Blisko ludziPoruszający list ofiary do gwałciciela

Poruszający list ofiary do gwałciciela

Poruszający list ofiary do gwałciciela
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Karolina Głogowska
08.06.2016 16:57, aktualizacja: 10.06.2016 11:13

"Patrzyłam na swoje ciało i postanowiłam, że już go nie chcę. Bałam się go, nie wiedziałam, co się w nim znalazło, czym zostało skażone, kto je dotykał. Chciałam je zdjąć jak kurtkę i zostawić w szpitalu" - pisze Emily, ofiara gwałtu, której poruszające oświadczenie obiega cały świat. Przedstawiamy jego fragmenty.

W styczniu 2015 roku, 20-letni Brock Allen Turner, student pierwszego roku Uniwersytetu w Stanford i gwiazda drużyny pływackiej, zgwałcił nieprzytomną kobietę. Zrobił to na ulicy, przy śmietniku. W czerwcu 2016 roku został uznany winnym tego czynu i skazany – na sześć miesięcy więzienia z 6 sześciu lat, o które wnioskował prokurator. Sędzia Aaron Persky doszedł jednak do wniosku, że wyższa kara wywrze negatywny wpływ na życie chłopaka. Wyrok z ulgą przyjęła także rodzina oskarżonego. Ojciec Brocka, jeszcze w trakcie trwania długiego i skomplikowanego procesu, napisał w liście otwartym, że „20 minut akcji nie może przesądzać o 20 latach życia”.
Jeśli zastanawiacie się, gdzie w tym wszystkim jest ofiara, jej psychika, odczucia i 20 lat życia, to bardzo dobre pytanie. Emily Doe (imię i nazwisko zmienione), bo tak od kilku dni nazywa ją internet, napisała oświadczenie, które udostępinono i wyświetlono ponad 5 mln razy, a telewizja CNN przeznaczyła 30 minut programu na odczytanie go w całości. Sprawą żyją wszystkie amerykańskie media.
Emily opisuje wieczór, w którym doszło do tragicznego zdarzenia. Na imprezę, która toczyła się w jednym z sąsiednich domów, poszła z młodszą siostrą. Ta stroiła sobie żarty z faktu, że Emily przyszła na imprezę ubrana w sweter, jak bibliotekarka. Tańczyły razem, piły drinki, bawiły się. Następną rzeczą, jaką kobieta pamięta, jest pobudka w szpitalnej sali.
„Miałam wyschniętą krew i bandaże na rękach, łokciach i pośladkach. Pomyślałam, że się przewróciłam, ale wyjaśniono mi, że zostałam napadnięta. Wciąż jeszcze byłam spokojna, miałam wrażenie, że mówią do innej osoby. We włosach miałam tysiące sosnowych igieł, myślałam, że może spadły na mnie z drzewa. Potem dostałam do podpisu papiery, na których widniało: Ofiara gwałtu. Zabrano moje ubrania. Stałam zupełnie naga, gdy pielęgniarki linijką mierzyły różne obrażenia na moim ciele i fotografowały je. Potrzeba było trzech osób i sześciu torebek, aby pozbyć się wszystkich igieł z moich włosów. Pobrano mi mnóstwo próbek z waginy i odbytu, nakłuwano igłami, podawano różne tabletki do połknięcia. Nikon był wycelowany wprost między moje nogi. Pochwa była pokryta zimną, niebieską mazią, która miała uwydatnić skaleczenia.”
Dopiero po kilku godzinach pozwolono Emily wziąć prysznic.
„Patrzyłam na swoje ciało i postanowiłam, że już go nie chcę. Bałam się go, nie wiedziałam, co się w nim znalazło, czym zostało skażone, kto je dotykał. Chciałam je zdjąć jak kurtkę i zostawić w szpitalu.”
O tym, co dokładnie się wydarzyło, Emily przeczytała w gazetach. Jak się później okazało, znaleziono ją nieprzytomną na jednej z ulic miasteczka uniwersyteckiego. Dwóch rowerzystów zauważyło młodego chłopaka, mocującego się między śmietnikami z bezwładnym ciałem kobiety. Na ich widok zaczął uciekać, ale mężczyznom udało się go złapać i wezwać policję. Był nim Brock Turner, gwiazda miejscowej drużyny pływackiej. Emily leżała na ziemi, naga od pasa w dół, z podciągniętym swetrem i wyszarpanym spod niego stanikiem.
„Z telewizji dowiedziałam się, że mój tyłek i wagina były nagie i na widoku, że moje piersi obmacywane, palce wpychane do środka wraz z igłami sosnowymi i odpadami, a goła skóra i głowa ocierały się o chodnik za śmietnikiem, podczas gdy podniecony student pierwszego roku ocierał się o moje nieprzytomne ciało. Ale ja tego nie pamiętam, więc jak mogę udowodnić, że mi się nie podobało?”
Rodzina Brocka zatrudniła drogiego adwokata, prywatną agencję detektywistyczną i ekspertów, by udowodnić jego niewinność. Linia obrony polegała na podważeniu zeznań kobiety, zrobieniu z niej pijanej puszczalskiej, która sama prosiła się o seks. Turner miał być skonfundowanym młodym chłopcem, który pod wpływem hormonów i alkoholu, źle odebrał sygnały. Tylko o jakich sygnałach może być mowa – pyta Emily – skoro jego ofiara była nieprzytomna?
„Jeśli nie masz pewności, czy dziewczyna wyraża zgodę, sprawdź na przyszłość, czy mówi pełnymi zdaniami. Jeśli nie może tego zrobić, po prostu jej nie dotykaj. Jeśli dziewczyna się przewraca, pomóż jej wstać. Jeśli jest zbyt pijana, nie właź na nią, nie ocieraj się, nie zdejmuj majtek i nie wkładaj palców do jej pochwy. Jeśli jej goły tyłek i nogi ocierają się o chodnik, szyszki i igły sosnowe, bo leżysz na niej i ją przygniatasz, zejdź z niej.”
Emily przez wiele miesięcy borykała się z wykluczeniem społecznym, nie potrafiła podzielić swoimi odczuciami z rodziną i bliskimi, przestała wychodzić z domu, odbierać telefony, spać, jeść. Jedyne co potrafiła, to ciągle płakać. Czarę goryczy dopełnił nie tylko bardzo łagodny wyrok (mimo uznania Brocka za winnego aż trzech przestępstw: napaści z intencją gwałtu osoby nietrzeźwej lub nieprzytomnej, seksualnej penetracji nieprzytomnej osoby oraz seksualnej penetracji nietrzeźwej osoby), ale również oświadczenie wydane przez skazanego. Student ograniczył swoją winę do spożycia zbyt dużej ilości alkoholu i zadeklarował udanie się na odwyk. „Moim błędem było uznanie, że mogę robić to, co wszyscy, czyli pić” – napisał.
Te słowa skłoniły Emily do przedstawienia publicznie swojego stanowiska i opowiedzenia swojej historii w liście, którego fragmenty cytujemy.
„Twoją winą nie jest robienie tego, co wszyscy. To nie wszyscy napadli na mnie. Twoim błędem było zrobienie czegoś, czego nikt nie zrobił; ocieranie się o moje nagie, bezbronne ciało ukryte w ciemnym miejscu, gdzie nikt nas nie widział i nie mógł pomóc. Popijanie drinka nie jest przestępstwem, zdejmowanie moich majtek – tak. Napisałeś, że jesteś przykładem tego, jak alkohol potrafi zrujnować życie. Jedno życie, twoje. Zapomniałeś o moim.”
(…)
„Czasem myślę, że gdybym nie poszła na tę imprezę, to wszystko nie miałoby miejsca. Ale potem dociera dobnie, że wydarzyłoby się – tyle, że innej dziewczynie.”
Jak wynika z raportu przygotowanego przez Biały Dom, jedna na pięć Amerykanek została zgwałcona lub była napastowana seksualnie na uczelni. 63 proc. sprawców przyznało, że dopuściło się gwałtu średnio sześć razy. Tylko 12 proc. pokrzywdzonych zgłasza sprawę władzom uczelni. Jeszcze mniej trafia do sądu.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (68)
Zobacz także