Ujawnił, jak romansują księża. "Wykorzystywane bez skrupułów"
- Konfesjonał to początek randki, która się kończy w łóżku. Zawodowcy, mam na myśli księży cyników, doskonale wiedzą, jak uwieść kobiety. Typują te, które potrzebują pomocy, które łatwo zmanipulować. To perfidny sposób - mówi Artur Nowak, adwokat, publicysta, autor książki "Plebania".
26.08.2024 | aktual.: 26.08.2024 08:39
Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Opisując relacje księży i ich kochanek, cytujesz powiedzenie: "za mundurem panny sznurem, za sutanną całą bandą". Co kobiety tak właściwie pociąga w sutannie?
Artur Nowak: Idealizują związek z księdzem, uwiedzione wizją jego wyjątkowości - oddania służbie Bogu i wiernym. Chcą go temu Bogu ukraść, to "zakazany owoc". Nie poznają się przecież przypadkowo na dyskotece czy portalu randkowym, a najczęściej w konfesjonale.
Ksiądz daje im uwagę - coś, czego nie mają w domu. Czują się wysłuchane, zrozumiane, co działa terapeutycznie, ale jednocześnie buduje chęć odwdzięczenia się za wysiłek i poświęcony czas. Chcesz być z tym empatycznym człowiekiem dłużej, mieć go dla siebie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ksiądz też się czuje wybrany i widzi, że kobieta, której jest spowiednikiem, świetnie pachnie, doskonale się ubiera. "Jak jest ci źle, możesz do mnie zadzwonić albo napisać na czacie" - sugerowali moim rozmówczyniom duchowni. Niektórzy ten schemat powtarzają później na każdej parafii, pozwalając kobietom wierzyć, że rodzi się między nimi wielkie uczucie. Inni pewnie zakochiwali się i stawali przed wyborem: żyć zgodnie z zasadami celibatu czy zgodnie z tym, co podpowiada serce.
Powiedziałeś, że związek między kobietą a księdzem rozpoczyna się w konfesjonale. Nie uważasz, że dość osobliwe miejsce na romanse?
Młody człowiek, który zostaje wypuszczony z seminarium po kilku latach bycia izolowanym od społeczeństwa, oderwanym od relacji rodzinnych i funkcjonujący wyłącznie w męskim towarzystwie, jest w tej relacji bezbronny. Ma niezrealizowane potrzeby seksualne, buzują mu w głowie fantazje seksualne. Gdy przychodzi do niego kobieta, zaczyna opowiadać o relacjach z mężem, seksualności, to tak naprawdę konfrontuje tego faceta z pożądaniem. I on nie daje rady.
Sfera seksualna jest w Kościele tematem tabu zapieczętowanym poczuciem wstydu. Jeśli coś jest wstydliwe, to najlepiej udawać, że nie istnieje. A przecież im bardziej wypierasz potrzeby seksualne, tym większym wyzwaniem się stają. Konfesjonał to często początek randki, która się kończy w łóżku.
Zawodowcy, mam na myśli księży cyników, doskonale wiedzą, jak uwieść kobiety. Typują te, które potrzebują pomocy, które łatwo zmanipulować. To perfidny sposób, wykorzystujący ich uległość i fakt, że klęczą przed nimi, tak naprawdę szukając pomocy, bo skrzywdził je mąż, ojciec, chłopak. Oni je "dokrzywdzają". Są jednak też takie kobiety, które na tę randkę wybierają się świadomie. Tak to się zaczyna.
Co dzieje się potem?
Ksiądz ingeruje w życie kobiety, która oczekuje rad, zwierza się z problemów. To proces. Z czasem ksiądz się dowiaduje więcej, sięga głębiej w jej historię. Spowiedź otwiera w pewnym sensie bramę do stworzenia głębszej relacji. Rozmawiałem z kobietami, które były oczarowane duchownymi. Za okazaną uwagę chciały dać coś w zamian, to co miały najcenniejszego - szczerą relację, również tę intymną.
Takie związki powstają z niewinnych intencji, w których nie da się z czasem utrzymać w ryzach. Często jednak te kobiety, będące w jakimś trudnym momencie życiowym, są wykorzystywane bez skrupułów.
Podasz przykład?
Poznałem historię księdza, który wykorzystywał finansowo swoje kochanki. Miał kilka kobiet, zresztą bardzo przedsiębiorczych, prowadzących własne biznesy. Każda z nich sponsorowała duchownemu wyjazdy, zakupy, kuracje, sprzęty AGD. Były tak zakochane, że wręcz gotowe się o niego bić. Zdarzało się, że te kobiety dostawały jakąś obietnicę wspólnego życia.
To normalne, że apetyt rośnie w miarę jedzenia - jak w normalnym związku. Nie zadowalają cię już tylko krótkie chwile spędzone razem. Z czasem, gdy kochanki księży tego "więcej" nie otrzymują, zaczynają robić się zazdrosne. Bohaterki mojej książki przeżywały mocno momenty, gdy w otoczeniu ich księży kochanków pojawiały się inne kobiety.
To dlatego duchowny, z którym rozmawiałeś o związkach kobiet z księżmi, stwierdził: "najlepsze są mężatki"?
Tak, z prostego względu: im też nie zależy na wspólnym życiu. Są dyskretne, mogą sporo stracić. Mają mężów, kredyty, dzieci. Nie ma dla księży bezpieczniejszego sposobu, by mieć ciastko i zjeść ciastko. Co ciekawe, niektóre mężatki romansujące z księżmi przyznawały, że wykorzystywały status kochanka jako alibi. Bo to przecież ksiądz i to naturalne, że jak mam problem, to idę do niego.
Mąż takiej kobiety nie podejrzewa księdza o złe zamiary?
Nie, bo to w końcu duchowny żyjący w celibacie. Zdarzają się też bardziej wyrachowani księża, którzy wykorzystują łatwowierność mężów kochanek. Zabierają ich na piwo, pozwalają się zwierzać z obaw o to, że żona ma romans, odwracają od siebie podejrzenia. Pewien duchowny znalazł nawet takiemu zatroskanemu mężowi pracę za granicą, żeby móc bezpiecznie spotykać się z jego żoną.
Podkreślasz w książce, że romanse księży z kobietami nie wzbudzają już sensacji, a władze Kościoła doskonale zdają sobie sprawę ze skali problemu. Skoro wszyscy akceptują ten stan rzeczy, dlaczego by nie znieść celibatu?
Biskup zawsze przymyka oko na łamanie zasad celibatu, dopóki nie wybucha skandal. Kościół zbudowano na wielu patologiach. Nieprzestrzeganie ślubów kościelnych jest tylko jedną z nich. Gdyby nie tolerowano hipokryzji, pedofilii czy nadużyć finansowych, instytucja nie zbudowałaby tak masowej struktury. Kościół na szczyty hierarchii wynosi ludzi o niskich zasobach moralnych. Oni są nie od moralności, ale mają zapewnić strukturze wpływy, przywileje i chronić ją przed skandalami. Tak to działa.
Pozwalanie na romanse duchownych służy tak naprawdę utrwaleniu celibatu. Księdzem, który formalnie nie jest zakorzeniony w życiu rodzinnym, łatwiej jest zarządzać. On jest przenoszony co jakiś czas w inne miejsce, nie ma bliskich poza biskupem, który odgrywa rolę jego "ojca". A Kościół to "matka". Oni tak o tej swojej rodzinie myślą. Gdyby ksiądz miał żonę, musiałby liczyć się z jej zdaniem. Co to by było, jakby ona powiedziała mu: "ja się nie przenoszę", albo gdyby zaczęło dochodzić do rozwodów. Kościół absolutnie nie jest na to przygotowany. Ponadto musiałby się konfrontować z empatycznym myśleniem, które jest zupełnie mu obce.
Co zmieniłaby ta konfrontacja?
Wyobraź sobie, że taki proboszcz mówi na kazaniu o tym, jakim złem jest homoseksualizm. No i w domu siada na niego żona: "Nie opowiadaj takich głupot ludziom. Nie rób mi wstydu". Zasiewa w nim ziarno zwątpienia w nauki kościelne. W tym środowisku nie przewidziano miejsca dla kobiet. Kościół został zaprojektowany przez mężczyzn dla mężczyzn.
Jak wygląda życie na plebanii, na których księża żyją w związkach romantycznych z gospodyniami, czyli tzw. michałowymi?
"Michałowe" są obecnie praktycznie na wymarciu. Tradycja ma się jednak dobrze w diecezji kieleckiej, tarnowskiej i rzeszowskiej. Księża mieszkają tam z gospodyniami na plebaniach, a dzięki temu, że wierni wiedzą o ich stałej relacji, mogą praktykować życie towarzyskie jako para. Spotykają się z innymi duchownymi i ich partnerkami. Opowiadają sobie wzajemnie o planach na wakacje. Takie związki są dla obu stron najzdrowsze, bo nie wymagają konspiracji.
Z rozmów z partnerkami księży wiem, że cierpią przez zatajanie romansu z księdzem przed światem. Nie mogą bowiem doświadczać tej relacji w pełni. "Michałowe" mają znacznie większą swobodę, będąc na co dzień na plebanii, niż kobiety spoza tego kręgu. Zupełnie inaczej do związków kobiet z księżmi podchodzi się w kurii.
Co masz na myśli?
Tacy księża mieszkają czasem w budynkach kurialnych. Wprowadzenie do nich kobiety i wymyślanie legendy tłumaczące jej pobyt w pokoju duchownego jest trudne. Poza tym w kuriach przeważają homoseksualiści. Z prowadzonych na Zachodzie analiz wynika, że połowa księży to geje, więcej, bo 70 proc. jest w wyższych szarżach biskupów i kardynałów. Paradoksalne jest to, że o homoseksualizmie mówi się w Kościele w kategoriach grzechu, a najwięcej karier w tej instytucji zbudowano na relacjach seksualnych z przełożonym.
Wracając do związków księży kurialnych z kobietami - głośna w tym kontekście jest sprawa biskupa Milewskiego, opisana przeze mnie i prof. Stanisława Obirka w "Gomorze". Jako młody biskup Milewski wyjechał uczyć się do Anglii języka. Mieszkał w kawalerce u korepetytorki, która na ten czas, żyła tam sama bez dzieci. Pewien ksiądz nam opowiadał, że biskup przestał chodzić na msze, nie meldował się też na parafii. Sprawą zajmował się nawet Watykan. Milewski spowodował zgorszenie wśród wiernych. Zauważ, że w tym przypadku Kościół nazywa zgorszeniem coś, co wydaje się normalne. A więc związek kobiety i mężczyzny, który obserwują postronni ludzie. I co jest chore w tej instytucji.
A do tego winą za zgorszenie obarcza wyłącznie kobietę.
Nikt w Kościele nie przejmuje się tym, co czują kobiety. Etykietę kusicielek przypisuje się im od pierwszych stron Biblii, w opowieści o Ewie zrywającej owoc z zakazanego drzewa. Kościół tuszuje wybryki księży, zrzucając na kobiety winę i budując narrację o ściąganiu bożego sługi na złą drogę.
Przykładem na to, jaką cenę ponoszą za błędy duchownych, pokazuje historia 16-latki zgwałconej przez wikarego. Piszę o niej w książce: dziewczyna w ciąży zostaje zesłana przez kurię do klasztoru, dziecko oddano do adopcji zaraz po narodzinach. Z decyzją zgadzają się rodzice nastolatki. Nie protestują. Kościelny system niszczy dziewczynie życie. Wszystko po to, żeby ksiądz mógł dalej pełnić służbę na parafii. Kobieta dopiero w wieku 50 lat znajduje siłę, aby ułożyć wszystko na nowo.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Sara Przepióra