Blisko ludziZwiązek w pracy to temat tabu. Oni postanowili spróbować

Związek w pracy to temat tabu. Oni postanowili spróbować

Coraz większe tempo naszego życia ogranicza nam możliwości poznawania ludzi. W pracy spędzamy całe dnie, w domu często tylko śpimy. Nie ma co się dziwić, że i o relacje trudniej. Dlatego coraz częściej poddajemy się pokusie i partnera na życie szukamy właśnie w miejscu zatrudnienia. Bo gdzie mamy szukać?

Związek w pracy to temat tabu. Oni postanowili spróbować
Źródło zdjęć: © Forum
Aleksandra Hangel

Eksperci Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego w ostatniej edycji Bilansu Kapitału Ludzkiego z 2018 roku nie mają wątpliwości. 44 godziny tygodniowo spędzamy w pracy. A w związku z tym często z kolegami i koleżankami z pracy widujemy się więcej niż z przyjaciółmi.

I właśnie to sprawia, że często ludzie, których widujemy podczas swoich "ośmiu godzin", stają się nam bardzo bliscy. Zaczyna się od kilku miłych słów, a kończy na poważnych rozterkach. Gdy pytam o to moich znajomych, jednogłośnie odpowiadają: związki i seks z ludźmi z pracy to zawsze zły pomysł. Niewielu z nich ma jednak doświadczenie w tej materii. Mają je jednak Natalia, Maja i Tomek, moi rozmówcy.

Dopiero, gdy zmieniła pracę

- To był niewinny początek – zaczyna swoją opowieść Natalia, 28-letnia prawniczka, pracująca w warszawskiej kancelarii. Poznali się, gdy Paweł dołączył do ich zespołu. Jak mówi, doświadczony, dobrze ubrany i szarmancki prawnik zrobił na niej wrażenie już pierwszego dnia.

- W ciągu pierwszego tygodnia tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że to idealny facet dla mnie. Pokusa stawała się coraz silniejsza, bo już naprawdę długo byłam singielką. Ja Pawłowi również nie byłam obojętna. W któryś piątek zostaliśmy razem do późna, więc luźno rzuciłam, żebyśmy wyskoczyli na wino. Jak się okazało, sam chciał to zaproponować. Wypiliśmy wtedy dużo, rozmowa kleiła się tak, jakbyśmy znali się wiele lat. Wspólne zainteresowania, poglądy. Tamtego wieczora coś zaiskrzyło – mówi kobieta.

W poniedziałek spotkali się w biurze. Ale wrażenia sprzed weekendu rozpłynęły się, gdy Paweł na jej "dzień dobry", odpowiedział sucho i nawet nie spojrzał w jej kierunku.

- Czułam, że coś jest nie tak. Po kilku godzinach dostałam od niego wiadomość: "Nie mogę oderwać od Ciebie wzroku, myślałem o naszym spotkaniu cały weekend". Chyba jak każdy, kto dostaje taką wiadomość, ucieszyłam się. Po chwili sprowadził mnie na ziemię: "Ale pracujemy w jednej firmie, więc muszę to opanować". Byłam skołowana. Nie rozumiałam, dlaczego to ma znaczenie. Przecież to nic złego, że mamy dobry kontakt - mówi.

Ponieważ Natalia poczuła się odrzucona, przyjęła, że z ich relacji nic nie będzie. Po kilku miesiącach dostała atrakcyjną propozycję pracy, z której skorzystała. Po zmianie kancelarii, dostała od Pawła SMS: "Teraz bez problemu mogę zaprosić cię na kolejną porcję wina". Są razem od 3 lat, spodziewają się dziecka.

"Praca to praca"

"Jesteś młodsza o 15 lat, a poza tym, pracujemy w jednej firmie, nie możemy dłużej tego ciągnąć" – przeczytała 26-letnia Maja w wiadomości od Mateusza, z którym przez 2 miesiące uprawiała sexting. Pracowali w jednej agencji reklamowej, ale każde w innym dziale. Widywali się jedynie w pracy, w której nikt nie wiedział o ich romansie.

– Mateusz ma 41 lat. Wiem, że 15 lat różnicy to wiele, ale to nie wiek zakończył naszą relację, a praca. Nie mieliśmy żadnych zależności. Nawet widywaliśmy się rzadko, bo budynek jest ogromny i pracujemy na innych piętrach. Ale moje argumenty nie miały dla niego żadnego znaczenia. Praca to praca – opowiada Maja.

- Mieliśmy nawet przenieść naszą relację do "świata żywych", w końcu to skonsumować. Obydwoje byliśmy tego spragnieni, w końcu od kilku tygodni wysyłaliśmy sobie gorące zdjęcia i pikantne wiadomości. A gdy mijaliśmy się na korytarzu, kosmos! Kręciło mnie to, że nikt o nas nie wie. To miała być czysta, prosta seks-relacja. Gdy napisał mi, że to koniec, byłam rozczarowana. Po co było to wszystko? - zastanawia się kobieta.

