Blisko ludzi"Mamę pogrzebali lekarze, którzy nie zauważyli, że ma połamane żebra"

"Mamę pogrzebali lekarze, którzy nie zauważyli, że ma połamane żebra"

Czy to kardynalne błędy lekarzy przyczyniły się do śmierci 54-letniej kobiety podczas hospitalizacji po wypadku? Stwierdzili u kobiety zapalenie płuc, tymczasem miała ona połamane żebra i po kilku dniach pobytu w szpitalu udusiła się. - Czy gdyby moja mama trafiła na oddział intensywnej opieki medycznej, a nie chirurgiczny, to by żyła? - pyta córka zmarłej kobiety.

01.04.2014 | aktual.: 08.06.2018 14:39

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pani Wanda trafiła do szpitala po upadku z okna pierwszego piętra swojego domu. Po kilku dniach zmarła. Zdaniem prokuratury lekarze nieprawidłowo mieli odczytać wyniki badań. Stwierdzili u kobiety zapalenie płuc, tymczasem miała ona połamane żebra i po kilku dniach pobytu w szpitalu udusiła się. Jeden z biegłych powołany przez sąd stwierdził w opinii, że gdyby pacjentka trafiła na oddział intensywnej opieki medycznej, a nie chirurgiczny, to prawdopodobnie by żyła.

Czy to kardynalne błędy lekarzy przyczyniły się do śmierci kobiety podczas hospitalizacji? Czy tej tragedii można było uniknąć? Czterej lekarzom śledczy z Ostródy przedstawili zarzuty. Wśród oskarżonych jest radiolog, dwóch lekarzy i ordynator. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi im kara do 5 lat więzienia. Proces toczy się przed elbląskim sądem.

Tuż po wypadku kobieta trafiła na oddział chirurgiczny. - Tam początkowo nikt nie chciał się nią zająć. To było tragiczne - wspomina córka zmarłej pacjentki. - Personel potraktował ją jak alkoholiczkę, bo gdy trafiła do szpitala była pod wpływem alkoholu. Owszem, mama w tym dniu wypiła okazjonalnie z rodziną, ale nikt nie wziął tego pod uwagę. Lekarze zrobili z niej pijaczkę, urządzili sobie z mamy przedmiot drwin i kpin zamiast zająć się prawidłowym leczeniem. Gdyby trafiła pod opiekę innych lekarzy, dziś by żyła – płacze kobieta.

Zdaniem rodziny, popełniono kardynalne błędy w leczeniu. - Lekarze nie potrafili nawet prawidłowo odczytać danych z tomografu komputerowego. Twierdzili, że mama ma złamanych kilka żeber. Ostatecznie okazało się, że było ich kilkanaście i należało z nią postępować według specjalnych procedur.

"Pijak to zawsze ma szczęście"

- Mama trafiła na chirurgię. Lekarz nie chciał udzielić informacji przez telefon więc pojechałam do niego na oddział. Było chyba już po 22, być może później. Przedstawiłam się i spytałam czy mam pokazać dowód osobisty, aby miał pewność z kim rozmawia. Nie chciał, stwierdził, że to wystarczy, że rozmawialiśmy telefonicznie. Powiedział mi wtedy coś co mnie zszokowało: "Pijak to zawsze ma szczęście i nic poważnego mamie nie jest" – wspomina córka kobiety. - W kolejnych dniach codziennie jeździłam do szpitala. Mama skarżyła się na złą opiekę, że nie ma dostępu do dzwonka którym może wezwać pomoc, i że ciągle lekarz ją wyzywa od pijaczek - stanowczo podkreśla kobieta.

Miały się zobaczyć rano

23 listopada kobieta rozmawiała wieczorem z mamą przez telefon. Miały się zobaczyć rano następnego dnia. - Byłam pewna, że zobaczę mamę - mówi kobieta. Nim zdążyła wyjść z domu, około 6.50 zadzwonił telefon. - Poinformowano mnie, że mama nie żyje.

