Blisko ludzi"Żeby czynić dobro, nie trzeba wiele". Stella Zylbersztajn, kobieta niezwykła

"Żeby czynić dobro, nie trzeba wiele". Stella Zylbersztajn, kobieta niezwykła

"Żeby czynić dobro, nie trzeba wiele". Stella Zylbersztajn, kobieta niezwykła
Źródło zdjęć: © Eastnews
09.03.2016 19:08, aktualizacja: 09.03.2016 20:58

Miała piętnaście lat, gdy trafiła do getta dla Żydów w Łosicach. Uciekła w dniu jego likwidacji i przez dwa lata ukrywała się u 25 polskich rodzin. Po wojnie, dzięki jej staraniom, 23 Polaków otrzymało medale Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Kim jest Stella Zylbersztajn, którą nazywają współczesną świętą?

Miała piętnaście lat, gdy trafiła do getta dla Żydów w Łosicach. Uciekła w dniu jego likwidacji i przez dwa lata ukrywała się u 25 polskich rodzin. Po wojnie, dzięki jej staraniom, 23 Polaków otrzymało medale "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Kim jest Stella Zylbersztajn, którą nazywają współczesną świętą?

W 1940 roku Stella wyjechała z Łodzi z matką do Sarnak nad Bugiem. Potem trafiły do Łosic, gdzie wujek był karczmarzem. Gdy dziewczynka miała 15 lat znalazła się w łosickim getcie. Uciekła w dniu jego likwidacji, 22 sierpnia 1942 r.
Obudziłam się o godz. 3 w nocy – wspomina Stella w rozmowie z Markiem Jerzmanem dla Instytutu Pamięci Narodowej (Jerzman jest autorem scenariusza do filmu „Stella” – przyp. red.). - Kilka tysięcy Żydów było strzeżonych przez prawie pięćdziesięciu Niemców. Wiedziałam, że ucieknę. Kiedy kobiety i dzieci wsiadały na wozy, ja popędziłam uliczką do ogrodu Piotrowskich.

Pierwszą noc spędziła w Świniarowie u znajomych gospodarzy – Śmieciuchów. Rano następnego dnia poszła do Wyczółek. Po drodze zaczepił ją Wacław Radzikowski z Szańkowa. Zaproponował schronienie. Potem trafiła do rodziny sołtysa Kalickiego. - Obiad na białym obrusie i łóżko z pościelą, to była rozkosz – opowiada Stella.
Sołtys odnalazł matkę Stelli, która uciekła z kolumny maszerującej do Siedlec i szukała córki w okolicznych wioskach. Za radą mamy utleniła włosy. – Chodziłam po wioskach, szukając pracy – wspomina Stella. Trafiła do domu Izdebskich, którzy okazali się niezwykle serdeczni. Potem była w Szańkowie u Kazimierza Gałeckiego. Jeszcze raz spotkała się z matką, jak się okazało, po raz ostatni. W marcu 1943 r. matkę Stelli wydał syn leśnika w Bolestach. Niemcy rozstrzelali ją na kirkucie.
Stella wędrowała po wioskach. – U jednych byłam noc, u innych mieszkałam kilka tygodni – opowiada we wspomnieniach dla Instytutu Pamięci Narodowej.

Wojnę przetrwała ukrywana przez dwadzieścia kilka polskich rodzin z Łosic i okolicznych wsi. Po wojnie przyjęła chrzest. Zdała maturę i w sierpniu 1948 r. - w szóstą rocznicę likwidacji getta w Łosicach - wstąpiła do klasztoru karmelitanek bosych w Poznaniu. W Karmelu spędziła w sumie 24 lata.

W roku 1969 wyjechała do Izraela, chciała modlić się po hebrajsku. To nie spodobało się francuskim karmelitankom, które usunęły ją z zakonu. Zamieszkała w Hajfie. Rozpoczęła pracę jako pielęgniarka w domu opieki społecznej. Gdy po 1989 r. w Hajfie pojawiło się sporo Polaków, pomogła wielu z nich znaleźć pracę. Podobno w polskiej ambasadzie w Tel Awiwie mówiło się, że u Stelli w Hajfie jest polski konsulat.

Doprowadziła do przyznania medali Yad Vashem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” 23 Polakom, którzy jej pomagali w czasie wojny. Pierwszymi Sprawiedliwymi Stelli zostali – w 1981 r. – Aniela Kalicka i Wacław Radzikowski. Potem byli: Irena i Ezechiel Romaniuk, Halina i Zygmunt Ługowscy, Józefa i Andrzej Zdanowscy oraz syn Stanisław, Rozalia i Franciszek Wielgórscy, Józefa i Jan Ułasiuk, Janina i Stanisław Mróz, Władysława Piotrowska, Helena Kaźmierczak-Gruszka, Lucyna i Marian Piechowiczowie, Józefa i Józef Zbuccy, Anna Radzikowska i jako ostatnia – Wacława Jezierska, która została odznaczona w 1994 r.

Stella pierwszy raz odwiedziła Polskę w 1987 r. Potem zapraszała do Hajfy swoich Sprawiedliwych, ich dzieci i wnuki, pokazując Ziemię Świętą.
W 1992 r. spisała wspomnienia wojenne. Zatytułowała je "A gdyby to było Wasze dziecko?". Opisuje 65 osób, które ją uratowały.

90-letnia dziś Stella żałuje, że nie udało jej się doprowadzić do przyznania medalu Yad Vashem wszystkim jej wybawicielom.
- Żeby czynić dobro, nie trzeba wiele – mówiła we wtorek (8 marca) podczas spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą, przed pokazem filmu o jej życiu. - Zawsze byłam poruszona nieszczęściem ludzi cierpiących biedę i kiedy mogłam, starałam im się pomagać.

Ostatnio Stella Zylbersztajn zaangażowała się w sprawę niesienia pomocy dzieciom w Indiach. - Wystarczy 15 dolarów miesięcznie, by pomóc tam jednemu dziecku. Można tyle dobrego zrobić, odmawiając sobie rzeczy bardzo małych albo wręcz zbędnych, których nie musimy mieć - przekonuje.

Film dokumentalny "Stella" w reżyserii Macieja Pawlickiego będzie można zobaczyć w telewizji publicznej 17 marca, w dniu otwarcia Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej koło Łańcuta. Muzeum powstało we wsi Markowa na Podkarpaciu, gdzie 24 marca 1944 r. niemieccy żandarmi zamordowali ośmioro Żydów z rodzin Szallów i Goldmanów oraz ukrywających ich Józefa Ulmę i będącą w ostatnim miesiącu ciąży jego żonę Wiktorię. Zabili też szóstkę dzieci Ulmów, w tym najstarszą, ośmioletnią córkę, Stasię. Celem muzeum jest upamiętnienie, a także upowszechnienie wiedzy o Polakach, którzy podczas okupacji niemieckiej - mimo grożącej kary śmierci - pomagali ludności żydowskiej skazanej przez III Rzeszę na zagładę.

(gabi)

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (7)
Zobacz także