Blisko ludziAngielski baron w dreadach. Nikt nawet nie pomyślałby, czym zajmuje się w życiu

Angielski baron w dreadach. Nikt nawet nie pomyślałby, czym zajmuje się w życiu

Doktor Mallinson jest jedynym angielskim baronem noszącym dready, a przy tym joginem i hinduskim sadhu. Tłumaczy starożytne manuskrypty, lata nad himalajskimi wioskami na paralotni, część roku spędza w Indiach, część z rodziną w Europie. Agnieszce Burton opowiada o życiu wędrownych ascetów.

Angielski baron w dreadach. Nikt nawet nie pomyślałby, czym zajmuje się w życiu
Źródło zdjęć: © bbc - screenshot

06.10.2016 | aktual.: 06.10.2016 13:53

Co to znaczy żyć jak jogin?

Joginami w Indiach są głównie mężczyźni, kobiety joginki żyją w klasztorach, ashramach. Poznałem jogę, żyjąc w Indiach wśród „holy men” – ludzi zwanych wędrującymi ascetami, czyli sadhu. Ci mężczyźni nie zakładają rodzin, nie posiadają rzeczy materialnych, wyrzekają się normalnego stylu życia. Taki sposób na życie nie jest więc łatwy do naśladowania.

Podobno twoje życie zmieniło się w wieku 14–15 lat, po przeczytaniu książki Kiplinga „Kim”, o chłopcu wędrującym z sadhu po Indiach.

O tak, to była iskra zapalna, ale wszystko zaczęło się dopiero, kiedy w wieku 17 lat pojechałem do Indii.

Pamiętasz moment, kiedy zakochałeś się w tym kraju?

Pojechałem do Indii po raz pierwszy na siedem miesięcy. Najpierw była piękna Goa, potem Hampi. W tamtych latach, w 1988 roku, podróżowanie było trudniejsze. W Hampi nie było wielu hoteli, zatrzymałem się w Hospet. Byłem nieszczęśliwy. Tej pierwszej nocy w ponurym hotelu napisałem w dzienniku: „co ja tu robię? Przede mną jeszcze sześć długich miesięcy, z których nie będę się cieszyć”. Ale potem spędziłem wspaniały dzień, włócząc się po ruinach Hampi, poznałem kilku sadhu i pokochałem to miejsce. Tego wieczora napisałem w dzienniku, że Hampi jest najlepszym miejscem na świecie, i to był ten punkt zwrotny.

Co najbardziej fascynuje cię w hinduskich sadhu – ekstremalnych ascetach?

Są charyzmatyczni, weseli, a przy tym bardzo wnikliwi. Ponieważ są zupełnie niezależni, przynajmniej na tyle, na ile człowiek może być niezależny, posiadają bardzo unikalny sposób rozumowania. Powoli stawałem się częścią ich świata, a kiedy mnie zaakceptowali, dało mi to wspaniały obraz Indii i możliwość łatwiejszego wędrowania, w szczególności po miejscach kultu. Miałem gdzie się zatrzymać, sadhu byli moimi przewodnikami po każdym miejscu, do którego pojechałem. Uczyłem się klasyki w szkole, a w Indiach klasyka jest nadal żywa. Może starożytne teksty nie są już tak studiowane, ale mitologia, wiara w święte miejsca – to wszystko nadal żyje.

Opowiedz o najbardziej ekscentrycznych ascetach, jakich poznałeś w Indiach.

Boże, od kogo zacząć? Oni wszyscy, z samej definicji, są ekscentryczni! Z pewnością niezwykli! Jest na przykład taki młody Nath jogin, nazywa się Anand Nath. Charyzmatyczny, dosyć przerażający i palący dużo chilams (specjalna fajka – przyp. red.), ale jednocześnie niezwykle gibki, bez problemu wykonujący najbardziej skomplikowane sekwencje jogi.

Czy mnisi Nath byli pierwszymi, którzy zaczęli mówić o hatha jodze w swoich starożytnych tekstach?

Trochę bym się o to spierał, a wiele pisałem na ten temat. Istnieją dwie tradycje, które w połączeniu tworzą hatha jogę. Nath z jednej strony są blisko połączeni z pewnymi tantrycznymi tradycjami, które uczą o czakrach i kundalini. Z drugiej strony istnieją tradycje kładące nacisk na fizyczną stronę jogi. Ale na pewno Nath odegrali istotną rolę w kształtowaniu się jogi przez ostatnie tysiąc lat.

A czy naprawdę odprawiają magiczne, tantryczne rytuały?