- Opowiedziałem wszystko kuzynce. Radziła, abym nie zostawiła tej sprawy. Mówiła, że nie mogę tego zostawić, że skoro doszło do zaniedbań, to odpowiedzialne za to osoby powinny ponieść konsekwencje. Gdy dodała, że życia mamie już nie zwrócę ale mogę ocalić życie innych - byłam pewna, że zrobię to do czego mnie namawiała. Zawiadomiłam prokuraturę.

Popełniono błędy

Śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Ostródzie. Akt oskarżenia trafił do sądu w Elblągu. Opinia biegłych nie pozostawia złudzeń. Popełniono błędy...

"Proces diagnozy oraz leczenia, w zakresie złamań żeber klatki piersiowej pacjentki zastosowany przez lekarzy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu wobec wymienionej, nie był prawidłowy i zgodny z zasadami sztuki lekarskiej. Należy zaznaczyć, że badaniem można było zapewne stwierdzić, że stan rzeczywisty dotyczący liczby złamanych żeber jest inny, niż podawany przez radiologa. Ponadto nie zlecono przeprowadzenia u chorej badania gazometrycznego krwi, które należało wykonać, w kolejnych dniach pobytu pacjentki na oddziale, zwłaszcza, że chora zgłaszała duszność (raporty pielęgniarskie i zeznania odwiedzającej chorą znajomej)." - czytamy w opinii biegłych.

Biegli na podstawie zeznań oraz dokumentacji medycznej dokładnie wskazali fakty, które stały się powodem wydania tak jednoznacznej opinii:

"Już w dniu 21 listopada o godz. 6:23, wykonane u chorej badanie gazometryczne krwi nie było prawidłowe i wskazywało na istotne zaburzenia w oddychaniu. Nie poproszono o konsultację lekarza anestezjologa." Nie rozpoznano postępującej niewydolności oddechowej, która zdaniem biegłych doprowadziła do zgonu chorej. "Brak właściwego rozpoznania - niewydolności oddechowej spowodował, że nie podjęto właściwego leczenia. Chora wymagała umieszczenia na oddziale intensywnej terapii i wszystko wskazuje, że konieczne było podłączenie pacjentki do respiratora. Lekarze prowadzący chorą pomimo błędnego opisu tomografu komputerowego klatki piersiowej w dniu 20 listopada wykonanego przez specjalistę radiologii i diagnostyki obrazowej mieli możliwości i mogli ustalić właściwe rozpoznanie oraz wdrożyć odpowiednie leczenie" - czytamy dalej.

Prokuratorzy przedstawili zarzuty czterem lekarzom Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Zarzuca im się nieumyślne spowodowanie śmierci 54-letniej pacjentki. Wśród oskarżonych jest radiolog, dwóch lekarzy i ordynator. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi im kara do 5 lat więzienia.

- Mama miała 54 lata. Była jedynaczką i straszne było dla mojej babci pochować jej jedyne dziecko. Uważam, że lekarze ją po prostu zabili a ona ratowała ludzkie życie, bo była honorowym krwiodawcą i oddała ponad 18 litrów krwi. Była też już jedyną babcią, która chętnie spędzała czas z wnukami. Rozpieszczała ich. Jeszcze w piątek przed tym zdarzeniem zajmowała się młodszym wnukiem. Kto by przypuszczał, że teraz pozostanie tęsknota, żal i ból... - mówi córka zmarłej.

W ostatnich dwóch latach do dyrekcji szpitali, Ministerstwa Zdrowia, izb lekarskich i prokuratury wpłynęło ponad 20 tys. skarg i spraw z powodu utraty zdrowia lub życia z winy lekarza. Liczba spraw w sądach lekarskich i orzekanych kar zwiększa się o 20-30 proc. rocznie, a liczba skarg na postępowanie lekarzy jest już większa, niż wynosi średnia europejska. W pierwszym półroczu 2013 roku rzecznicy odpowiedzialności zawodowej prowadzili postępowania dotyczące ponad 3 tys. skarg na lekarzy.

