Czy mieszkać razem przed ślubem?
Większość Polaków to katolicy. Zgodnie z nauką Kościoła wspólne mieszkanie przed ślubem jest niedozwolone. Również dla wielu osób wychowanych w duchu tradycyjnych zasad, jest to nieprzyzwoite. Mimo to coraz więcej par decyduje się na życie pod jednym dachem przed powiedzeniem sakramentalnego "tak".
29.09.2006 | aktual.: 30.05.2010 14:30
Większość Polaków to katolicy. Zgodnie z nauką Kościoła wspólne mieszkanie przed ślubem jest niedozwolone. Również dla wielu osób wychowanych w duchu tradycyjnych zasad, jest to nieprzyzwoite. Mimo to coraz więcej par decyduje się na życie pod jednym dachem przed powiedzeniem sakramentalnego "tak". Odstawiając na bok kwestie religijne i obyczajowe, gdyż jest to osobista sprawa każdego z osobna, taka decyzja ma coraz więcej zwolenników, ale, jak w każdej sprawie, są też przeciwnicy.
Najczęściej powtarzanym argumentem jest potrzeba lepszego poznania. Zwłaszcza w pewnym wieku ludzie potrzebują już więcej kontaktu ze sobą niż weekendowe wizyty w kinie. Poza tym spotykając się kilka razy w tygodniu, nawet przez wiele lat, nie pozna się nikogo tak dobrze, jak mieszkając z nim. Przecież każdy ma swoje przyzwyczajenia, nawyki, które możemy poznać dopiero w codziennym życiu.
Nie zawsze szczęśliwie
Tym właśnie sugerowała się Judyta, która poznała Tomka na ostatnim roku studiów. On pracował, ona pisała pracę magisterską i pracowała na pół etatu. Zakochali się w sobie, chcieli ze sobą spędzać jak najwięcej czasu, niestety obowiązki ograniczały chwile, które mogli sobie poświęcić. Tomek niedawno odebrał własne mieszkanie i namawiał swoją dziewczynę, by przeniosła się do niego. Propozycję przyjęła z entuzjazmem i po pięciu miesiącach znajomości, wbrew woli rodziców, Judyta wprowadziła się do mieszkania partnera. Jako że pokoje nie były wystarczająco umeblowane, postanowili je wspólnie wykończyć. Judyta wydała niemal wszystkie pieniądze, żeby dołożyć się do kupna najpotrzebniejszych sprzętów.
Judyta tłumaczyła rodzicom, że dzięki tej decyzji, zbliży się do Tomka, zaczną poważne życie, co pozwoli im sprawdzić się, zobaczyć czy do siebie pasują. Zarówno matka jak i ojciec byli bardzo przeciwni, jednak uszanowali jej wolę, uznając, że jest dorosła i już sama odpowiada za własne życie. Wspólne mieszkanie dawało im wiele szczęścia. I tak było przez prawie rok. Problemy między Judytą i Tomkiem rozpoczęły się wraz z kryzysem finansowym. Judyta bardzo to przeżyła: "Tomek jednego dnia w złości zarzucił mi, że jestem na jego utrzymaniu. Później za to przepraszał, ale bardzo mnie to zabolało. Od tej pory zaczął się koszmar. Miałam wyrzuty sumienia przy każdej wydanej złotówce. Ten dyskomfort przeniósł się później na inne sfery życia".
Krótko po tym sytuacja w domu stała nie do zniesienia i Judyta musiała wrócić do rodziców. Ich związek się rozpadł. Nie obyło się bez "a nie mówiliśmy". Tak naprawdę dopiero wtedy Judyta i Tomek naprawdę się poznali, niestety z tej złej strony. Wiele miesięcy trwały spory o zwrot pieniędzy, które dziewczyna zainwestowała w mieszkanie. Tomek nie okazał się człowiekiem honorowym. Nie zabrakło niemiłych słów i przykrych sytuacji.
Nauka na błędach
Judyta wiele się nauczyła i cieszy się, że to, co dziś wie o Tomku wyszło na jaw teraz a nie po ślubie. Straciła jednak przez całą tą sytuacje bardzo dużo, zarówno pod względem emocjonalnym jak i finansowym. Zastanawia się tylko czy gdyby decyzję o wspólnym zamieszkaniu odwlekli, czy może też nie doszłaby do tego i związek rozpadłby się w mniej dramatyczny i bolesny sposób. Jedno wie natomiast na pewno - gdy będzie miała następnego partnera długo będzie się zastanawiać czy zamieszkać z nim przed ślubem.
Mieszkanie - tak, ślub - nie
Zupełnie inaczej o kwestii wspólnego mieszkania przed ślubem mówi Gosia. Ona mieszka ze swoim chłopakiem od czterech lat. Zanim podjęli taką decyzję dokładnie uzgodnili wszystkie problematyczne kwestie, zatem nie dochodzi między nimi do kłótni na tle finansowym, idealnie podzielili się też obowiązkami domowymi. Naprawdę są szczęśliwi, jednak Gosia ma inny problem. Marzy jej się ślub. Naciska na nią całą rodzina, Gosia naciska na Maćka. On jednak ciągle odpowiada wymijająco. Tłumaczy, że niczego to nie zmieni w ich życiu. Skoro się kochają i wiedzą, że chcą być razem o końca życia to po co te formalności. Przecież nie wpłyną one w żaden sposób na ich uczucia. A tak jest wygodnie. Ślub to niepotrzebne wydatki i mnóstwo zachodu. Pod tym względem Gosia trochę żałuje decyzji sprzed lat. Wtedy podjęła ją pod wpływem chwili, jak wiele osób, chciała się wyprowadzić z domu i to jeszcze z ukochaną osobą. Dziś jednak wie, że gdyby trochę poczekała, przedstawiła swoje warunki, prawdopodobnie już byliby po ślubie. Teraz
brakuje jej w ich związku jedynie pewności i jakiejś formalnej gwarancji, że są razem na zawsze.
Obecnie, gdy wspólne mieszkanie przed ślubem jest tak powszechne, młodzi nie odczuwają tak bardzo tego, że małżeństwo stanowi zupełnie inny etap w życiu. Stanowi zamknięcie jednego rozdziału i rozpoczęcie kolejnego. Kiedyś było to odczuwane zarówno fizycznie - dopiero po zawarciu związku małżeńskiego młodzi przenosili swoje rzeczy do wspólnego mieszkania, wynoszą się z rodzinnego domu, ale też psychicznie - nowożeńcy czuli, że z chwilą powiedzenia sakramentalnego "tak" stają się nową rodziną.
Argumentów za i przeciw jest dużo. Wiele zależy tego, z jakiej rodziny się wywodzimy oraz od wieku, w którym poznajemy partnera. Jednak najbardziej zastanawiające jest to, że bez znaczenia czy ludzie mieszkają ze sobą przed ślubem, czy nie, niestety rozwodów i tak jest coraz więcej.