Cusco - dawna stolica Inków
Cusco to miejsce niezwykłe i niepowtarzalne. Tylko w Cusco miesza się współczesność z dawnymi dziejami, gdzie na gruzach inkaskich fundamentów wzniesiono barokowe katedry, a potem pokryto je czerwoną dachówką.
21.09.2011 | aktual.: 07.09.2018 15:35
Można godzinami spacerować wąskimi, brukowanymi uliczkami i podziwiać peruwiańskie zabytki.
Na Plaza de Armas powiewały dwie flagi, jedna z nich w kolorze czerwono – biało - czerwonym (flaga Peru), a druga w kolorze tęczy, znak rozpoznawczy miasta. W tym właśnie miejscu zaczęła się moja przygoda z Cusco. Plac otaczają piętrowe domy z pięknymi drewnianymi balkonami i obszernymi arkadowymi podcieniami. Pośrodku placu stoi fontanna i drewniane ławeczki, zapewne czekają na strudzonych zwiedzaniem turystów.
Swoje pierwsze kroki skierowałam do monumentalnej XVI-wiecznej katedry w stylu kolonialnym. Tak jak większość tutejszych kościołów tak i tę katedrę hiszpańscy konkwistadorzy wznieśli na fundamentach inkaskiej budowli. Niegdyś w tym miejscu stał bowiem pałac Inki Wirakoczy. Przy wejściu kupiłam karnet za 50 soles (1 sol = 1 zł), który upoważnił mnie do zwiedzania wszystkich świątyń znajdujących się w mieście. W środku katedry znajdują się misternie zdobione ołtarze, na ścianach wiszą przepiękne obrazy. Gdzie nie spojrzałam było złoto i srebro. Szczególną uwagę zwróciłam jednak na „Ostatnią wieczerzę”. Patrzyłam na malowidło przez dłuższą chwilę i nie mogłam uwierzyć, Chrystus zajadał się... pieczoną świnką morską.
Tuż obok katedry znajduje się kolejne budowlane arcydzieło, Iglesia de La Compania, którą Hiszpanie zbudowali na kamieniach inkaskiego pałacu Huayna Capa. Kościół przyciąga bogato zdobioną, barokową fasadą, a w środku istną sztuką sakralną, licznymi obrazami i rzeźbionymi ołtarzami.
Mocne słońce nie dawało chwili wytchnienia. Popijając Inka Cola, popularną w Peru żółtą oranżadę, szłam Avenida El Sol w kierunku Iglesia de Santo Domingo. Po drodze zauważyłam, że przy skrzyżowaniu na tabliczce informacyjnej widnieją dwie nazwy ulicy. Jedna jest w języku hiszpańskim, a druga w języku keczua, którym posługiwali się Inkowie i który do dziś znają tutejsi Indianie.
Niegdyś na miejscu Iglesia de Santo Domingo stała Świątynia Słońca, której ściany ozdobione były przez półtorej tony czystego złota. Kiedy teraz stałam przed kościołem nie widziałam już złota, pozostały same mury. Ale i te mury mają w sobie coś wyjątkowego. Tworzą bowiem idealnie gładką, sześciometrową powierzchnię, w której pomiędzy łączeniami nie ma żadnego spoiwa. To właśnie czyniło z Inków nadzwyczajnych architektów i konstruktorów. Gołym okiem widać odbudowane przez Hiszpan fragmenty, które spaja zaprawa gruba na kilkanaście centymetrów.
Pod koniec dnia wspięłam się ponad czerwone dachówki barokowych budowli i na placu przed Iglesia de San Cristobal podziwiałam panoramę miasta zatopioną w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca.
Magdalena Jurkowska B., która wspólnie z mężem wybrała się w kilkuletnią podróż dookoła świata. Porzucili „dorosłe życie” i wyruszyli odkrywać najróżniejsze zakątki świata.
(mjb/sr)