Statystyki dotyczące błędów medycznych w Polsce w zasadzie nigdy nie zostały sporządzone. Na podstawie danych pochodzących z innych państw można przypuszczać, że w liczącej ponad 40 mln ludzi Polsce, co roku ok. 30 tys. pacjentów pada ofiarą błędów lekarskich, z czego 15 tys. umiera. Jak to możliwe, że na tle tak ogromnych danych liczbowych, do sądu lekarskiego trafia jedynie ok. 2 tys. pozwów rocznie?

W Łodzi chorej na niezłośliwy nowotwór 36-latce usunięto laparoskopowo kawałek trzustki zamiast guza. Zabieg był rutynowy, przy stole stanął chirurg z 25-letnim stażem, a kobieta zmarła. Po trzech tygodniach konania, w męczarniach. Zrozpaczony mąż, którego pokazały wszystkie telewizje, chce rozliczyć lekarzy z tej tragedii.

Niewiele później we Włocławku zmarły bliźniaki, bo nie zdążono z cesarskim cięciem. Niedoszły ojciec, płaczący i przeglądający zgromadzone ubranka dziecięce, poruszył telewidzów wszystkich stacji. Co kilkanaście dni pojawia się nowa, równie dramatyczna historia...

"Zdarzenia niepożądane", jak nazywają je lekarze, są już piątą przyczyną zgonów i częstszą przyczyną śmierci niż rak piersi, wypadki drogowe i AIDS. Aż 11 proc. pacjentów ma poważne kłopoty zdrowotne z powodu uchybień podczas zabiegów, niewłaściwego dawkowania leków lub fatalnego stanu sprzętu medycznego.

Skandynawskie badania wykazały, że najmniej błędów jest popełnianych w szpitalach, które przyznają się do pomyłek! W Danii, Niemczech, Austrii i Szwajcarii wprowadzono system monitorowania błędów, który dziesięć lat wcześniej zastosowano w lotnictwie, przemyśle kosmicznym, nuklearnym oraz chemicznym. W Wielkiej Brytanii od kilku miesięcy publikuje się nazwiska kardiochirurgów, którzy spowodowali najmniej i najwięcej powikłań.

Polacy mają mniejsze zaufanie do zawodów związanych z ochroną zdrowia, czyli lekarzy, pielęgniarek i farmaceutów, niż wynosi średnia w Europie - wynika z przedstawionego przez wydawnictwo Reader's Digest badania European Trusted Brands. Lekarzom ufa 64 proc. ankietowanych w Polsce, podczas gdy średnia europejska wynosi 81 proc. Jeszcze mniejszym zaufaniem lekarze są obdarzani w Rosji (51 proc.). Poniżej średniej dla wszystkich krajów europejskich jest też Portugalia (74 proc.), Rumunia (76 proc.) i Chorwacja (78 proc.). Z kolei największym zaufaniem lekarzy obdarzają Belgowie, Finowie i Szwedzi (91 proc.) oraz Austriacy (90 proc.), Holendrzy i Szwajcarzy (po 89 proc.). Jeżeli chodzi o zaufanie do pielęgniarek, to ufa im w Polsce 74 proc. badanych, przy średniej dla Europy - 85 proc. Najmniejszym zaufaniem ten zawód cieszy się wśród mieszkańców Rosji (55 proc.), Rumunii (60 proc.) i Portugalii (74 proc.). Najbardziej ufają pielęgniarkom Austriacy i Belgowie (po 95 proc.), Finowie i Szwedzi (po 94 proc.), a
także Holendrzy, Niemcy, Słoweńcy i Szwajcarzy (po 92 proc.).

Ingrid Hintz-Nowosad/(gabi/sr), kobieta.wp.pl

POLECAMY:

Komentarze (15)