Barbara Hoff – PRL‑owska królowa mody
„W pewnym sensie miałam władzę nad wyglądem polskiej ulicy” – przyznaje w jednym z wywiadów. Była niekwestionowaną królową mody w siermiężnych i szarych czasach PRL-u. Ubierała największe gwiazdy estrady, ale także tysiące zwykłych Polek, które ustawiały się w gigantycznych kolejkach, żeby kupić słynną sukienkę z kolorowego sztruksu – jeden z legendarnych projektów Barbary Hoff.
„W pewnym sensie miałam władzę nad wyglądem polskiej ulicy” – przyznaje w jednym z wywiadów. Była niekwestionowaną królową mody w siermiężnych i szarych czasach PRL-u. Ubierała największe gwiazdy estrady, ale także tysiące zwykłych Polek, które ustawiały się w gigantycznych kolejkach, żeby kupić słynną sukienkę z kolorowego sztruksu – jeden z legendarnych projektów Barbary Hoff.
Od najmłodszych lat lubiła dobrze się prezentować, o co dbali jej rodzice, zwłaszcza ojciec, znany katowicki prawnik. „Tatuś uwielbiał, gdy się ładnie ubierałam i szłam z rodzicami do znajomych albo do kawiarni” – wspomina Barbara Hoff.
Zamiłowanie do pięknych strojów odziedziczyła po babciach. Jedna z nich przez wiele lat mieszkała w Wiedniu i – jak głosi rodzinna opowieść – bywała regularnie nagradzana przez tamtejsze domy mody za kupowanie ogromnych ilości eleganckich kreacji. Także druga babcia wzbudzała powszechną sensację ekstrawaganckimi ubiorami i nakryciami głowy.
Mimo to Barbara Hoff początkowo nie wiązała planów zawodowych z modą. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim i chciała kontynuować edukację w łódzkiej szkole filmowej, jednak spóźniła się ze składaniem dokumentów. Zamierzała spróbować za rok, ale wszystko zmieniła rozmowa z legendarnym redaktorem naczelnym „Przekroju” Marianem Eilem, którego tak zachwyciła kreatywność młodej kobiety, że zaproponował jej poprowadzenie rubryki dotyczącej mody.
Inauguracyjny artykuł ukazał się w 1954 r. Barbara Hoff gościła na łamach popularnego tygodnika przez następne pół wieku, podpowiadając Polakom, jak powinni się ubierać.
Moda na trumniaki
Pierwszym projektem, który Hoff opublikowała w „Przekroju” były tzw. trumniaki. „Wtedy na Zachodzie obowiązywała tak zwana włoska moda: kolorowa spódnica, czarna bluzka z szerokim aż po ramiona dekoltem i płaskie pantofelki. Wymyśliłam, by z białych tenisówek, które można było w MHD dostać, wyciąć środkową część z dziurkami i sznurówkami, obszyć czarną tasiemką, potem pomalować je tuszem do rysunków technicznych. No i trumniaki, czyli eleganckie czarne baleriny, były gotowe” – opowiada Hoff. Nietypową nazwę zawdzięczały podobieństwu do tekturowych butów pogrzebowych, w których wówczas często chowano zmarłych.
Artykuły i projekty prezentowane w „Przekroju” cieszyły się ogromną popularnością, ponieważ w latach 50. i 60. na polskiej ulicy królowała szarzyzna i bylejakość. Ubierano się bardzo skromnie, bo w sklepach trudno było kupić coś „wystrzałowego”. Komunistyczne władze tępiły wszelkie przejawy trendów zapożyczanych ze „zgniłego Zachodu”.
„Tylko niektóre środowiska próbowały wyglądać modnie – artyści, trochę studentów, trochę inteligentów. W czasach, gdy sprzeciw kończył się więzieniem, bycie modnie, elegancko ubranym stawało się formą publicznej walki z systemem. Za bycie modnym można było wylecieć z uczelni” – opowiada Barbara Hoff, często podkreślająca, że jej działalność była formą walki z komunizmem.
„W tamtych czasach działalność polityczna była dla osoby z moimi przekonaniami wykluczona, ale w modzie rządziłam po dyktatorsku. Pisałam stylem nieznoszącym sprzeciwu” – wyjaśnia.
Wspaniały wewnętrznie i zewnętrznie
Latem 1959 r. Barbara Hoff poślubiła Leopolda Tyrmanda, znanego publicystę, pisarza, popularyzatora jazzu, konferansjera, ale przede wszystkim jedną z najbarwniejszych postaci ówczesnego świata artystycznego. Agnieszka Osiecka pisała o nim: „Był wspaniały wewnętrznie, ale jemu zależało, żeby być wspaniałym także na zewnątrz. Chciał być zauważany i podziwiany”.
Tyrmand słynął z awangardowego stylu ubierania, do historii przeszedł jako „bikinarz w czerwonych skarpetkach”, choć Barbara Hoff przekonuje, że jest w tym dużo przesady, a jej mąż lubił po prostu „modną elegancję”, co wyróżniało go na tle szarego tłumu na ówczesnej polskiej ulicy.
Uchodzili za bardzo udane małżeństwo, ale z czasem ich drogi zaczęły się rozchodzić. Nazwisko Barbary Hoff stawało się już uznaną marką w świecie mody, natomiast Tyrmand czuł się coraz gorzej w dusznej PRL-owskiej rzeczywistości. Od młodości zakochany był w Ameryce, jej kulturze, muzyce oraz wolności. W 1965 r. wreszcie otrzymał wymarzony paszport i wyjechał z Polski, najpierw przez kilka miesięcy podróżował po Europie i Izraelu, a na początku 1966 r. przybył do Nowego Jorku.
Zdecydował, że nie wróci do Polski. Barbara Hoff nie chciała natomiast wyjeżdżać. Rozwiedli się korespondencyjnie, kiedy ona była w Anglii. Nigdy więcej już się nie zobaczyli.
Kilka lat później Hoff po raz drugi wyszła za mąż – poślubiła fotografa Roberta Kuleszę. Tyrmand ożenił się natomiast z Marry Ellen Fox, doktorantką iberystyki na Uniwersytecie Yale. Zmarł w 1985 r. na zawał serca podczas wakacji w Fort Myers na Florydzie.
Ubrać Polskę
Barbara Hoff nie chciała opuszczać ojczyzny, ponieważ coraz bardziej czuła, że ma misję do wykonania. „Przekrojowa rubryka mody to było coś. W pewnym sensie miałam władzę nad wyglądem polskiej ulicy. Ale czułam, że to nie to. Chciałam nie tylko podpowiadać Polsce, jak się ma ubierać, ale sama tę Polskę ubierać” – wspomina.
Na początku lat 70. powstała firma Hoffland. Projektowane przez Hoff stroje szyły zakłady Cora i Odra, a kreacje można było kupić w Centralnym Domu Towarowym w Warszawie (późniejszych Domach Towarowych Centrum).
Już pierwsza kolekcja sukienek z kolorowego sztruksu okazała się gigantycznym sukcesem. „W dniu sprzedaży przyszłam koło południa. W środku było pandemonium. Ekspedientki płakały, nie mogły opanować sytuacji. Przyjechała milicja. Ludzie wybili szyby, szarpali się, kradli ciuchy. Jedna z sukienek miała wielki, piękny krawat i w tym tłumie ucinali i kradli te krawaty. Ekspedientki mnie znienawidziły” – opowiada Barbara Hoff.
Co roku wypuszczano blisko 200 modeli ubrań sygnowanych jej nazwiskiem. Choć stroje rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, projektantka przez 13 lat pracowała dla Domów Centrum za darmo, żyjąc z honorariów z „Przekroju”. Współpracowała też z tygodniem „Szpilki” oraz miesięcznikiem „Kobieta i Styl” .
Naród jak z działki
W strojach projektowanych przez Barbarę Hoff pojawiały się największe ówczesne gwiazdy. Dzięki niej Halina Frąckowiak zrobiła furorę podczas występu na festiwalu w Opolu w 1970 r., wychodząc na scenę w złotej „zbroi”, ze spódniczką, stanikiem i dużymi bransoletami na rękach i szyi.
Hoff ubrała też członków zespołu Breakout w surduty w stylu sędziego z westernu, a Aleksandrze Śląskiej uszyła czarny płaszcz do kostek, ze ślicznymi guzikami i aksamitnym kołnierzykiem, w którym gwiazda pojawiła się na festiwalu w Wenecji. „Nieziemsko zgrabna Ola w tym zestawie była na festiwalu najelegantszą aktorką” – opowiada Hoff, która projektowała również dla filmu – jej autorstwa są kostiumy w „Grze” Jerzego Kawalerowicza czy „Przekładańcu” Andrzeja Wajdy.
Hoffland przetrwał transformację ustrojową, która dokonywała się w Polsce na początku lat 90. „Gdy w 1989 roku przyszła wolność, pomyślałam, że teraz kładę się na trawie i oglądam chmury. Ale okazało się, że z tej trawy to nici, bo ja bardzo lubię pracować, projektować” – żartuje Hoff.
Jednak w 2006 r. nowi właściciele Galerii Centrum uznali, że Hoffland nie jest rentowny. Stopniowo kolekcje słynnej kreatorki znikały ze sklepów, zastępowane przez globalne marki.
Jednak Barbara Hoff jest wciąż aktywna i chętnie komentuje styl Polaków. „Cały naród wygląda jak na działce. Ludzie chodzą po mieście, a wyglądają jakby wyszli przed dom na wsi” – stwierdziła niedawno.
Rafał Natorski/(gabi)/WP Kobieta
Niektóre cytaty pochodzą z wywiadu z Barbara Hoff, który ukazał się w „Wysokich Obcasach”, pod tytułem „Polityczny fason kiecki Barbary Hoff”