Zabarykadowane ulice, spalone samochody. Byłam w Paryżu podczas zamieszek
Po raz kolejny w stolicy Francji na ulice wyszedł protest "żółtych kamizelek". A wraz z nimi pojawiły się strzały i płomienie. Paryż jest już nie tylko stolicą mody, ale i sercem francuskich zamieszek.
01.12.2018 | aktual.: 01.12.2018 14:48
Tydzień temu pojechałam z koleżanką na wakacje do Paryża. Chciałam odpocząć, a uciekałam od zamieszek. Już na początku pojawiły się problemy, bo drogi prowadzące do miasta były barykadowane albo przez policję, albo przez protestujących. Później było tylko gorzej.
Miałyśmy pójść na spacer po słynnych Polach Elizejskich, jednej z piękniejszych paryskich ulic. Zamiast sprzedawców w butikach, czekali na nas policjanci z bronią. Uciekałyśmy po potłuczonym szkle w obawie przed tym, że trafi w nas pocisk lub cegłówka. Gdy dotarłyśmy do stacji metra, była zamknięta. Podobnie jak co najmniej 7 innych przystanków w okolicy. Tam, gdzie można było wsiąść do pociągu, wyłączono bramki i sprawdzanie biletów w obawie przed dewastacją. A autobusy? Jeździły. Tylko przystanków już nie było. Co kilkaset metrów trafiała się co najwyżej pusta rama otoczona potłuczonym szkłem.
Witryny najsłynniejszych marek służą Francuzom za tarcze do rzutów. Rzutów cegłówkami, fragmentami ulicy, kamieniami. Co tylko jest pod ręką. W tej chwili większość sklepów ma popękane szkło na wystawie, czasem tak bardzo, że nie widać już wnętrza. Wokół słychać ludzi skandujących po francusku. Ktoś mi mówi, że próbują sprowokować policjantów. Udaje im się. Podczas gdy ja myślałam, że już nic nam nie grozi, kilka metrów od nas słychać głośny strzał oddany w stronę tłumu. W naszą stronę. Natychmiast się oddalamy, ale protestujący Francuzi kierują się w stronę policji. Widocznie jeden strzał to za mało.
Uciekając z okolicy Pól Elizejskich, musiałyśmy uważać na płomienie. Co kilkanaście metrów widać było palące się samochody, rowery, toalety. Lub zwykłe ogniska, przy których skandują "żółte kamizelki". Znajdują się na rondach centralnego Paryża. Wokół, wśród gruzów, leżały porozrzucane resztki gaśnic, które prawdopodobnie walczyły z poprzednimi pożarami.
Po wydostaniu się z okolic Łuku Triumfalnego, który był sercem zamieszek, musiałyśmy znaleźć jakąkolwiek działającą stację metra. Ulice w centrum zostały zamknięte i otoczone przez policję. Mieszkańcy, żeby dostać się do własnych domów, musieli się legitymować. Wiele miejsc zostało otoczonych kordonem policji, a nas mijały kolejne autobusy z policjantami dojeżdżającymi na miejsce.
Po dostaniu się do jednej z niewielu działających stacji metra udało nam się dojechać do domu. Po drodze musiałyśmy minąć powywracane śmietniki, popisane ściany i dziesiątki bezdomnych osób. Ci ostatni leżeli w co drugich drzwiach, choć temperatura wynosiła poniżej 10 stopni. Jedna z Francuzek ostrzegła nas, żebyśmy nie wracały konkretnymi ulicami, bo tam mogą nam grozić. Mieszkałyśmy w VI. dzielnicy Paryża, zaledwie 20 minut od centrum zamieszek.
Francuzi bardzo szybko radzą sobie ze zniszczeniami. Przystanki są odbudowywane w ciągu kilkunastu godzin, niektóre szyby wymieniane, a graffiti z części sklepów zmywane. Często pracują przez całą noc. Na niewiele im się to jednak zdaje, bo kolejne zamieszki są tuż za rogiem. Tym razem, z użyciem gazu. Dzisiaj po raz kolejny "żółte kamizelki" protestują, a Pola Elizejskie znów są niszczone. Część sklepów nie zdążyła jeszcze wymienić witryn. Zamiast nich zaczęli wstawiać kartony w okna. Mowa tu o sklepach światowych marek takich jak Lacoste czy Nike. Francuzi, którzy w tym uczestniczą, mówią, że to wszystko jest spowodowane polityką prezydenta Macrona. Według nich uderza on w najbiedniejszych, a ci się buntują.
O dziwo, większość paryżan zupełnie nie przejmowała się protestem. Większość z nich w soboty wychodzi ze znajomymi, uczy się, pracuje. Gdy zagaduję ludzi mieszkających w stolicy mody i pytam, co myślą o zamieszkach, odpowiadają mi, że to nie Paryż protestuje. Mówią, że w Paryżu protest się tylko odbywa. Bo tutaj dzieje się wszystko, od pokazów mody po pokazy siły.
Masz historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl