Być jak Kate Middleton czyli własny fryzjer na porodówce
Przedłużające się akcje porodowe, bezlitośni lekarze, nieprzyjemne położne – na temat polskich porodówek krąży wiele historii. Tam, gdzie takich problemów nie ma, młodym matkom spędza sen z powiek coś zgoła innego. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie, obserwując doniesienia zza oceanu.
01.12.2015 | aktual.: 02.12.2015 16:40
Przedłużające się akcje porodowe, bezlitośni lekarze, nieprzyjemne położne – na temat polskich porodówek krąży wiele historii. Tam, gdzie takich problemów nie ma, młodym matkom spędza sen z powiek coś zgoła innego. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie, obserwując doniesienia zza oceanu.
Wprowadzenie jednych trendów pociąga za sobą kolejne. Do niedawna żywe emocje budziły przeprowadzane na porodówkach sesje fotograficzne. Po pewnym czasie profesjonalne zdjęcia z pierwszych chwil życia nowo narodzonego dziecka okazały się niewystarczające. Jak podał „The New York Times”, w Nowym Jorku kobiety na porodówkach zaczęły domagać się usług fryzjerskich. Wszystko przez Kate Middleton, która praktycznie chwilę po drugim porodzie wyszła przed szpital wyglądając nie tyle świeżo, co wręcz kwitnąco.
Przybycie do londyńskiego szpitala Amandy Cook Tucker, nadwornej fryzjerki rodziny królewskiej, zwiastowało rychłą prezentację drugiego ‘royal baby’. Księżna Kate wychodząc przed szpital z małą Charlotte była już uczesana i wymalowana. Dlaczego podobnie podczas zaprezentowania światu swojego dziecka nie miałyby postąpić inne kobiety? Zmęczone, spocone, a do tego potargane – tuż po porodzie kobiety promienieją szczęściem, ich wygląd sprawia jednak wrażenie, jak gdyby co dopiero przebiegły maraton.
Mieszkanki Nowego Jorku, które postanowiły pójść śladem Kate Middleton, po porodzie chcą wyglądać świeżo, jak lepsza wersja samej siebie. Przed nimi bowiem nie tylko pierwsze zdjęcia z dzieckiem, ale i następujące po sobie kolejne wizyty najbliższych. Efekt? Na oddziałach poporodowych pełne ręce roboty ma zarówno personel szpitali, jak i fryzjerzy. Według informacji „The New York Times”, kobiety za odświeżenie swojego wyglądu płacą nawet 700 dolarów.
Dokładnie taką sumę za poporodową pielęgnację włosów inkasuje słynny stylista fryzur Chris Lospalluto. Wprawdzie zainteresowanie jego usługami nie jest jeszcze tak liczne i ogranicza się do maksymalnie kilku szpitalnych wizyt w miesiącu, jednak sam pomysł zdaje się przypadł do gustu także kobietom o mniej zasobnym portfelu. Może to nie taki zły pomysł, by w ramach opieki poporodowej zaproponować szczęśliwym matkom także wsparcie fryzjera?
Małgorzata Mrozek / Kobieta WP