Zapiski sprzątaczki. Pokaż mi swój dom, powiem ci, kim jesteś
Nie ukrywam, lubię sprzątać, choć do perfekcyjnej pani domu mi daleko. Pomysł, by zajrzeć do polskich domów, narodził się przez przypadek. Zamiast wysłuchiwać dramatycznych relacji sprzątaczek, sama zostałam jedną z nich. Laptopa zamieniłam na szczotkę do WC. Długopis zastąpiłam druciakiem.
18.12.2017 | aktual.: 18.12.2017 15:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zużyte prezerwatywy i pleśń w lodówce
Jak grzyby po deszczu wyrastają firmy oferujące sprzątanie biur i mieszkań. Na najpopularniejszych serwisach z ogłoszeniami miesięcznie pojawia się kilka tysięcy anonsów. Na jednym z nich umieściłam własne: "Oferuję sprzątanie mieszkań i domów na terenie Lublina i okolic. Posiadam doświadczenie. Jestem osobą młodą i dyspozycyjną, solidną i dokładną. Wszystkie prace wykonuję gruntownie i rzetelnie. Lubię porządek". Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Umówiłam się z trzema osobami. Miałam pewne obawy. Usłyszałam wiele historii o tym, co sprzątaczka może zastać na miejscu.
– Sprzątanie nie różni się od innych usług typu złota rączka czy taksówkarz i jest narażona na przykrości ze strony klienta – mówi Michał Winiarski z firmy Hojo Clean, która realizowała zlecania m.in. dla producentów filmowych, a także Ambasady Republiki Iraku czy Ambasady Królestwa Arabii Saudyjskiej. – Najczęstszym, nieprzyjemnym zachowaniem ze strony klienta jest traktowanie osoby sprzątającej jako właśności. Klienci rozkazują, zwiększają zakres prac lub każą robić coś, do czego trzeba mieć specjalistyczne kwalifikacje. Nasi koordynatorzy natychmiast reagują na takie sytuacje – dodaje.
Jeszcze gorsze doświadczenia mają kobiety, które sprzątają w domach na własną rękę. Pracodawcy często traktują je z góry, są nieuprzejmi, czują się całkowicie zwolnieni z obowiązku dbania o czystość, bo przecież płacą za to innym. – Często jest tak, że im ktoś bardziej odpicowany i wypachniony, tym większy syf ma domu. Poszłam kiedyś do takiego jednego. Mecenasik. Kabiny prysznicowe ociekały brudem. Fugi były czarne, tak jakby nikt nigdy ich szczotką nie dotknął. Gdzie bym nie zajrzała, wszędzie brud. Szafki w kuchni, aż się lepiły od tłuszczu, o okapie nie wspomnę. Nie byłam w stanie wyciągnąć wkładu, bo się przykleił. W kącie poupychane kartony i pudełka po jedzeniu na wynos, naczynia w zlewie porośnięte kożuchem. Makabra – wspomina Urszula, w mieszkaniach prywatnych sprząta od sześciu lat. Wcześniej pracowała w szkole.
Podobne doświadczenia ma Hanna. Pracowała w gastronomii. Zakład zamknięto. Zatrudniła się w spółdzielni mieszkaniowej, sprzątała na klatkach schodowych. Wytrzymała dwa lata. Ten okres wspomina jako najgorszy w swoim życiu zawodowym. Od kilku lat dba o porządek w prywatnych domach. Nie jest lekko, ale da się zarobić. – Trafiam raczej na miłych pracodawców, ale zdarzyło się w ciągu tego czasu kilka nieprzyjemnych sytuacji. Wtedy po prostu dziękuję za pracę i szukam nowego domu. Raz zatrudniłam się u młodego małżeństwa. On był chyba handlowcem, żona pracowała w salonie fryzjerskim. Miałam u nich sprzątać dwa razy w tygodniu, przez około 2-3 godziny. Kiedy przyszłam pierwszy raz, to lodówka w środku była porośnięta pleśnią. Śmieci wysypywały się z kubła. We wszystkich kątach koty kurzu. Kilka razy zdarzyło się też, że obok kanapy leżały zużyte prezerwatywy. Kiedy zwróciłam im uwagę, że mogliby je wyrzucać do kosza, usłyszałam, że przecież mi za to płacą. Wtedy zrezygnowałam. Na szczęście takie sytuacje to rzadkość – opowiada.
Trzy domy w trzy dni
W ciągu trzech dni odwiedziłam trzy rodziny. Sprzątanie w obcym domu było ciekawym doświadczeniem. Wkroczyłam w sferę prywatności tych ludzi, dotykałam ich osobistych rzeczy, obserwowałam, jak żyją. Pierwsze zlecenie. Stres i niepewność. Nie za bardzo wiedziałam, jak się przygotować, jak się ubrać i czy zabrać ze sobą środki czystości.
Rodzina z dwójką dzieci i pies. 50 metrów kwadratowych do ogarnięcia. Porozrzucane zabawki, sierść i kurz na podłodze, góra prania do złożenia. Klientka z przepraszającym uśmiechem wyjaśniła, że po prostu nie ma czasu na większe porządki przed świętami. Ustaliłyśmy, że podczas pierwszej wizyty poukładam uprane rzeczy w szafie, umyję łazienkę (glazura, terakota, armatura, kabina, lustra) i kuchnię (fronty szafek, blaty, kuchenka, lodówka, zlew), odkurzę i wyszoruję podłogę. W planach było także mycie okien. Nie zdążyłam.
Wszystkie środki czystości, gąbki, ściereczki, mopa, nawet gumowe rękawiczki, dostałam na miejscu. Nie zostałam w mieszkaniu sama, moja "szefowa” od czasu do czasu dyskretnie kontrolowała, co robię. Mąż był w pracy, a dzieci na dodatkowych zajęciach. Pracę trochę utrudniał plączący się pod nogami pies, który okazał się dość towarzyski. Oczywiście w ciągu czterech godzin nie zdążyłam zajrzeć do wszystkich kątów, ale starałam się być dokładna.
Klientka przyznała, że chętnie odpuściłaby sobie wielkie porządki przed świętami, bo przy dwójce małych dzieci jest to syzyfowa praca, ale ma dość uwag teściowej. Nie zatrudnia nikogo do sprzątania na stałe, tylko od czasu do czasu, jak zbierze się większy bałagan. Kobieta, która do tej pory do niej przychodziła, rozchorowała się. Najwięcej czasu zajęło mi wyszorowanie kabiny prysznicowej i fug. Z glazurą w łazience poradziłam sobie, używając mopa. Nie wiem, na ile ten sposób jest profesjonalny. Podpatrzyłam go w jednej z grup na portalu społecznościowym. Pracę wykonałam chyba dobrze, bo pani Agnieszka zaproponowała, żebym przyszła jeszcze raz umyć okna i uprasować dziecięce ubranka. Wykręciłam się nawałem zleceń przed świętami.
Kolejny dzień przyniósł małe zaskoczenie. Trafiłam do mieszkania nauczycielki języka rosyjskiego. MNiałam rozprawić się z biblioteczką. Pani Olga zaznaczyła, że nie wyrzuca książek, jest z nimi związana emocjonalnie. W salonie ma duży regał, który obrósł już kurzem, a ona nie ma siły na sprzątanie. Drugi, mniejszy regał, również wypełniony od góry do dołu książkami, pudełkami z dokumentami i starymi segregatorami, był ukryty za zasłonką. Musiałam je opróżnić, dokładnie wytrzeć, a następnie odkurzyć każdy tom i bibelot i odstawić na miejsce.
Czas operacji: 3 godziny. Wyzwanie. Sama też jestem molem książkowym i raczej przynoszę do domu kolejne tomy, niż się ich pozbywam. W efekcie mam kilka eleganckich stosików z książkami obok łóżka i komody (jeden z nich pełni nawet funkcję nocnej szafki), jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, by przecierać ściereczką każdy tom z osobna. W ciągu trzech godzin udało mi się ogarnąć jedynie duży regał. Najwięcej czasu poświęciłam nie na układanie książek, a segregowanie wszystkich bibelotów, leków, obrazków i innych rzeczy, które stały na półkach. Klienka nadzorowała moją pracę. Traktowała mnie z wyższością. Była nieufna. Kiedy wyszłam, w nosie wciąż kręciło mnie od kurzu, a palce bolały od przewracania kolejnych tomów.
Ostatnie zlecenie – mycie okien. Zanim się zgodziłam, przezornie zapytałam, ile ich jest. W głowie miałam opowieści pań sprzątaczek o przeszklonych nowoczesnych wnętrzach i oknach od podłogi po sufit, które musiały szorować na błysk w ciągu 2 godzin. Miałam trochę więcej szczęścia. Okazało się, że są tylko cztery. No cóż, dałam radę, choć łatwo nie było. Pogoda niestety nie rozpieszczała, a dzień wcześniej mieliśmy firmową integrację. Efekt? Następny dzień musiałam spędzić w łóżku, popijając herbatę z miodem i cytryną. To jednak nic w porównaniu z satysfakcją, kiedy pani Anna powiedziała, że dawno nie miała tak błyszczących szyb (choć jej uwadze nie umknęła mała smuga w kuchni).
Sprzątaczka to nie luksus
Coraz więcej osób decyduje się na to, by powierzyć dbanie o swoje domy profesjonalistom. Nie trzeba być milionerem. Panie do sprzątania zatrudniają nawet ci, którzy zarabiają kilka tysięcy złotych miesięcznie. – Brak czasu i dodatkowe obowiązki powodują, że wolne godziny wolimy spędzić na wypoczynku, a nie na sprzątaniu – wyjaśnia Michał Winiarski z Hojo Clean.
Jeszcze do niedawna w Polsce robiliśmy porządki w weekendy. Z czasem zaczęliśmy zatrudniać na czarno osoby do sprzątania. Dziś coraz częściej korzystamy z usług sprzątaczek, które prowadzą działalność gospodarczą lub profesjonalnych firm. – Zdecydowaliśmy się pomagać ludziom w codziennych obowiązkach. Klienci coraz częściej szukają wykwalifikowanych firm, które mają doświadczenie, wyszkoloną kadrę i, co dziś niektórych jeszcze dziwi, ubezpieczenie OC. Klient zamawiający u nas usługę sczuje się komfortowo i wie, że zostanie ona wykonana o czasie, przez ubezpieczony, odpowiednio przygotowany personel – mówi Michał Winiarski.
W okresie przedświątecznym zapotrzebowanie na sprzątanie rośnie. – Świąteczne porządki nie różnią się od innych. Zdarzają się jednak klienci, którzy zgłaszają się do nas np. dzień przed Wigilią i proszą, by ekipa przyjechała 24 grudnia. Staramy się, aby czas oczekiwania nie przekroczył 24-48 godzin od chwili potwierdzenia przyjęcia zamówienia. Niestety, czasami klienci nie zdają sobie sprawy, ile trwa zarządzanie zamówieniem, tak aby usługa była zgodna ze standardami i zrealizowana przez odpowiedniego wykonawcę – dodaje Winiarski.
Ukrainki biorą najmniej
Doświadczone sprzątaczki zwracają uwagę, że najważniejsze jest ustalenie na początku zakresu obowiązków. Dzięki temu można później uniknąć wielu nieporozumień. Niektóre z nich, kiedy umawiają się z nowym pracodawcą, najpierw idą na "rozmowę kwalifikacyjną". Oglądają mieszkanie czy dom, omawiają warunki pracy. Właściciel powinien zapewnić potrzebne środki czystości lub zostawić pieniądze na zakupy. – Najważniejsze jest poznanie nowego mieszkania i wypracowanie sobie metody. Mam taką zasadę, że jak dom jest piętrowy, to zaczynam od góry np. w łazience i przesuwam się w kierunku schodów. Potem zabieram się za dół. Z góry ustalam też stawkę za wykonaną pracę – mówi Danuta.
No dobrze, a ile to wszystko kosztuje? Jak zauważa Michał Winiarski, nie istnieje jednolita stawka za roboczogodzinę osoby sprzątającej. – Stawka zależy od bardzo wielu czynników, m.in. rodzaju wykonywanej usługi (sprzątanie podstawowe, po budowie, po remoncie, mycie okien, mycie elewacji, pranie tapicerki meblowej i inne), czasu wykonania , lokalizacji obiektu (dostępność komunikacji miejskiej) czy zakresu sprzątania (pranie wykładziny, odkurzanie dywanów, mycie toalety lub piekarnika) – tłumaczy. – Bazowe ceny wahają się w granicach: 25-55 złotych za jedną roboczogodzinę – dodaje ekspert.
Wiele osób, zamiast zlecać sprzątanie profesjonalnej firmie, korzysta z usług pani Krysi lub Danusi, które ogłaszają się w internecie, lokalnej prasie czy zostały polecone przez znajomą. W Polsce godzina sprzątania kosztuje od kilku do kilkudziesięciu złotych. Najbardziej konkurencyjne są Ukrainki, których stawki zaczynają się już od 8 czy 10 złotych za godzinę. – Mycie okien, lodówki, piekarnika, pranie dywanów, tapicerek, mycie kwiatów, prasowanie, zakupy czy przypilnowanie zwierzaka są dodatkowo płatne. Średnio za 7 godzin pracy dostaję około sto złotych. Czy to dużo? Trudno powiedzieć. Praca jest ciężka. Trzeba się nalatać. Dużo schylania, podnoszenia, szorowania, czyszczenia, czasem nawet bez odpoczynku, to niech sobie to pani sama przeliczy – uzupełnia pani Danuta.