To się może udać

27-letni Tomek jest ze swoją żoną od pięciu lat. Obydwoje są architektami wnętrz. Poznali się, gdy Marta szukała zdolnych ludzi do swojej nowej agencji.

- Przyjechałem na spotkanie w sprawie pracy spóźniony. Gdy zobaczyłem Martę, dosłownie oniemiałem. Miała w sobie coś niezwykłego, jakąś pewność siebie i siłę. Przeprosiłem za spóźnienie, a ona się uśmiechnęła. O tym uśmiechu myślałem później, gdy marzyłem, żeby mnie zatrudniła – opowiada mężczyzna.

Marta zadzwoniła do niego po trzech dniach. Zadziornie poinformowała, że proces rekrutacji przebiegł pozytywnie, i że chciałaby, żeby zaczął po weekendzie.

- Byłem zachwycony! Nie wiedziałem tylko, jak się zachowywać. W końcu była moją szefową. Mimo wszystko stwierdziłem, że zaryzykuję. Marta długo udawała, że nie zauważa moich podchodów. Urządzałem wtedy swoje pierwsze mieszkanie i na parapetówkę zaprosiłem 5 osób, które z nami pracują, w tym ją. Bawiliśmy się świetnie! Kiedy wszyscy poszli, zostaliśmy sami. Rozmawialiśmy wtedy do 5 nad ranem. Okazało się, że jest po trudnym rozwodzie. Na chwilę zapadła cisza, nie wiedziałem, co powiedzieć. Wtedy mnie pocałowała – mówi Tomek.

Młody architekt bał się, jak zareagują ludzie w pracy, co będą mówić. Jak stwierdza, po prostu zaczęli się naturalnie zachowywać. Stopniowali uczucia okazywane sobie w agencji, żeby nikt nie był zaskoczony. Nie ukrywali się.

- Po prostu przeszliśmy z tym do porządku dziennego. Współpracownicy zareagowali pozytywnie. Mówili, że spodziewali się tego, że widzieli, jak na nią patrzę. Znali też jej historię o rozwodzie. A ponieważ traktujemy się wszyscy jak przyjaciele, nikt nie patrzył na to krzywo. Jesteśmy razem już pięć lat i nadal razem pracujemy. Bycie architektem to nie jest łatwy kawałek chleba. Często wyjeżdżamy, pracujemy po godzinach, na projektach zjadamy sobie zęby. Ale łatwiej z tym żyć we dwójkę. To ogranicza możliwości konfliktu, bo jesteśmy w stanie się zrozumieć – kończy Tomek.

"To nic złego"

O to, czy związki w pracy mają prawo się udać, pytam psychologa Adama Lewanowicza. - W mojej opinii nie ma nic złego w tym, że nawiązujemy relacje w pracy. Nasza praca to jakieś 70 proc. naszego życia. Pracujemy średnio do 70. roku życia. Nic dziwnego, że tam poznajemy ludzi i się z nimi wiążemy - mówi.

- Wszyscy zazwyczaj obawiają się konsekwencji, nie samych związków. Zwłaszcza pracodawcy, bo boją się o atmosferę, że jak związek się rozpadnie, to będzie nieprzyjemna. Ale nie oszukujmy się, nie jesteśmy robotami. Wystarczy pomyśleć o wyjazdach firmowych – czasami strach na nie jechać. Siłą rzeczy się do siebie zbliżamy. Czasami bliżej niż powinniśmy - dodaje.

- Należy też pamiętać o tym, że gdy już zaczynamy być w takim związku, to kluczowy będzie work-life balance. Praca to praca, dom to dom. Tulenie się, namiętne całowanie w pracy nie przystoi. Powinniśmy się z tym wstrzymać. I tak wszyscy wiedzą - zaznacza Lewanowicz.

Wiele osób, które rezygnuje ze związku w pracy, robi to właśnie dlatego, że boi się opinii współpracowników i plotek.

- Jak ludzie zaczynają gadać, to trzeba przejść z tym do porządku dziennego. Grać w otwarte karty. Czysta komunikacja. Jak idziemy do lokalu z kolegą z pracy, to widać iskry w oczach, nie musimy się afiszować, a i tak będą wiedzieli wszyscy. Trzeba pamiętać, że jak nie ma tematu tabu, nie ma plotek.

Psycholog zapytany o to, jak zachować się po rozstaniu z osobą z pracy profesjonalnie, odpowiada krótko. - Zachowujmy się z szacunkiem, bez wojen, bez gier. To jest podstawa. Ale nie tylko w rozstaniach w pracy, a w ogóle w rozstaniach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
związek w pracyromans w pracypraca

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (108)