Blisko ludzi"Zdradzałem żonę, po jej śmierci przestałem". Panie Zelnik, czy panu nie wstyd?

"Zdradzałem żonę, po jej śmierci przestałem". Panie Zelnik, czy panu nie wstyd?

"Zdradzałem żonę, po jej śmierci przestałem". Panie Zelnik, czy panu nie wstyd?
Źródło zdjęć: © East News
Karolina Błaszkiewicz
22.06.2017 16:56, aktualizacja: 23.06.2017 13:02

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, opanowali kraj nad Wisłą. Na szczytach władzy ze świecą szukać takiego, którego obchodzi ich los. Codziennie przecieram oczy ze zdumienia, gdy panowie "dobrej zmiany" przekraczają kolejną granicę z tych nie do przekroczenia. Ale "zdumienie" to nie najlepsze słowo, by opisać, co czuję, gdy Jerzy Zelnik, gorliwy katolik i twarz polityczno-moralnej rewolucji, deklaruje: Nie raz złamałem przysięgę małżeńską, kiedy żona umarła, przestałem.

- Niegdyś zaniedbywałem żonę. Trafiały mi się momenty pozamałżeńskiego zauroczenia. Kilkakrotnie złamałem przysięgę wierności. Czasem wydawało się, że nasze małżeństwo jest na krawędzi rozpadu – wyznaje katolickiemu tabloidowi "Dobry Tydzień" Jerzy Zelnik. A ja mam ochotę uderzyć głową o ścianę. Wstrzymuję się, bo zaraz ścian mi do tego uderzania nie starczy.

Pan Zelnik, niegdyś wielki amant kina, stwierdza bowiem, że kiedy żony zabrakło, odechciało mu się zdrad. Brawo! Czapki z głów! Mówiąc całkowicie poważnie, jakim cudem ktoś taki może narzucać mi - kobiecie - rodzenie dzieci za wszelką cenę?! W swojej autobiagraficznej książce "Szczerze tylko o sobie" tak tłumaczył chęć zabicia nienarodzonego dziecka. Zaznaczę, że świadomie używam tego słowa "zabójstwo", bo takim operują obrońcy życia, których aktor wspiera. "Byliśmy młodzi, sądziliśmy, że mamy jeszcze czas na powiększenie rodziny. Urszulka musiała myśleć o skończeniu szkoły, ja byłem u progu kariery, a dziecko to przecież obowiązki, rezygnacja z siebie. Dopiero rozpoczynaliśmy życie we dwoje. Ta decyzja na zawsze okaleczyła naszą psychikę, zrujnowała zdrowie Urszulki [żona aktora - red.], nie mieliśmy też pojęcia, jak wielki to grzech. (...) Nie chodzi tu o publiczną spowiedź. Chcę przestrzec. Nie dajcie się omamić, aborcja to nie jest rozwiązanie problemów, tylko ich źródło." - napisał. Ja pytam, kto kogo mami? Pan Zelnik twierdzi, że takim wyznaniem może, uwaga, "pomóc ludzkości". Książkę wydał w czerwcu 2016 r., kiedy był już znany jako żarliwy zwolennik PiS.

Hipokryzja wylewa się panu Zelnikowi z ust. Smutniejsze jest to o tyle, że on wierzy w swoje deklaracje, to żadne zagranie pod publiczkę, a raczej ku uciesze prezesa. Jeśli nie da się być wybitnym aktorem, trzeba szukać innej drogi do sukcesu. Ale niebiesko-czerwone barwy nie zakryją obłudy, win i kłamstw, nie sprawią, że człowiek bez zasad stanie się busolą dla zbłąkanych owieczek. Jerzy Zelnik to autorytet dla ludzi, którzy egzekwują swoje prawa siłą i których pierwszą odpowiedzią zawsze jest atak. Zastanawiam się, jak ktoś taki może patrzeć sobie w oczy bez wstydu i jeszcze się do siebie uśmiechnąć. Nie wiem, nie rozumiem. Nakłanianie narzeczonej do aborcji tuż przed ślubem i chwilę po przyjęciu chrztu byłoby dziś dla pana Zelnika przyczyną do wysłania w ogień piekielny. Aż dziw, że sam wierzy, że z ziemskiego padołu pójdzie prosto do nieba.

Nie mam przeciwko głoszeniu poglądów, żyjemy w wolnym kraju, każdy ma prawo myśleć i mówić, co chce, wierzyć w coś albo nie. Nie odbieram tego prawa Jerzemu Zelnikowi, nie zgadzam się jednak na to, by dawał mi lekcje z moralności. Nie dziwi mnie hipokryzja, codziennie widzę ją w twarzach posłów, którzy zabraniają mi decydować o sobie. Jeśli więc pan Zelnik tak szanuje swoją zmarłą żonę, może uszanuje mnie i inne kobiety, póki tu jesteśmy, i wreszcie zamilknie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (134)
Zobacz także