Blisko ludziZgwałcił ją najbliższy mężczyzna. Po latach mogła zrobić tylko jedno: wybaczyć

Zgwałcił ją najbliższy mężczyzna. Po latach mogła zrobić tylko jedno: wybaczyć

Thordis poznała Toma w jej rodzinnej Islandii. Miała wtedy 16 lat, on był od niej trochę starszy. Byli parą. Młodzieńcza miłość. Pewnej nocy Tom zgwałcił Thordis. Te kilka minut zniszczyło ich życie. Minęło ponad 20 lat. To, co razem dziś robią, wstrząsa i nie pozostaje bez komentarzy.

Zgwałcił ją najbliższy mężczyzna. Po latach mogła zrobić tylko jedno: wybaczyć
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

08.08.2017 | aktual.: 08.08.2017 17:27

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Grudzień 1996 roku. Szkolny bal. Tom przyjechał z Australii do Islandii kilkanaście miesięcy wcześniej na wymianę szkolną. Ten wieczór miał być dla wszystkich wyjątkowy. Thordis też tam była. Kompletnie pijana po kilku szklankach rumu. Zamiast tańczyć tuliła sedes w jednej ze szkolnych toalet. Tom czuł się w obowiązku, żeby sprawdzić, co się z nią dzieje. Kiedy Thordis wymiotowała, trzymał jej włosy.

Była przekonana, że będzie jej księciem z bajki. Ona - półprzytomna i zdana na pomoc innych. On - przystojniak ratujący ją z opresji. Klasyka gatunku.

Thordis była w krytycznym stanie. Ktoś zapytał, czy nie zadzwonić po pogotowie - Tom odmówił. Postanowił, że sam odwiezie ją do rodziców. Po wyjściu z taksówki, przełożył ją sobie przez ramię i zaniósł do domu, do jej pokoju. Rozebrał ją tam. Dobrze pamięta, jak leżała naga pod jego ciałem.

- Nie wiem, ile to trwało - stwierdzi później Tom.

Thordis pamięta doskonale. Dwie godziny. Siedem tysięcy dwieście sekund. Pamięta też, że choć odzyskiwała świadomość, to nie była w stanie się ruszyć. Pamięta, jak włosy Toma opadały jej na twarz, gdy ją gwałcił. Wydawało mu się, że może brać, co chce. Przecież był jej chłopakiem…

- Nawet nie potrafię opisać tego bólu. Myślałam, że moje ciało pęknie od krocza po pierś. Oto, co czułam. Powoli straciłam czucie między nogami, ale twoje cholerne kości biodrowe wrzynały mi się w uda. Masz pojęcie, jak to bolało? Jakby ktoś walił mnie pięścią przez dwie godziny. Czy ty w ogóle o tym wiedziałeś? - wyrzuci później Tomowi, kiedy spotkają się po latach w Kapsztadzie. Po co to spotkanie? Żeby wybaczyć.

Obraz
© Archiwum prywatne

Więzienie

- Trudno jest wracać cały czas do tamtej nocy? - pytam Thordis.

- Nie. Te wspomnienia zawsze ze mną były. Chciałam pamiętać. Kiedy zdecydowaliśmy się to opisać, nie było mi trudno przywołać szczegóły z tamtego wieczoru. Pisanie to z resztą dla mnie sposób na radzenie sobie z emocjami. Tylko w ten sposób mogę je zrozumieć i pogodzić się z nimi. A jeśli pytasz, dlaczego napisaliśmy razem książkę - wiesz, znam siebie. Napisałabym to choćby tylko dla siebie samej - odpowiada.

- Trochę ironia losu, prawda? Po tym, co się stało, cały czas o tym opowiadamy. Od nowa i od nowa. Nigdy bym nie pomyślała, że tak się to potoczy - mówi.

Tamta noc zniszczyła im życie. Dwa dni później, gdy Thordis nie była jeszcze w stanie normalnie chodzić, Tom przyszedł do niej ostatni raz, by zakończyć związek. Jak wspomina dziewczyna, gwałt był jak worek cementu u jej szyi. Odrzucenie, które po nim nastąpiło, strąciło ją w otchłań.

Thordis miała wtedy 16 lat. Nie potrafiła nazwać tego nawet gwałtem. Cierpiała tygodniami, potem miesiącami. W końcu dotarło do niej, że jeśli tak dalej będzie, to podetnie sobie żyły. Jednej nocy, trzymając nóż przy nadgarstku, zadzwoniła na gorącą linię dla samobójców. Powiedzieli jej, że kończą już pracę. - Proszę zadzwonić później - usłyszała. Tak jakby to "później" miało w ogóle nadejść.

Zwierzyła się z tego nauczycielce w szkole. "Rozpaczliwe wołanie o pomoc" - mówi o tym Thordis. Nauczycielka zapakowała ją do samochodu i zawiozła do psychologa. Podczas 50-minutowej sesji Thordis nie potrafiła wycisnąć z siebie słowa. Na końcu psycholog zażądała opłaty za sesję. Dziewczyna przez lata próbowała zrozumieć to, co się stało tamtej nocy, jakoś poukładać sobie życie. Z marnym rezultatem.

Tom nie trafił do więzienia. Nikt nie postawił mu przecież żadnych zarzutów, nie było doniesienia do prokuratury. Wrócił do Australii. Po 9 latach dostał od Thordis list.

List do gwałciciela

Pisała tak: "Być może wybaczenie sobie tego, co mi zrobiłeś, zajmie ci całe życie. To zależy tylko od ciebie. Niech trwa to tyle, ile potrzebujesz. Ja jednak toczę moją własną walkę. I jestem blisko wygranej. Proponuję, żebyśmy za sześć miesięcy od teraz spotkali się osobiście, licząc, że uda nam się zdobyć na przebaczenie, raz na zawsze. Czuję, że to dla mnie jedyny możliwy sposób. Żaden list nie może się równać z rozmową twarzą w twarz. I myślę, że po tym wszystkim, przez co przeszłam, mam prawo w godny i uczciwy sposób zakończyć ten rozdział naszej historii".

- Wiesz Thordis, ktoś powiedziałby, że lepiej już było kupić sobie butelkę wódki i spróbować zapomnieć, a nie pisać listy do gwałciciela - mówię.

- Słyszałam to nie raz. Ja i Tom mogliśmy zostawić to i wiele osób tak robi. Nie chcą stawiać czoła swoim demonom. Wiem, że to by nie wyszło. To nie byłoby zdrowe życie. Tylko podkreślam, moja historia nie jest formułą dla innych. Nigdy nie powiedziałabym, żeby ktoś mnie spróbował naśladować. Ja wybrałam taką drogę, by stawić czoła moim koszmarom - opowiada.

- Pierwszy list był takim symbolicznym przekazaniem odpowiedzialności za to, co się stało, ze mnie na Toma. Chciałam nim pokazać, że to nie była moja wina. Nie myślałam, że mi odpisze i to z kilku powodów. Pierwszy - adres mailowy, który miałam, miał już jakieś 10 lat. No i nie sądziłam, że nawet jeśli przeczyta moją wiadomość, będzie chciał się do tego jakoś odnieść. Niewielu ludzi jest w stanie przyznać się do tego, co zrobili drugiemu człowiekowi.

- Nie odpowiedziałem od razu - mówi mi Tom. Kiedy rozmawiamy, waży każde słowo. Tak, jakby jedno źle użyte sformułowanie skazywało go na dodatkowe potępienie.

- Byłem w szoku, było mi niedobrze. Musiałem wrócić do tamtej nocy, choć zamknąłem to wspomnienie głęboko w pamięci. Tak mi się wydaje, że próbowałem je wymazać. I po 9 latach trzeba było do tego wrócić. Musiałem dowiedzieć się, co tak naprawdę zrobiłem, jakie to miało konsekwencje. Potrzebowałem dużo czasu. Naprawdę dużo czasu. Ale wiedziałem, że zrobiłem coś strasznego. Dlatego odpisałem Thordis.

Obraz
© Archiwum prywatne

Walka na dwa fronty

Ten jeden list rozpoczął kilkuletnią korespondencję pomiędzy Thordis i Tomem. W życiu by się tego nie spodziewali. Założenie było proste. Piszą tylko o gwałcie, o tym, co stało się w 1996 roku. Mieli nie dzielić się szczegółami z prywatnego życia, nie opowiadać o tym, co się u nich dzieje. Ale mimo to towarzyszyli sobie w życiu.

W marcu 2013 roku spotkali się w Kapsztadzie. To był upalny afrykański tydzień, podczas którego wyrzucili sobie wszystko. Wydawało się, że tu historia mogłaby się skończyć. Porozmawiali, wyjaśnili sobie mnóstwo spraw i każdy wrócił do swojego życia. The end. Tylko że ich historia cały czas trwa.

Zdecydowali, że opowiedzą o tym publicznie. W lutym 2017 roku wystąpili razem na konferencji TED. Dwudziestominutowa historia gwałtu i przebaczenia stała się w kilka chwil wiralem w sieci. Wystąpienie "gwałciciela" i jego "ofiary" obejrzały blisko 4 miliony internautów. Była konferencja, były setki innych wywiadów i jest też książka - "Chcę spojrzeć ci w oczy", która w lipcu tego roku trafiła do polskich księgarni.

Nigdy wcześniej nie powstało coś podobnego. Nikt wcześniej nie zdecydował się opowiadać tak otwarcie o tym, że został zgwałcony, a z drugiej strony - że jest gwałcicielem. Thordis podkreśla nie raz w trakcie naszej rozmowy - musiałam o tym opowiedzieć. Bez tego nigdy nie byłoby dla niej normalnego życia. A Tom? - Nie miałem prawa odmówić - przyznaje.

- Przez lata milczałam. To prowadziło tylko i wyłącznie do złych relacji z ludźmi. Kiedy uciekasz przed przeszłością, musisz cały czas być w ruchu. Nie możesz się zatrzymać, nie możesz założyć rodziny i normalnie żyć. Był taki moment w moim życiu, że podobna historia pomogłaby mi zrozumieć, że ten wstyd, który czułam, bo zostałam wykorzystana, nie należał do mnie. Miałam nadzieję, że może komuś pomogę - mówi Thordis.

- Chciałem pokazać innym mężczyznom, że można o tym rozmawiać, szczerze mówić o tym, co zrobili, brać odpowiedzialność za swoje czyny, za gwałt. Zrozumiałem, że nie jestem anomalią, a częścią mniejszości, która wykorzystała seksualnie inną osobę. Miałem nadzieję, że jeśli opowiem swoją część tej historii, to przestanie być to tylko temat kobiet.

Mamo, jestem gwałcicielem

Thordis została rzeczniczką kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej. Zdobyła kilka tytułów, publikuje reportaże, występuje na konferencjach. Tom przez jakiś czas pracował z trudną młodzieżą. "Jakiś", bo po tym, gdy zdecydowali się opublikować książkę, zrezygnował z pracy zawodowej. Nie czuł się godny pomagania innym. Nie mógł spojrzeć w oczy dzieciakom, które przeżyły podobny koszmar co Thordis.
W ośrodku, w którym pracował przed laty, była taka jedna dziewczynka. Kiedyś widział, jak paliła bluzkę na tyłach budynku. Miała ją na sobie, gdy została zgwałcona. Gdy opowiedziała to Tomowi, załamał się.

- Powiedziałem rodzicom o przeszłości dopiero 6 lat temu. To był najczarniejszy okres mojego życia. Nie radziłem sobie. Musiałem im w końcu powiedzieć. Pojechałem do nich i wyrzuciłem to z siebie. Rodzice mają taki niezwykły dar rozumienia swoich dzieci, prawda? Wiedzieli, że jest mi źle ze sobą. Piłem, ukrywałem swoje demony. Nie chciałem mieć przed nimi już żadnych sekretów. Nie przyjęli tego łatwo - opowiada mi.

Braciom powiedział dużo później. Żona o grudniowej nocy 1996 roku dowiedziała się przed publikacją książki. - Powiedziałem jeszcze kilku przyjaciołom. Reszta poznała moją historię z mediów. Wielu było w szoku. Dostałem mnóstwo maili, SMS-ów, których treść można sprowadzić do: "Co to ku… ma znaczyć?". Rozumiem to. Dla części osób nie jestem już Tomem. Jestem potworem - mówi.

- A co z odpowiedzią na pytanie: "dlaczego?". Dlaczego tamtej nocy zgwałciłeś swoją dziewczynę, która ci ufała? - pytam.

- Wiesz, zastanawiałem się nad tym wiele razy. Dorastałem w rodzinie, która dawała same dobre wzorce, ale na zewnątrz, w społeczeństwie panowało przekonanie, że kobiety można traktować jak przedmioty. Seksualizacja mediów, pornografia, to wszystko ma wpływ na młodego człowieka, jakim byłem te kilkanaście dobrych lat temu. Nie mówię, że byłem robotem z wypranym mózgiem. Mówię, że to część mojej interpretacji środowiska, które mnie przecież kształtowało. Druga sprawa to dokonywanie wyborów. Ja dokonałem najgorszego - przyznaje.

- Po tych wszystkich latach to wciąż mój koszmar. Wcześniej nigdy nie zrobiłem nikomu krzywdy. A wtedy uważałem, że skoro jestem jej chłopakiem, to mam prawo do seksu. Moim zadaniem było sprawić, by czuła się bezpieczna, a nie przekładać ponad to swoje pragnienia. "Dlaczego?" nie jest prostym pytaniem.

Obraz
© Archiwum prywatne

Potwory nie wyskakują zza krzaka

O przemocy seksualnej czytamy na prawie każdym rogu. W bardzo dużym uproszczeniu opisywane historie gwałtów wyglądają zawsze podobnie. Jest dziewczyna, jakieś okoliczności, mężczyzna. Gwałt. Potem przychodzi trauma. Być może gwałciciel trafi do więzienia. Ona będzie ofiarą, on – potworem.

Historia Thordis i Toma pokazuje, że nie wszystko jest takie czarno-białe, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.

- Mit "potwora" ma się dobrze. Gdy byłam młodsza, słyszałam te wszystkie historie o oprawcach. Byli uzbrojeni, mieli maski, żerowali w nocy, czekali gdzieś w ciemnym rogu uliczki na swoją kolejną ofiarę. Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że w większości przypadków tym oprawcą jest ktoś bliski - przyznaje Thordis.

Jej zdaniem mówienie o gwałcicielach jako potworach rani szczególnie pokrzywdzone kobiety. Bo jeśli uważamy, że krzywdzą tylko potwory, to sprawiamy, że kobiety będą bały się mówić o tym, co przeszły, jeśli oprawcą nie był potwór, a ktoś kochany, szanowany, podziwiany.

- Co to mówi o tobie, jeśli zaufałaś potworowi? Jeśli go poślubiłaś, randkowałaś z nim, kochałaś go? I jest w tym jeszcze jedna rzecz. Kto będzie chciał przyznać się, że kogoś skrzywdził, skoro nie będzie myślał o sobie jako potworze? Mało ludzi jest w stanie powiedzieć to o sobie. Oprawcy to ludzie, nie potwory. A ja nie jestem "tylko" ofiarą. To, co się mi przydarzyło, nie definiuje mnie. Jest coś więcej w moim życiu niż ta jedna noc - mówi.

- Czy ty uważasz, że jesteś potworem? - pytam Toma.

- Sam zadawałem sobie to pytanie. Nie jestem potworem. Upraszczając w ten sposób język, redukujemy problem do kilku nagłówków w gazetach. Nikt w ten sposób nie zatrzyma się chwilę i nie pomyśli: "Ej, czekaj. To jest mój brat, mój sąsiad, ktoś z mojego środowiska". Powinniśmy zacząć rozmawiać o naszych relacjach, o seksie, o tym, czym jest męskość. Udział mężczyzn w tej dyskusji jest kluczowy - odpowiada.

Mężczyźni o tym nie mówią

Historia Thordis i Toma porusza, wstrząsa, nie można przejść obok niej obojętnie. Przez lata przyzwyczailiśmy się, że o gwałcie opowiadają tylko kobiety. Gdzie są mężczyźni w tych historiach? Są tym ostatnim zdaniem w artykule: "Oprawca został skazany na więzienie". Tom jest jedynym mężczyzną, który otwarcie opowiada dziś, co zrobił. Nie szczyci się tym. Wręcz przeciwnie. Do dziś powtarza, że powinien siedzieć za kratami. Za to, że wydał razem z Thordis książkę, nie dostał nigdy grosza. I nigdy go nie dostanie. Thordis nie raz słyszała, że "daje swojemu oprawcy przestrzeń do tłumaczenia się".

- To nie tak - mówi. - Przez lata jeździłam po świecie i opowiadałam o przemocy seksualnej. Interesują się tym tylko kobiety. Chciałam trafić także do mężczyzn takich jak Tom. Nasza współpraca jest bardzo ważna, bo każde trafia do innego odbiorcy. Mężczyźni nie utożsamią się z kobietą, która została zgwałcona, mając 16 lat. Prędzej wysłuchają historii Toma. Stając razem na scenie, opowiadając o gwałcie, podwajamy szansę, że coś zmienimy.

Thordis każdego dnia dostaje wiadomości z całego świata. Są tacy, którzy uważają, że o tym nie powinno się mówić. I tacy, którzy uważają, że mężczyźni nie powinni zabierać głosu w tej dyskusji.

- Pewnego dnia dostałam wiadomość od 16-letniego chłopaka. Mieszka w Indiach. Pisał tak: "Żyję w jednym z najbardziej zaludnionych państw na świecie. Przemoc seksualna jest tu ogromnym problemem. Codziennie słyszymy o gwałcie albo o zbiorowym gwałcie. Kiedyś myślałem, że to wina kobiety. Sama się prosiła. Potem obejrzałem twoje wystąpienie. Odtworzyłem je dwa razy. Popłakałem się. Zrozumiałem, że to ja jestem problemem. Obwiniałem kobiety, kiedy to ja tworzyłem dla nich koszmarny świat". To było tak szczere. Nasza historia zostawiła ślad na tym 16-latku. Pomyślałam wtedy: "pieprzyć hejterów!". Zrozumiałam, że to co robimy jest ważne. I cieszę się, że takich wiadomości było dużo, dużo więcej.

Tom też dostaje wiadomości. Dziś mówi otwarcie: - Jeśli ktoś, kto przeczyta twój artykuł i będzie w podobnej sytuacji co ja, niech do mnie napisze. Będę mógł mu powiedzieć, że przyznanie się do wszystkiego, opowiedzenie o tym, to najlepsza i najwłaściwsza droga.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (374)