim mają do czynienia.
Amerykanka dołączyła do aktywistów, którzy próbują zwrócić uwagę na konieczność wprowadzenia nowego prawa. Mowa o Child Victims Act, które pozwalałoby ofiarom gwałtów i pedofilii złożyć zawiadomienie o popełnionym przestępstwie nawet wtedy, gdyby mieli już 50 lat, a sprawa wydarzyła się w dzieciństwie. W walkę o nowe prawo włączyli się nie tylko Nowojorczycy – ci według badania Siena College uważają w przeważającej większości (76 proc. badanych), że ofiara molestowania powinna mieć prawo do skarżenia oprawcy i domagania ukarania się go bez względu na wiek. Aktywistów wspierają także gwiazdy.
Co więcej, projekt przygotowany był już 10 lat temu, ale co roku był przegłosowany przez Senat. Teraz aktywiści dostali wiatru w żagle. Robią wszystko, by włączyć projekt do nowego budżetu stanowego, a ten musi być przygotowany do 1 kwietnia.
- Moja historia nie jest jedyną. Jedna na cztery dziewczynki i jeden na sześciu chłopców pada ofiarą molestowania seksualnego, i to tylko w stanie Nowy Jork. 34 proc. zgwałconych ma średnio tylko 9 lat – podkreśla Kat.
Ma nadzieję, że w czasach #metoo jej głos będzie podwójnie słyszalny. – Czas, żeby nowe prawo weszło w życie. Bo oprawcy są dziś wśród nas. To nasi sąsiedzi, nauczyciele, czasem członkowie rodziny. Koniec ze zniszczoną przyszłością. Koniec z poczuciem, że to dziecko jest winne – dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl