Wynajmują pokoje na godziny. Liczy się przede wszystkim dyskrecja
Choć zwykle pokój w hotelu lub mieszkaniu rezerwuje się na co najmniej dobę, w niektórych miejscach istnieje możliwość wynajęcia go na kilka godzin. Chętnych nie brakuje. - Jeśli nie łamią zasad regulaminu, nie wnikam, co tam robią - stwierdza właścicielka apartamentu na godziny. Nieprzyjemne sytuacje jednak się zdarzają.
12.01.2024 | aktual.: 12.01.2024 19:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pokoje lub mieszkania na godziny można wynająć w każdym większym mieście. Tego typu oferty znane są od dawna, jednak szczególnie w czasie kryzysu na rynku mieszkaniowym niektórzy właściciele zdecydowali się dorobić, udostępniając nieruchomości także i w taki sposób.
Chętnych nie brakuje
Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską kobieta, która wynajmuje apartament na godziny w centrum Łodzi, tego typu usługa cieszy się sporym zainteresowaniem. Jej klienci najczęściej rezerwują mieszkanie w godzinach popołudniowych.
- Goście są różni, Polacy i obcokrajowcy, kobiety i mężczyźni. Rezerwacje dokonywane są telefonicznie, a goście najchętniej płacą przelewem, dlatego jeśli nie przekazuję im kluczy na miejscu, a udostępniam kod do skrytki, to nawet się z nimi nie widzę - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Hotelarze załamują ręce. Goście wynoszą co się da
- Nie interesuje mnie powód, dla którego wynajmują apartament na godziny. Jedni w wiadomym celu, inni są w Łodzi przejazdem, chcą się po prostu odświeżyć i odpocząć przed dalszą podróżą. Jeśli nie łamią zasad regulaminu, nie wnikam, co tam robią - stwierdza i dodaje, że jeszcze nie miała przykrych incydentów ani skarg od sąsiadów.
Te jednak się zdarzają. Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Monika, także recepcjonistka w niewielkim krakowskim obiekcie, zdarzyło jej się, że po dwóch godzinach zastała pokój w okropnym stanie.
– Rezerwacji dokonała para w średnim wieku. Pan, który odbierał klucze, był bardzo miły, więc nie wzbudził mojego niepokoju. Nawet się cieszyłam, że wynajął pusty pokój w południe, bo mieli wyjść o 14, więc koleżanka, która sprząta obiekt, jeszcze była w pracy i miała go ogarnąć, żeby można było ponowie wynająć - wspomina.
– Niestety, państwo zrobili tam taki bałagan, jakby spędzili w nim co najmniej tydzień. Nie chcę wiedzieć, co tam robili, ale pościel była potargana, łazienka zalana, a pokój wietrzyłyśmy całą noc - przyznaje. Do osoby, która pokój wynajęła, już się nie dodzwoniła.
Dyskrecja przede wszystkim
Duże sieci hotelowe raczej nie wynajmują w ten sposób pokoi, częściej takie oferty można spotkać w niewielkich obiektach, a ich właściciele decydują się na godzinowy wynajem np. poza wysokim sezonem. Tak było w przypadku jednego z pensjonatów w Krakowie, w którym przez pewien czas pracowała Aleksandra (imię zmienione).
– Pokoje na godziny były dostępne przez cały rok, jednak pierwszeństwo u nas miały dłuższe rezerwacje, dlatego wynajem na dwie lub trzy godziny zdarzał się poza wysokim sezonem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Często w takich przypadkach powód jest jasny, jednak zdarzają się też inne, zdecydowanie bardziej prozaiczne.
– W takich przypadkach dyskrecja była priorytetem i nigdy nikt się nie interesował, po co ktoś przychodzi. Jeśli nic nie było zniszczone czy skradzione, to obsługa nie zwracała na to uwagi. Zresztą, nie zawsze chodzi o romanse czy spotkania intymne. Jeden pan wynajął sobie pokój na cztery godziny i gdy po tym czasie zapukałam do pokoju, bo długo nie wychodził, otworzył mi zaspany, przepraszał i powiedział, że przyszedł się po prostu wyspać, bo w domu ma małe dziecko - komentuje.
Ślady po obrączkach
Intymnych schadzek jest jednak więcej. Jak mówi, zdarzały się o różnych porach dnia, niekoniecznie wieczorami, a np. w godzinach pracy. Przyznaje też, że rezerwacji dokonywali zarówno mężczyźni, jak i kobiety, w różnym wieku.
– Zdarzały się osoby, które chyba pierwszy raz rezerwowały taki pokój i widać było oznaki zestresowania. Jednemu panu, gdy wyciągał portfel z kieszeni, wypadła paczka prezerwatyw. Tak się zaczerwienił i zdenerwował, że zaczął mnie strasznie poganiać, a gdy wychodził z recepcji, to chwilę zaczekał, aż towarzysząca mu osoba przejdzie niezauważona korytarzem. Jakby to było coś wstydliwego, a przecież, jak już mówiłam, obsługi hotelowej nie interesuje, co ktoś robi. Choć fakt, ślady po obrączkach u takich klientów też widziałam na rękach - śmieje się Aleksandra.
– Często tego typu rezerwacje pojawiały się w trybie "last minute". Klienci albo rezerwowali w ostatniej chwili, albo bezpośrednio wynajmowali pokój w recepcji. Niektórzy płacili za całą dobę, a po pewnym czasie oddawali klucz i mówili, że muszą jednak szybciej wyjechać. Zwykle panie sprzątające mrugały wtedy porozumiewawczo okiem, bo już wiedziały, co mogą w takim pokoju znaleźć - wspomina.
– Po kilku miesiącach pracy człowiek jest w stanie rozpoznać roszczeniowych ludzi po samym "dzień dobry", więc tym bardziej zauważa stres towarzyszący niektórym klientom wynajmującym pokoje "na godzinki" - mówi.
Popis i żądanie zwrotu pieniędzy
Bywają klienci, którzy regularnie rezerwują konkretny pokój. Inni korzystają z takiej opcji od czasu do czasu. Jedni są bardziej dyskretni, płacą i poinstruowani, co mają zrobić z kluczem, wychodzą z recepcji, inni - wręcz przeciwnie.
– Pamiętam taką parę, która jasno dawała mi do zrozumienia, po co wynajęli ten pokój. Mężczyzna zaczepiał mnie niesmacznymi żarcikami, żebym dokładnie wiedziała, co będą tam robić. Chyba traktował to jako rodzaj gry wstępnej - wspomina Aleksandra.
– Taki był pewny siebie i dopytywał o łazienkę, żalił się, że nie ma wanny, a zamiast trzech opłaconych godzin, wyszedł po jednej. Miał jeszcze czelność zapytać, czy mogę mu zwrócić pieniądze za te dwie godziny, skoro ich nie wykorzystał. Oczywiście, zwrotu nie dostał - dodaje.
Nieprzyjemne incydenty
Recepcjonistka Monika wspomina też kobietę, która przyszła do krakowskiego hotelu po tym, jak zobaczyła wyciąg z konta męża. – Na początku mówiła, że ktoś zapłacił jej kartą i chciała się dowiedzieć, kto to był. Na szczęście szefowa była akurat w recepcji i powiedziała jej, że takie informacje może podać jedynie policji. Kobieta się zdenerwowała i okazało się, że to jej mąż zapłacił za pokój u nas. Gdy popatrzyłam na rezerwację, dokładnie wiedziałam, o kim mowa, bo to taki dość regularny bywalec i tylko raz nie miał gotówki - mówi Monika.
– Żal mi było tej kobiety, bo niestety wiedziałam, co jej mąż robi, ale nam nie wolno ujawniać takich informacji. Powiedziałam tylko, że zapytam koleżankę, która wtedy była na zmianie, może coś pamięta. Na szczęście więcej już ta kobieta nie przyszła, więc nie wiem, jak się sprawy potoczyły - podsumowuje.
Joanna Bercal-Lorenc, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl