Z głową w chmurach
Najtrudniejsze jest kilka pierwszych sekund. Ponad 3 tys. metrów nad ziemią wiszą przyklejone do siebie. Za moment skoczą w przepaść. Liczy się każdy najmniejszy ruch. Niedługo później zaczyna się ich podniebny taniec synchroniczny. Cztery Polki stwierdziły któregoś dnia, że trzeba otworzyć się na nowe wyzwanie. Dziś tworzą team No Mercy reprezentujący Polskę w akrobacji spadochronowej.
18.06.2017 | aktual.: 26.06.2017 17:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Każda swoją przygodę ze spadochroniarstwem zaczynała w innym czasie, na innym lotnisku. Maja Ważniewicz i Karina Laszuk skaczą najdłużej. Ponad 20 lat. Najkrócej w sporcie jest Kinga Komorowska. Jedne zaczynały skakać jeszcze jako nastolatki, z wysokości 800 m, na okrągłych spadochronach, które otwierały się zaraz za burtą samolotu, pozostałe dziewczyny szkoliły się na 4 tys. metrów.
- W sumie mamy na koncie prawie 8 tys. skoków! - opowiada Kinga. - Jednak pomimo wieloletniego indywidualnego doświadczenia nasze pierwsze skoki czy loty w tunelu aerodynamicznym w niczym nie przypominały zgranej drużyny. Prawie rok zabrało nam nauczenie się podstaw naszej dyscypliny - akrobacji spadochronowej w czteroosobowej drużynie, aby zacząć działać jak jeden organizm, naoliwiona maszyna, w której każdy trybik zależny jest od pozostałych, a nie jak cztery indywidualności - mówi.
Maja: związana jest z lotnictwem od 20 lat. Oddała ponad 1500 skoków ze spadochronem, w tym około 200 jako skysurfing. Ma w CV udział w reklamie TP SA i kilka rekordów Polski. Brązowa medalistka Mistrzostw Polski w zespołowej akrobacji spadochronowej FS4 w 2014, brązowa medalistka Mistrzostw Europy 2015 w kategorii zespołów kobiecych oraz wielokrotna mistrzyni w snowboardowym slalomie gigancie. Hobby? Jazda na nartach, snowboardzie i gra na pianinie.
Kinga: ma ogromną pasję do nauczania. Z zawodu jest nauczycielką angielskiego, z zamiłowania instruktorem spadochronowym. Na swoim koncie ma już ponad 1350 skoków i jest aktywnym członkiem Aeroklubu Poznańskiego i szkoły spadochronowej Skylive. Nie może żyć bez kawy i wina. No i bez skoków oczywiście. Jest wielokrotną rekordzistką Polski w dużych formacjach spadochronowych "Big Way".
Iwona: jest oficerem Wojska Polskiego, w którym to reprezentuje lotnictwo, a dokładniej mówiąc: spadochroniarstwo. Jest też wielokrotną rekordzistką Polski w dużych formacjach spadochronowych "Big Way", uczestniczyła w rekordzie kobiet 34-WAY i rekordzie Polski 100-WAY. W wolnym czasie uprawia badminton, a swoją pozytywną energią dzieli się z podopiecznymi fundacji Dr Clown.
Karina: w skydiving zaangażowana jest już ponad 20 lat, a na swoim koncie ma ponad 1700 skoków. Niezwykle łagodna, równocześnie obdarzona siłą i determinacją. Wielokrotna rekordzistka Polski, brązowa medalistka Mistrzostw Polski w zespołowej akrobacji spadochronowej FS4 2014 oraz brązowa medalistka Mistrzostw Europy 2015 w kategorii zespołów kobiecych. Gdyby nie mogła skakać, zajęłaby się nurkowaniem.
Martyna: swoją przygodę ze sportem spadochronowym rozpoczęła 5 lat temu. Ma na koncie już ponad 900 skoków i ciągle apetyt na więcej. Jest uczestniczką Rekordu Kobiet 34-way i Rekordu Polski 100-way, posiada uprawnienia USPA Coach i USPA AFF Instructor. Jej drugą pasją są motocykle. Martyna jest kamerzystką zespołu.
O czterech takich, co skaczą z nieba
Kinga i Karina, które skakały na tej samej strefie zrzutu, zawsze marzyły o skokach w 4-osobowym zespole. Nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto będzie miał doświadczenie w takim sporcie, zaangażuje się na 100 procent, będzie dążył wytrwale do celu i najważniejsze - będzie miał czas i pieniądze. Dziewczyny szukały więc chętnych do stworzenia teamu. Z Iwoną spotykały się na różnych eventach spadochronowych, więc wiedziały, że jest zainteresowana. Do szczęścia brakowało im jeszcze tylko jednej osoby. Karina przypomniała sobie o Mai, która kiedyś skakała w zespole z mężczyznami, potem odpuściła trochę skoki na rzecz pracy i rodziny. Maja na pierwszą wiadomość o kobiecym teamie, nie pytając co, jak i gdzie, powiedziała: "Wchodzę w to!". Tak powstało No Mercy.
- To niezłe wyzwanie logistyczne dopasować kalendarze dziewczyn, kamerzystki i trenera - opowiada Kinga. - Prawie każda z nas ma rodzinę, jest aktywna zawodowo, ma jakieś osobiste zobowiązania i inne pasje. Dodatkową trudnością jest to, że mieszkamy w różnych miastach. Maja, Karina i Martyna mieszkają w Warszawie, ja i Iwona na treningi dojeżdżamy z Poznania. Trener mieszka w Anglii. Więc nie jest łatwo.
Właściwie żadna z nich, poza Iwoną, która jest oficerem wojskowym i skacze zawodowo w pracy, nie jest związana ze sportem. Maja pracuje w branży lotniczej, Kinga jest lektorem języka angielskiego na Politechnice Poznańskiej, Karina pracuje w firmie zarządzającej nieruchomościami, a Martyna w korporacji informatycznej. Ale spadochroniarstwo to ich największa pasja. Dla No Mercy wspólne spędzanie czasu, treningi, skoki, dziesiątki godzin wylatanych w tunelu, emocje związane z zawodami i rywalizacją, poznawanie wspaniałych ludzi z całego świata to ukoronowanie tej pasji.
- Nie jesteśmy sportowcami zawodowymi, nie utrzymujemy się z uprawiania sportu, ale zdecydowanie podchodzimy do naszego teamu bardzo profesjonalnie. To nie jest tylko hobby, sposób na spędzenie wolnego czasu. No Mercy to poważne zobowiązanie w stosunku do koleżanek i sponsorów. Czas, który poświęcamy na życie zawodowe, rodzinne oraz trening, nie zostawia właściwie marginesu na inne aktywności. Nie mamy więc innych sportów, które uprawiałybyśmy tak regularnie. Spadochroniarstwo wymaga od nas jednak dobrej kondycji, ogólnej tężyzny, więc każda w swoim zakresie pracuje nad sobą: ćwiczymy na siłowni, biegamy. Dla relaksu zimą większość z nas jeździ na nartach, a latem uwielbiamy nurkować - przyznają dziewczyny.
Treningi zabierają cały dzień. - Zazwyczaj spotykamy się ok. 7-8 rano i zaczynamy od rozgrzewki i rozciągania tak, aby przygotować ciało do wielogodzinnego wysiłku. Na godzinę przed pierwszym skokiem, sesją w tunelu aerodynamicznym spotkamy się z trenerem, który omawia z nami ćwiczenia do wykonania. Często spędzamy dużo czasu na wózkach - to deski z kółeczkami, które wyglądają jak wózki używane przez mechaników naprawiających samochody. Ponieważ latamy w pozycji płaskiej, czyli lecimy brzuchem do ziemi, kładąc się na wózki, uzyskujemy perspektywę podobną do tej, jaką mamy w trakcie lotu. Jeżdżąc na wózkach, jesteśmy w stanie przećwiczyć przejścia, które będziemy musiały wykonać w powietrzu, odnaleźć punkty odniesienia, znaleźć rytm skoku. Przygotowanie zabiera nam prawie godzinę - opowiadają.
Poza zasięgiem
Potem trzeba wszystko nagrać. Tak mogą uczyć się na swoich błędach. W tunelu umieszczone są kamery, które nagrywają wszystko, co dzieje się wewnątrz. W trakcie skoków jest z nimi Martyna - to piąty członek teamu, który leci w powietrzu bezpośrednio nad dziewczynami. Kamerzystka ma na kasku zamontowaną kamerę i nagrywa cały skok.
Filmy nagrane w trakcie lotu robią wrażenie. Dopiero wtedy można poczuć, dlaczego się tym zajmują.
Spadochroniarstwo to też sport zdominowany przez mężczyzn. Dyskryminacja? Nic z tego. - W Polsce jest nawet tak, że drużyny akrobacji FS4 tworzą przede wszystkim kobiety - jest to jednak wyjątek w porównaniu z innymi krajami. Nasza ciężka praca i zaangażowanie zostały nagrodzone i w zeszłym roku zdobyłyśmy tunelowe Mistrzostwo Polski, pokonując inne teamy - mówi Kinga.
- Problem polega bardziej na tym, że to nasza dyscyplina sportu jest dyskryminowana, nie my. Konkurujemy z zagranicznymi drużynami, które są w pełni dotowane przez organizacje krajowe, a u nas wsparcie Aeroklubu Polskiego jest znikome. Koszt treningu i uczestnictwa w zawodach na świecie takiej drużyny jak nasza, jest ogromny - liczony w setkach tysięcy rocznie. Gdyby nie wsparcie naszego głównego sponsora, nie mogłybyśmy marzyć o tak intensywnym treningu. Wspiera nas również tunel aerodynamiczny Flyspot z Warszawy, w którym trenujemy regularnie. Ale nawet z ich wsparciem musimy inwestować poważne środki własne oraz cały czas szukać innych sponsorów - dodaje.
Kinga, Iwona, Maja, Karina i Martyna nieustannie wyznaczają sobie nowe wyzwania. Przez nimi kolejne. - Nasz cel to medal na Spadochronowych Mistrzostwach Świata w Australii w 2018 r. Aby dobrze się przygotować do tego ważnego wydarzenia, chcemy wziąć udział w innych zawodach, niższej rangi. Już w sierpniu tego roku wybieramy się na Spadochronowe Mistrzostwa Europy do Niemiec, a w październiku mamy zamiar wystąpić na tunelowych Mistrzostwach Świata w Montrealu. Do tego czasu wszystkie nasze siły skoncentrowane są na intensywnych treningach w tunelu aerodynamicznym i na skokach. Właśnie wróciłyśmy z Hiszpanii z intensywnego,pierwszego w tym roku treningu skocznego.
Partnerem artykułu jest Systane®