"Brednie, po prostu". Matki podzielone książką o seksie dla przedszkolaków
W jednej z grup w mediach społecznościowych został opublikowany fragment książki Grzegorza Kasdepke. Pisarz edukuje w niej dzieci w sprawach seksu, ale nie wszystkim spodobało się, w jaki sposób to robi.
29.10.2018 | aktual.: 29.10.2018 21:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dyskusję wśród rodziców wywołały dwa zdania wyjęte z pozycji napisanej przez Kasdepke "Kocha, lubi, szanuje. Czyli jeszcze o uczuciach". Przedstawia ona ważne kwestie w przystępny dla dzieci sposób. Wiele mam uznało, że książka oszukuje dzieci i celowo wprowadza je w błąd. Inne z kolei wyśmiały to nastawienie.
Fragment brzmi: "Dorośli rozbierają się, mocno się do siebie przytulają i jest im bardzo miło - opowiadał bez emocji Bodzio. - A siusiak taty rośnie i robi się na tyle duży, że może go włożyć w to miejsce u mamy do siusiania".
"Nie za mocne, natomiast zdecydowanie źle napisane. Brednie, po prostu" - pisze Sylwia. Wtóruje jej Weronika: "To nie jest za mocne, to jest nieprawdziwe. No chyba, że któraś z was tu doświadczyła wkładania siusiaka w cewkę moczową?". Za dziewczynami stoi kilka innych kobiet: "To nie jest mocne. To jest durne", " beznadziejnie zinfantylizowane nazewnictwo narządów. Skoro mówimy wprost to edukujmy do końca" czy "Siusiak? Miejsce do siusiania? Matko, co za debilizmy" to jedne z wielu komentarzy.
Jednak zdecydowanie więcej jest matek, które uznają książkę za odpowiednią. Ich główne argumenty opierają się na tym, że książka jest napisana takim językiem, jakim posługują się dzieci. Więc nie ma się co dziwić, że z naszej perspektywy jest infantylny. Wielu rodziców czytało tę pozycję swoim dzieciom i nadal uważają to za dobrą decyzję.
"Ludzie to są DZIECI!" - pisze Magda. "One nie zrozumieją terminów naukowych! Trzeba język dostosować do wieku dziecka a moim zdaniem tu jest dobrze dostosowany". Przytakuje jej Patrycja: "Czytałam córce i przy okazji opowiedziałam wszystko swoimi słowami. To jest język dzieci, które coś podejrzały ukradkiem".
Całą dyskusję bardzo ironicznie podsumowała Gabriela: "O kurde, mocne. Prawie pornos". Jednak poza wyśmianiem całej sytuacji, ta dyskusja postawiła ważne pytanie: czy powinniśmy zatrudniać bociana do czasu, gdy dziecko zacznie chodzić na zajęcia biologii, czy jednak lepiej od początku tłumaczyć mu dokładnie kwestię współżycia?
Masz historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl