Blisko ludzi"Białe relacje" millenialsów. Intymna bliskość dla wielu nie istnieje

"Białe relacje" millenialsów. Intymna bliskość dla wielu nie istnieje

26-letnia Klara po 4 latach związku zupełnie straciła ochotę na zbliżenia. 24-letnia Jowita zerwała z chłopakiem, bo musiała planować randki w sypialni z kalendarzem w dłoni. Z kolei 29-letnia Maja rozwiodła się, bo jej mąż poszukał intymności w agencji towarzyskiej. Żadna z nich nie ma jeszcze 30-tki, a ich pożycie seksualnie umarło.

"Białe relacje" millenialsów. Intymna bliskość dla wielu nie istnieje
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Paulina Brzozowska

16.09.2019 | aktual.: 16.09.2019 20:20

"Cześć, mam na imię Klara, mam 26 lat, w związku jestem od 4, od 3 miesięcy nie uprawiam seksu" - chociaż brzmi to jak wstęp do psychoterapii grupowej, okazuje się, że coraz więcej dwudziestolatków żyje w celibacie. Millenialsi wcale nie są tak rozwiąźli, jak wydaje się to ich rodzicom i dziadkom.

Zmęczenie materiału

Klara naprawdę ma 26 lat. I naprawdę od 4 lat jest w związku ze swoim chłopakiem, na którym bardzo jej zależy. Nie minęła się też z prawdą mówiąc, że od 3 miesięcy nie uprawia seksu. Czemu? Jej libido po prostu zamarło.

- Już pół roku temu poczułam, że nie mam ochoty na seks. Mój chłopak niby to rozumie, ale widzę, że sprawia mu to przykrość i zaczyna kwestionować swoją pewność siebie. Tu nie chodzi o to, że on mi się nie podoba. Po prostu współżycie nie sprawia mi przyjemności. Pracuję niemal 7 dni w tygodniu. Kiedy już mam wolne, nie mam ochoty skakać w sypialni przez 2 godziny, żeby mój facet był w końcu zadowolony, bo krócej to nigdy nie trwa. Jestem wykończona, wolę poczytać albo obejrzeć jakiś film - wyznaje młoda kobieta.

Klara przyznaje też, że spodziewała się potępienia ze strony swoich koleżanek. Tymczasem większość z nich zmaga się podobnym problemem. - Kiedy zwierzyłam się im, że mam problemy w sypialni, okazało się, że im też daleko do ognistych temperamentów. Dwie z nich przyznały, że co kilka tygodni zmuszają się do seksu, żeby ich partner od nich nie odszedł, mimo że nie mają ochoty na zbliżenie. To jest przerażające. Zamierzam iść na terapię. Może uda mi się z tego wyjść - dodaje 26-latka.

Z kalendarzem w ręku

Do seksu zmuszała się też Jowita. 24-letnia graficzka z Warszawy odczuła zanik libido po załamaniu nerwowym, jakie przeszła tuż po maturze. - Udało mi się pokonać nerwicę, jednak do dzisiaj moje libido nie wróciło do normy. Może to kwestia leków, jakie wtedy przyjmowałam, a może zmiany mojego myślenia, ale seks stał się dla mnie tylko przykrym obowiązkiem. W drugiej klasie liceum związałam się z chłopakiem, z którym byłam później 5 lat. Zanim zachorowałam, nasze pożycie było raczej w normie. Nigdy nie byłam jakąś boginią w sypialni, ale byłam zadowolona ze współżycia i czerpałam z niego przyjemność. A później wszystko się zmieniło - mówi Jowita.

- Kiedy zaczęłam się już dobrze czuć, mój chłopak poruszył temat seksu. Chciał wiedzieć, kiedy do niego wrócimy, czy myślałam o tym i jak to ma wyglądać. W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że nie mam ochoty do tego wracać. W ogóle nie czułam popędu. Mijały tygodnie, ja usprawiedliwiałam się chorobą, on coraz częściej inicjował zbliżenia, co ja odrzucałam. Zaczęliśmy się kłócić i w końcu on powiedział, że tak dłużej nie może. Że seks jest dla niego ważny i bez tego nie wyobraża sobie związku. Bałam się, że mnie zostawi. Więc zaczęłam się zmuszać - wspomina kobieta.

Jowita przez 3 lata z kalendarzem w ręku planowała współżycie. - Pozwalałam swojemu facetowi na seks raz na dwa tygodnie. Więcej bym nie zniosła. Zaciskałam zęby i udawałam, że jest mi przyjemnie. Nie chciałam tego, ale wolałam się przemęczyć te kilkanaście minut, żeby nie było kłótni i mieć spokój na kolejne dwa tygodnie. W końcu przy pomocy terapii doszłam do wniosku, że tak nie można żyć. Zerwałam z chłopakiem i skupiłam się na sobie i swoich potrzebach. Mija rok, odkąd jestem sama. O seksie w ogóle nie myślę. Nie potrzebuję go w swoim życiu - tłumaczy 24-latka.

Coraz rzadziej, coraz mniej

Jak wskazuje psychoterapeutka Susanna Abse, za coraz większą wstrzemięźliwość millenialsów odpowiada hiper-seksualizacja przestrzeni społecznej i mediów. Powszechny stereotyp "zawsze chętnej" kobiety i mężczyzny non stop gotowego do "akcji" sprawia, że młodzi ludzie coraz częściej zatracają umiejętność stworzenia trwałej relacji intymnej, opartej na bliskości i zaufaniu. W relacjach boją się porównywania do "ideałów", które oglądają w mediach, nie chcą być odrzuceni.

Podobne zdanie ma seksuolog dr Krzysztof Kwieciński. - Pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków narzuca sobie coraz szybszy tryb życia. Więcej pracują, realizują swoje ambicje zawodowe i osobiste, spychając relacje międzyludzkie na drugi plan. Pożycie intymne jest dla nich kolejną z rzeczy do "odhaczenia" na liście do zrobienia. W utrzymacie współżycia na satysfakcjonującym poziomie dla obu stron należy włożyć wiele pracy i zaangażowania. Młodym ludziom coraz bardziej się po prostu nie chce - zaznacza ekspert.

- W moim gabinecie coraz więcej jest dwudziestolatków, którzy nie uprawiają seksu od miesięcy. Głównie dlatego, że stresują się oczekiwaniami, jakie z każdej strony ich atakują. Mówi się, że młodzi ludzie powinni mieć ogromne libido i płomienny temperament. Kiedy tego brakuje, dwudziestolatkowie czują, że coś z nimi nie tak. To rodzi nerwy, które są prostą drogą do poważnych zaburzeń współżycia. Ważne, żeby pamiętać, że każdy powinien zgadzać się zbliżenie w zgodzie ze swoimi potrzebami i swoim własnym sumieniem. Nic nie robimy na siłę. Nie można powiedzieć, że czyjeś współżycie jest złe. Każdy odpowiada na swoje potrzeby - wyjaśnia Kwieciński.

Dyspensa na zdradę

Przez niskie libido rozpadło się małżeństwo 29-letniej Mai. - Wyszłam za mąż w wieku 25 lat. Nasze życie łóżkowe było w porządku, choć mąż miał większe potrzeby. Mimo to udawało nam się jakoś godzić. Potem dostałam awans na dyrektora zespołu i zaczęłam mieć mnóstwo pracy. Wracałam do domu późno, wykończona. Nie miałam siły na seks. W weekendy chciałam trochę odpocząć, nie myślałam o współżyciu. Mąż zaczął się na mnie o to boczyć. Wybuchały awantury. W końcu wpadłam na najgłupszy pomysł mojego życia - mówi.

- Po długim namyśle zaproponowałam swojemu mężowi, żeby poszedł do agencji towarzyskiej. On zaspokoiłby swoje potrzeby, a ja miałabym spokój. Nie chciałam zmuszać się do seksu, bo czułam, że wyrządzę tym sobie jeszcze większą krzywdę. Nie chciałam się też rozstać. Poza łóżkiem byliśmy naprawdę zgraną parą. Doszłam do wniosku, że przecież w agencji chodzi tylko o cielesność. Bez emocji, bez problemów. Mąż najpierw się zapierał, mówił, że chyba oszalałam. Aż w końcu to zrobił. Po tym "incydencie" zaczęliśmy się od siebie oddalać. Zniknęła jakakolwiek intymność, bo to mąż dostawał od pań do towarzystwa. Rozwiedliśmy się po roku. Do dzisiaj żałuję, że po prostu nie poszliśmy razem do seksuologa. Ale może dobrze się stało. Dzisiaj seks dla mnie nie istnieje. Nie szukam partnera. W celibacie żyje mi się najlepiej - wspomina Maja.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (412)