Zmuszają dziewczynki do małżeństw!
Jemi ma 13 lat. Za kilka dni ma wyjść za mąż! Zapytana o to, czy oczekuje swojego wesela, spuszcza wzrok i szepcze: „Nie za bardzo”. Bangladesz to kraj, w którym małżeństwa z udziałem dzieci są na porządku dziennym. 20 proc. dziewczynek wychodzących za mąż ma mniej niż 15 lat! A Jemi jest tylko jedną z ofiar tego niezgodnego z prawem procederu.
Jemi jest bardzo nieśmiała. Dziewczynka jest niska, na dłoniach ma tatuaże z gum z wizerunkami motyli. Wydaje się, że jej los jest już przesądzony. „Nie mam żadnych obaw. Oddaję ją synowi mojej siostry” – mówi reporterowi BBC matka dziewczynki.
Pracownicy organizacji pozarządowej próbują zapobiec ślubowi. Tłumaczą matce, że w Bangladeszu minimalny wiek panny młodej to 18 lat, jednak ona nie chce słuchać ich argumentów.
Stwierdza, że rodziny nie stać na to, by Jemi nadal uczęszczała do szkoły. Narzeka, że jeśli dziewczynka nie wyjdzie za mąż, sąsiedzi będą wytykać palcami całą rodzinę. Ta historia ma „happy end”. Gdy wolontariusze ostrzegają, że skierują sprawę do prokuratury, matka odwołuje ślub córki.
Jednak wiele dziewczynek nie ma takiego szczęścia i pomoc nie dociera do nich na czas. Nikt nie wie, ile lat ma Poppy. Najprawdopodobniej 12. Wiadomo, że zmuszono ją do wyjścia za mąż za mężczyznę starszego od niej o 10 lat. Poppy zaszła w ciążę, ale poroniła. „Dzidziuś umarł w moim brzuszku i lekarze musieli go wyciągnąć” – mówi dziewczynka.
W Bangladeszu, podobnie jak w Indiach, Afganistanie i wielu innych krajach dzieciństwo to pojęcie abstrakcyjne. Dzieci pracują od trzeciego roku życia. W najgorszej sytuacji są dziewczynki, które nie mają na nic wpływu. Gdy mają 10-12 lat, rodziny wydają je za mąż za starszych mężczyzn.
Pokrzywdzonym przez los nierzadko pomagają rówieśnicy. 12-letni Oli Ahmed odwiedza slumsy w stolicy Bangladeszu. „Miałem kiedyś koleżankę, która była dla mnie jak młodsza siostra. Niestety zmuszono ją do ślubu” – mówi rozżalony chłopiec. Żeby przeciwdziałać temu zjawisku dołączył do organizacji Plan International. Niczym akwizytor chodzi od drzwi do drzwi i uświadamia rodziny z Dhaki, że robią swoim dzieciom krzywdę. To już coś, ale problem narasta - ostrzegają pracownicy organizacji pozarządowych z Dhaki.
(kg)/(sr)