Tak, mówiono mi o tym, ale osobiście tego nie widziałem. W tradycji Nath jeden z najwyższych stopni inicjacji dotyczy „wstrzykiwania” siły życiowej do małej kukiełki. Niedawno został wydany tekst o joginach Nath, który również mówi o tej inicjacji. A więc tak, są blisko powiązani z magicznymi rytuałami tantry.

Jak udało ci się zdobyć zaufanie joginów?

Podam przykład z mojej ostatniej podróży badawczej. Był taki facet, Khareshwari Baba, co oznacza, że nie usiadł od 9 lat. Tacy ekstremalni asceci są znani z tego, że mają porywczy temperament. Gdy tylko podszedłem do tego jogina, stał się bardzo agresywny, ponieważ mam jaTa, długie dreadloki, które zapuszczam od 30 lat, ale nie byłem ubrany w strój sadhu, dlatego był bardzo obrażony. Powiedział, że muszę natychmiast obciąć włosy. Był bardzo agresywny. Ale starałem się mu przypochlebić, usiadłem obok i cierpliwie zadawałem mu pytania, mówiłem odpowiednim językiem. Pokazałem mu, że wiem o jego tradycjach, spuściźnie, używałem pewnych kluczowych słów, właściwych tylko dla sadhu. Kiedy posuwaliśmy się naprzód w naszej rozmowie, zaczął mi ufać i w efekcie zostaliśmy przyjaciółmi. Opowiedział mi o swoim życiu. A zatem jest to sprawa cierpliwości, szacunku i zrozumienia. Ludzie w Indiach są tak naprawdę źle poinformowani na temat sadhu, wrzucają ich wszystkich do jednego wora. Jogini i sadhu tym bardziej doceniają, gdy widzą, że ktoś poświęcił czas, aby zrozumieć ich tradycję.

Obraz
© bbc - screenshot

Wiele nauczyłeś się od swojego guru Balyogi Shri Ram Balak Das, z którym wędrujesz od 1992 roku. Dlaczego wybrałeś właśnie jego na swojego nauczyciela?

Ma charyzmę i niezwykłą energię, nie w rozumieniu New Age, ale prawdziwą energię. Kiedy kręciliśmy film o festiwalu Kumbh Mela w 2013 roku, załoga filmowa przez cały tydzień nie widziała, aby spał lub jadł. Oczywiście myślałem: „o rany, czy mogę też być taki jak on? Co on takiego robi, że jest tak silny?”.

Odkryłeś źródło jego energii?

On powiedziałby, że wynika to z praktykowania jogi, ale nie jestem do końca przekonany, że to cała tajemnica. Myślę, że taki się po części urodził. Od zawsze żył w celibacie, joginem został jako 10-letni chłopiec. Pewnie nigdy nie uda nam się żyć w pełni jak sadhu, ale możemy starać się zaadoptować ich niektóre praktyki, przenosić elementy ich stylu życia do codzienności.

Wykonujesz bardzo trudne asany. Czy zawsze byłeś gibki, czy twoje ciało zmieniło się od codziennego ćwiczenia jogi?

To wszystko sprawił czas i regularne ćwiczenia. Na początku ledwie udawało mi się siadać na podłodze ze skrzyżowanymi nogami. Ale zacząłem praktykować jogę, mając 17–18 lat.

Czy masz dni, kiedy po prostu ci się nie chce?

Nigdy nie jest tak, że mi się nie chce, ale w niektóre dni jestem zbyt zajęty. Zazwyczaj ćwiczę 6 dni w tygodniu.

Czy to prawda, że byłeś na współczesnych zajęciach jogi tylko raz?

Ha, już dwa razy!

Jakie są zasadnicze różnice pomiędzy współczesną jogą, taką jaką znamy, a twoją praktyką?

Umieszczam aspekty współczesnej jogi w moich ćwiczeniach. Na przykład na początku sesji wykonuję „powitanie słońca”, pomimo że w moim rozumieniu ta sekwencja bardzo długo nie była znaczącą częścią jogi. Moja praktyka jest bliższa tej, jaką wykonują sadhu, sekwencje nie wypływają jedna z drugiej, jak np. w ashtanga jodze. W Indiach sadhu ćwiczący jogę nie przykładają takiej wagi do perfekcji ćwiczeń, jak robi się to w niektórych współczesnych tradycjach.

Obraz
© bbc - screenshot

Latasz na paralotni nad himalajskimi wioskami i aby zdobyć serca miejscowych, zabawiasz dzieci żonglerką. Czy to ma jakiś związek z jogą?

Przez 3–4 lata intensywnie ćwiczyłem żonglowanie, robiłem to też, stojąc na głowie. Był to bardziej pokaz dziwadeł niż medytacyjna joga. Nauka żonglerki jest frustrująca, ale kiedy się posiądzie tę umiejętność, powstaje interesujące połączenie między mentalnością i fizycznością, czym jest również joga.

Odpowiednia dieta jest bardzo ważna dla joginów. Czego nauczyłeś się na temat jedzenia od swojego guru?

Bardzo ważne jest, by się nie przejadać. Kiedy mój guru ćwiczy intensywnie jogę, spożywa głównie khichri: ryż i soczewicę ugotowane w jednym garnku, lekko przyprawione, z dużą ilością kurkumy. Jego dieta jest wegetariańska, bez cebuli, czosnku. Nic zbyt ostrego, szczególnie kiedy guru wykonuje vajroli mudra, sekwencja ta dotyczy wciągania cieczy poprzez penisa; albo basti – jogową lewatywę. Mój guru nie pije też mleka, ale lubi jogurt i od czasu do czasu zje coś słodkiego.
Oczywiście w Indiach można się wybrać na bardziej ekstremalne „wczasy dietetyczne”, które powodują prawie magiczną odnowę. Nazywa się je „kaya kalp”, polegają na tym, że idzie się na okres miesiąca księżycowego do jaskini albo specjalnie w tym celu wybudowanego ciemnego pomieszczenia, i spożywa się bardzo małe ilości jedzenia. Zaczyna się, kiedy Księżyc jest zaciemniony, i zjada się łyżkę pożywienia dziennie. Stopniowo zjada się więcej, aż do pełni, gdy można zjeść 15 łyżek, potem znów coraz mniej, do jednej łyżki podczas zaćmienia Księżyca. Ważne jest, aby podczas tego miesiąca nie wychodzić na światło dzienne. Mój guru jeszcze tego nie próbował, zazwyczaj robią to starsi wiekiem jogini. Ale jego guru powiedział mu, że kiedy wyszedł po miesiącu księżycowym z jaskini, miał nowe włosy, paznokcie i nawet odtworzyły mu się zęby.

Z Klaudią, twoją żoną, jesteście razem od ponad 25 lat. Czy ona też jest pasjonatką Indii, jogi i latania na lotni?

Indii tak, joginów też, jest wielką fanką mojego guru, ale nie ćwiczy jogi. Nauczyła się latać na lotni, jednak uznała, że to zbyt niebezpieczny sport. Czasem zabieram na paralotnię moje dwie córki, ale żona bardzo się wtedy denerwuje.

Trudno jest ci się przestawić na angielski styl życia, kiedy wracasz z Indii?

Nie tak bardzo, trasę z Anglii do Indii i z powrotem pokonałem już 40–50 razy. Szczerze mówiąc, przeżywam pewien szok, gdy nagle po kilku miesiącach w Indiach muszę przestawić się na tryb: mycie naczyń, zawożenie dzieci do szkoły, praca na uczelni, odbieranie dzieci ze szkoły. Ostatnio z kolegą z uczelni, na której pracuję, odbyliśmy niesamowitą podróż – przejechaliśmy 4 tysiące kilometrów, zwiedzając takie miejsca jak Karnataka, Madhya Pradesz czy Maharasztra. Teraz po powrocie największym wyzwaniem jest stawienie czoła rutynie, ale na szczęście moja praca akademicka jest ekstremalnie interesująca. Czytając stare manuskrypty, czuję się, jakbym dotykał skrawka magii.

_Sir James Mallinson - piąty w linii rodowej angielski baron, naukowiec. Wykłada sanskryt i hinduistykę na SOAS, University of Londyn. Opublikował osiem książek, które są przekładami starożytnych tekstów z sanskrytu, głównie na temat jogi. Strona jego projektu to: hyp.soas.ac.uk. Poznał jogę, żyjąc w Indiach wśród ludzi zwanych sadhu – wędrujących ascetów. Nie zakładają rodzin, nie posiadają rzeczy materialnych, wyrzekają się normalnego stylu życia. To nie jest łatwe 
do naśladowania. W tradycji Nath jeden z najwyższych stopni inicjacji to „wstrzykiwanie” siły życiowej do małej kukiełki. Jogini tego nurtu są blisko powiązani z magicznymi rytuałami tantry. _

Źródło artykułu:Sens
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)